Ta powieść jest gęsta jak noc i czarna jak mocna kawa. To nie jest kraj dla starych ludzi Cormaca CcCharthy’ego jest doskonałym thrillerem psychologicznym, w którym główną rolę odgrywa sumienie. McCarthy nie stawia pytań o istotę zła, nie dywaguje o przyczynie jego powstania. Ustami szeryfa Bella autor wypowiada słowa zdziwienia, jak wygląda ten świat w porównaniu ze światem sprzed lat:
Jakiś czas temu przeczytałem w gazecie, że nauczyciele natknęli się gdzieś na sondaż, co go rozesłano w latach trzydziestych do niektórych szkół w całym kraju. To był taki kwestionariusz o tym, jakie są problemy z nauką w szkołach. No i natrafili na te formularze, wypełnione i przysłane z różnych zakątków kraju z odpowiedziami na pytania. No i największymi problemami, które wyszły, były takie rzeczy, jak rozmawianie w klasie i bieganie po korytarzu. Żucie gumy. Ściąganie. Tego typu sprawy. No to wzięli jeden formularz, który był pusty, wydrukowali ileś kopii i wysłali do tych samych szkół. Czterdzieści lat później. No i nadeszły odpowiedzi. Gwałty, podpalenia, morderstwa. Narkotyki. Samobójstwa. Bo często, jak gadam cośkolwiek o tym, że świat schodzi na psy, ludzie się uśmiechają i mówią mi, że się starzeję. Ale mnie się widzi, że jak ktoś nie umie odróżnić gwałtu i zabijania ludzi od żucia gumy, to ma sporo większy problem niż ja. Czterdzieści lat to nie jest długi czas. Może następne czterdzieści przyniesie niektórym opamiętanie. Jak nie będzie za późno.
Można odnieść wrażenie, że Bell idealizuje przeszłość; przecież jego wuj jeździ na wózku po postrzale, którego doznał lata temu, a morderstwa zdarzały się i wcześniej (to jednak nie na tak masową skalę jak dziś). Niewiele trzeba, żeby rządzić dobrymi ludźmi - mówi Bell - Bardzo mało. A złymi nie da się rządzić w ogóle. A jeśli się da, to ja nic o tym nie wiem.
Każdy rozdział powieści jest poprzedzony przemyśleniami szeryfa, który nie może nadążyć za światem staczającym się po równi pochyłej.
Fabuła jest skonstruowana według Hitchcockowskich przesłanek: najpierw mamy trzęsienie ziemi, a potem stopniowo ciśnienie rośnie. Tym „trzęsieniem ziemi” jest rezultat strzelaniny między gangami narkotykowymi. Polujący na antylopy Llewlyn Moss robi coś, czego nie powinien: przywłaszcza sobie walizkę z pieniędzmi mafii. Największym pechem nie są nasłani przez jedną i drugą stronę Meksykanie na usługach kartelu, a bezwzględny psychopata mordujący dla przyjemności: Anton Chigurh.
Czytelnik cały czas ma świadomość opozycji Bell-Chigurh; pierwszy jest przyzwoitym człowiekiem, który dba o „swoją trzódkę”, targają nim wyrzuty sumienia za coś, co zdarzyło się kiedy walczył na froncie. Chigurh zaś wykazuje wysoce socjopatyczne cechy; posługuje się własna bezduszną logiką, w której nie ma miejsca na litość.
Czytelnik cały czas ma świadomość opozycji Bell-Chigurh; pierwszy jest przyzwoitym człowiekiem, który dba o „swoją trzódkę”, targają nim wyrzuty sumienia za coś, co zdarzyło się kiedy walczył na froncie. Chigurh zaś wykazuje wysoce socjopatyczne cechy; posługuje się własna bezduszną logiką, w której nie ma miejsca na litość.
Książka robi wrażenie od pierwszych stron. Wobec prozy McCarthy’ego nie można zostać obojętnym. Zamierzam przeczytać jeszcze Drogę, a może i kolejne powieści, bo jakoś podskórnie czuję, że się nie zawiodę.
Chciałam jeszcze nadmienić, że Wydawnictwo Literackie wydało książkę w nowym przekładzie (oraz bardzo ładnej okładce adekwatnej do treści; chwała Bogu nie straszy z okładki Bardem;). Część z Was z pewnością zna już różnice między nowym, a starym przekładem. Nie czytałam poprzedniego, ale z tego, co widziałam, odnoszę wrażenie, że poprzedni tłumacz skończył raczej kurs kreatywnego pisania, a w życiu nie miał ani pół translatorium. Przykro, bo myślę, ile jeszcze książek zmarnowano? W każdym razie Robertowi Sudółowi udało się pożenić piękno przekładu z wiernością oryginału. I brawa mu za to.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.