Kiedy w 2013 roku gruchnęła informacja, że w londyńskim Palace Teatre będzie wystawiana sztuka osnuta wokół uniwersum Harry'ego Pottera świat dosłownie oszalał! Dwuczęściowy westendowy spektakl został napisany przez Jacka Thorpe'a, ale temat i fabułę "podrzuciła" J. K. Rowling. Jak donosi The Independent, "w ciągu ośmiu godzin sprzedaży uprzywilejowanej rozeszło się 175 tysięcy biletów". Niektórzy zarzucali autorce pazerność z powodu dzielenia przedstawienia na dwa, inni zaś grymasili z powodu odtwórczyni roli Hermiony, ale jedno nie pozostawia złudzeń: Harry Potter i przeklęte dziecko to wyjątkowe wydarzenie!
W zeszły weekend, dokładnie 22 października, odbyła się polska premiera dramatu - bowiem nowa część Harry'ego Pottera to scenariusz sztuki z klasycznym podziałem na akty i sceny - ale najwytrwalsi fani nie mogąc się doczekać sięgnęli po dostępny również w naszym kraju w większości księgarni oryginał (tym razem zdecydowałam się na tłumaczenie). Z okazji premiery odbyły się liczne eventy; gry, zabawy, konkursy i przebieranki. Warto dodać, że wersja książkowa dramatu jest oparta na pierwszej wersji scenariusza teatralnego, a w Wielkiej Brytanii wydawana została w... urodziny Harry'ego, czyli 31 lipca.
Ósmą część Harry'ego kupiłam we czwartek i od razu przeczytałam, co dało mi naprawdę ogromną satysfakcję. Jasne, że wolałabym, żeby Rowling zaadaptowała sztukę tworząc z niej wersję zbeletryzowaną, ale i tak sprawiła mi - i nie tylko mi - ogromną radość z kolejnej możliwości spotkania z ukochanym światem. Nie czytałam żadnych spoilerów, nie dowiadywałam się o fabułę, bo chciałam wszystko odkryć sama. Wiedziałam jedynie, że akcja dzieje się kilkanaście lat po bitwie o Hogwart, kiedy dorasta nowe pokolenie czarodziejów.
Najbardziej zdziwiły mnie relacje Harry'ego z jego drugim synem, Albusem. To słodko-gorzki obraz więzów, jakie łączą dwie skrajnie różne jednostki; oczekiwania, którym Albus nie potrafi sprostać, oraz zaciętość dorosłego Harry'ego - moim zdaniem świetnie napisanej postaci, dojrzałej, z problemami innymi niż przy pierwszych siedmiu częściach. Gorzej napisany jest Ron, który w Przeklętym dziecku jest raczej ośmieszany, a jego zaangażowanie pomniejszone. Nie wiem, czemu tak dużą rolę napisano Drako Malfoyowi (nie cierpiałam gadziny), a tak niewielką Hermionie i Ginny. Najbladziej wypada... Sami wiecie kto. Igraszki z pewnym urządzeniem bardzo przypominają mi fabułę filmu "About a time", choć niektóre fragmenty wydaja się przerysowane i niedorzeczne (jak na przykład ucieczka z pociągu!), choć całość ma sens, bo zakładam, że nie ma osoby która sięga po Przeklęte dziecko nie znając poprzednich części.
Nie będę zdradzała fabuły, bo to zbyt dobra zabawa, choć pewnie część z Was już ma lekturę za sobą. Mam wrażenie, że ta część skierowana jest wyłącznie do osób, które już dawno zakorzeniły się w świecie czarodziejów, być może mają już własne dzieci, a w każdym razie są na tyle dojrzałe, żeby wracać do Doliny Godryka z nostalgią, niemal łezką w oku.