Header Image

Dziewczyna z pociągu - Paula Hawkins

Dziewczyna z pociągu jest wspaniałym produktem marketingowym, ale bardzo średnim thrillerem. Hawkins mówi o naszej kondycji, jako społeczeństwa, nie ważne, że rzecz dzieje się w Wielkiej Brytanii, bo przemoc wobec kobiet, przemoc domowa jest poważnym problemem na całym świecie. 

źródło: LubimyCzytac.pl

Alkoholiczka Rachel po rozwodzie z Tomem pomieszkuje u przyjaciółki. Rano, jak zwykle wybiera się do pracy pociągiem ósma cztery… z tym, że nie pracuje już od jakiegoś czasu. U kobiety pogłębia się depresja, kiedy widzi swoją następczynie, Annę z dzieckiem. Z dzieckiem, którego nie mogła dać Tomowi. Równocześnie zza okna wagonu obserwuje parę idealną, i ogrzewa się w blasku ich idealnego życia. Jednakże pozory mylą i nic nie jest takie, jakie się wydaje. Dochodzi do tragedii i tylko Rachel mogłaby pomóc, gdyby nie zaniki pamięci.

Historia jest dość prosta. Mamy raczej do czynienia z dramatem kameralnym niż kryminalnym. Może czytałoby się to dobrze, ale język jest prosty jak dla sześciolatka i od pierwszych stron właściwie można się domyślić, co się wydarzy. Rachel jest wykreowana na bohaterkę złamaną, doświadczoną, która ma odbić się od dna, odegrać ważną rolę, ale jest irytująca i natrętna jak końska mucha; ma prawo być słaba, przecież jej przeżycia każdego uczyniłyby słabym, ale jakoś nie mogłam się zmusić, by jej współczuć.

Filmu jeszcze nie widziałam, ale zamierzam. Lubię Emily Blunt i jestem ciekawa, czy ożywiła postać Rachel.

Wyspa klucz - Małgorzata Szejnert

Rodzinna legenda głosi, że wuj Poldek stracił w Ameryce nogę. To zawsze była dla mnie przestroga przed tramwajami, bo – prawdopodobnie przez gapiostwo – noga utkwiła mu w szynach, a tramwaj ją skutecznie amputował. Ale za sprawą Wyspy klucz Małgorzaty Szejnert zaczęłam patrzeć na wuja Poldka zupełnie inaczej – jakiej trzeba odwagi i samozaparcia by płynąć do Ameryki na początku ubiegłego wieku!

Przez niemal wiek imigranci chcący zacząć nowe życie w Stanach Zjednoczonych zmuszeni byli przechodzić żmudne kontrole na wyspie Ellis. Wysepka początkowo miała niewiele ponad trzy akry, a jej nazwa pochodzi od nazwiska jednego z właścicieli: Samuel Ellis kupił ten kawałek piachu w 1773 i prawdę mówiąc sam nie wiedział, co miałby z tym zrobić. Teren ten pierwotnie należał do Indian z plemienia Lenni Lenape, a nazywali ją wyspą mew, lub później wyspą ostryg. Kiedy indziej zaś do wyspy przylgnęła etykietka wyspy wisielców, ponieważ wieszano na niej piratów.

Pod koniec XIX-go wieku Ellis Island stała się wrotami do raju Stanów Zjednoczonych. To tu działał ośrodek przyjmowania imigrantów. W miarę upływu czasu wyspa rozrastała się; powstawały na niej kolejne obiekty, takie jak dormitorium, wielooddziałowy szpital, a także niewielki park. Jednakże to, co miało działać jak dobrze naoliwiona maszyna zaczęło szwankować – ośrodek miał na celu selekcję uchodźców w celu odsiania elementu niepożądanego: w czasach międzywojennych emigrant mógł być odesłany nie tylko z powodu podejrzenia o chorobę zakaźną, taką jak gruźlica czy jaglica, czy niemoralnego prowadzenia, ale i podejrzenia o przynależność do ugrupowań socjalistycznych. Wprowadzono również przepis o zakazie wjazdu osób, które nie mają dziesięciu dolarów na utrzymanie i ewentualna podróż (niekiedy było to ustawowe pięć dolarów); również odmawiano wjazdu robotnikom kontraktowym, oraz… Chińczykom.
Imigranci w kolejce do badań i przesłuchań, 1904 r. źródło: wikipedia.org

Reportaż Małgorzaty Szejnert jest również poświęcony pamięci osób, które pracowały na wyspie: z wielkim oddaniem i dla dobra przypływających do Ameryki komisarzy wyspy, szeregowych pracowników, matron (żeńska pomoc, dziś można by powiedzieć, że to pewnego rodzaju wolontariuszki, czy pracownice socjalne), wśród których znaleźli się między innymi John. B. Weber, William Williams, czy Robert Watchorn. Jednym z zatrudnionych na wyspie był Fiorello la Guardia, późniejszy wieloletni senator, którego imieniem nazwano port lotniczy. Do dziś możemy oglądać przewspaniałe fotografie wykonane przez Augustusa Shermana; jego dorobek jak na ćwierć wieku pracy na Ellis jest zaskakująco niewielki, bo zaledwie dwieście pięćdziesiąt zdjęć. Ale zachwycają one klimatem i są niezwykłym dokumentem etnograficznym; widać na nich nowo przybyłych wystrojonych w niedzielne ubrania podróżnych, większość ma na sobie stroje ludowe, które już niedługo ustąpią miejsca miejskim sukienkom i ubraniom roboczym.
Przybycie na Ellis, ok. 1908 (zdjęcie wykonane przez Lewisa Hine'a), domena publiczna, źródło; wikipedia.org

Wyspa Ellis musiała widzieć wiele bólu, ale i wiele szczęścia – połączone po latach rozłąki rodziny, jak rodzina Jagielskich: Józef Jagielski na przełomie wieków pisał do żony by do niego dołączyła; niektórzy już zadomowieni dawali listownie rady, co zabrać i jak się zachować, wysyłali szyfkarty, które podobnie jak list do Franciszki Jagielskiej nigdy nie dotarły, bo korespondencję zatrzymywała carska cenzura. Jednakże Franciszka dołączyła do Józefa po ponad dwudziestu latach rozłąki, kiedy ich dzieci dorosły i usamodzielniły się. „W latach 1892-1954 do portu nowojorskiego – pisze Szejnert – przypłynęło ponad szesnaście milionów sześciuset imigrantów (…) Ponad sześciuset dziesięciu tysiącom odmówiono wstępu do Stanów Zjednoczonych.” Jak wiele rodzin rozdzielono, jak wiele marzeń podeptano?

Nie wiem, jak ułożyły się losy wuja Poldka, prócz rodzinnej anegdotki nie zostało nic, co by zaświadczało o jego życiu, podejrzewam że ze znaczną częścią imigrantów chcących śnić amerykański sen jest podobnie. Po ośrodku na wyspie Ellis pozostało muzeum, pełne artefaktów z życia pomiędzy światami: starym, europejskim, i tym nowym, przepojonym niekiedy płonnymi nadziejami.

Zaśpiewaj mi książkę, czyli o piosenkach inspirowanych literaturą

Literatura inspiruje! I to nie tylko filmowców. Muzycy również czerpią po książkowe klimaty, które dają im impuls do napisania świetnych piosenek. Literatura, szczególnie poezja od zawsze była kojarzona z muzyką, wystarczy wspomnieć pieśni romantyczne do słów najwybitniejszych poetów. Pop i rock również korzystają poprzez to, że tekściarze sięgają po literaturę. Gdyby nie te inspiracje nie mielibyśmy takich świetnych piosenek jak:

Postać z Dickensowskiego Davida Copperfielda, Uriah Heep stała się nazwą brytyjskiego prekursora heavy metalu. Podobnie jak słynny zespół The Doors zaczerpnął nazwę z Drzwi percepcji wspomnianego już Aldousa Huxleya. Widać w latach 60/70 kapele zakładali ludzie oczytani - John Kay postanowił nazwać grupę Steppenwoolf po Wilku stepowym Hessego. Jeżeli nazwa Veruca Salt z czymś się Wam kojarzy, to spieszę donieść, że to nie tylko nazwa brytyjskiej grupy muzycznej, ale i postać z Charliego i fabryki czekolady. Camus nie tylko inspirował Obcym - Upadek dał nazwę brytyjskiej kapeli post-punkowej The Fall. Kultowa formacja Marillion zapożyczyła nazwę z Tolkienowskiego Silmarillionu. Mechaniczną pomarańczą Anthony'ego Burgessa inspirowali się Moloko (młodzieżowe słowo określające mleko) oraz zapomniana grupa z lat 80-tych Heaven 17 (nazwa wspominanej w powieści grupy muzycznej). 
Oczywiście takich odniesień jest mnóstwo i można prowadzić obszerne badania nad wpływem literatury na muzykę. A może macie jakieś swoje ulubione piosenki inspirowane powieściami?

Ethan Frome - Edith Wharton

Nowela amerykańskiej pisarki Edith Wharton to klasyczny melodramat o miłosnym trójkącie. Akcja rozgrywa się na początku XX-go wieku w małym miasteczku Starkfield w stanie Massachusetts. Tytułowy Ethan Frome jest okaleczonym mężczyzną w średnim wieku, którego poznajemy oczami przybysza z miasta, inżyniera, który ze strzępków rozmów, odprysków wspomnień miejscowych rysuje sobie obraz tajemniczego mężczyzny. Dowiaduje się niewiele: wiele lat temu zdarzył się jakiś potworny wypadek, z którego From wyszedł chromy na ciele i na duchu. Ale From nie jest upośledzony; choć odpowiada monosylabami i stroni od ludzi (z wzajemnością), to wykazuje cechy człowieka inteligentnego, ba, nawet można podejrzewać, że wykształconego. I tak też było w rzeczywistości. Akcja opowiadania przenosi nas płynnie w czasy sprzed tajemniczego wypadku, niemal ćwierć wieku wcześniej, kiedy to Ethan Frome, były student inżynierii żyje na rodzinnej farmie z niedomagającą żoną Zeeną. Zeenie w gospodarstwie pomaga Mattie Silver, młodziutka i pełna życia kuzynka. Ethan odnajduje w niej nie tylko witalność, której brak jego cierpiącej z urojenia żonie, ale i serce, którego Zeena zdaje się być pozbawiona. 


Nowela Ethan Frome została wydana w 1911 roku, 9 lat przed największym sukcesem Wharton, powieścią Wiek Niewinności. Edith Wharton przyszła na świat w 1862 roku, jak większość pisarek tamtego okresu pochodziła z zamożnego domu i obracała się w środowisku ówczesnej bohemy. Dość wcześnie chwyciła za pióro i już w 1887 roku zadebiutowała jako poetka. Szybko się okazało, że Wharton na poezji nie poprzestanie i oprócz opowiadań, powieści i nowel pisała książki z zakresu dekorowania domu i ogrodu, a także eseje podróżnicze. Była trzykrotnie nominowana do literackiej Nagrody Nobla, a za wspomniany już Wiek Niewinności została uhonorowana Nagrodą Pulitzera. 

Początkowo Ethan Frome była nowelką pisaną jako ćwiczenie w języku francuskim, a oparta została na prawdziwym wypadku, w którym zginęła jedna dziewczyna, a trzy pozostałe i jeden człopak odnieśli liczne rany. 


Choć nazwałam Ethana Frome'a klasycznym romansem jest to raczej gorzka opowieść o zaprzepaszczonych szansach, zmaganiu z losem i ironii ślepej fortuny. Co mnie najbardziej ujęło w książce to te maleńkie znaki znamionujące głębokie uczucie - bez słów, jedynie gesty, spojrzenia, karty powieści aż buzują od nagromadzonych uczuć. Kiedy Zeena świadoma uczucia, które Ethan żywi do Mattie chce odesłać dziewczynę, a na jej miejsce zatrudnić kogoś innego, wraz z Ethanem odczuwamy panikę, rozpacz i niemożność przezwyciężenia przeciwności losu. Całość okraszona dwiema stopami śniegu, który, jak można odnieść wrażenie, zalega również na charakterach mieszkańców czyniąc ich stoicko spokojnych, niemalże bezdusznych. Jeffrey Lilburn uważa, że to, co spotkało Mattie w konsekwencji jest alegorią okrutnego losu kobiety końca XIX-go i początku XX-go wieku. 

 W 1993 na ekrany kin wszedł film Ethan Frome z Liamem Neesonem w roli tytułowej. Choć inżyniera zastąpiono pastorem, a Mattie "przefarbowano" z szatynki na blondynkę, obraz pozostaje wierny pierwowzorowi pod względem klimatu nostalgii i smutku.

Jak zreperować zniszczoną książkę, by była jak nowa?

Jak domowym sposobem skleić naderwane strony? Z pewnością spotkaliście się z podobnym problemem: naderwana, bądź całkowicie oderwana strona książki, która darzycie sentymentem. Co zrobić w takim wypadku? 


Najprostszym rozwiązaniem byłoby sięgnięcie po taśmę klejącą, ale nie dosyć, że ma ona nieodpowiednie ph, to szpeci, więc w konsekwencji zamiast naprawić nasz zniszczony egzemplarz tylko byśmy pomnożyli straty. Spotkałam się również z nalepianiem pasków papieru – blisko, ale też pudło! – pasek nieprzezroczystego papieru całkowicie zaklei nam tekst i wygląda dosyć nieelegancko. 
Nieumiejętnie "naprawiona" książka

Ale jest łatwe rozwiązanie naszego problemu: bibułka specjalnie przeznaczona do ubytków i rozdarć. Takie taśmy można kupić w wielu sklepach specjalizujących się w produktach dla bibliotek, ale jako osoba prywatna nie miałam problemu z nabyciem bibułki, na której mi zależało. Dzisiaj możemy wybierać w mnogości artykułów do reperacji książek, w sprzedaży są dostępne produkty bezkwasowe i łatwe w użytku:
  • taśmy papierowe aktywowane wodą,
  • taśmy papierowe transparentne samoprzylepne,
  • bibułki japońskie transparentne z klejem aktywowanym termicznie,
  • taśmy tekstylne lub folie do wzmacniania grzbietów,
  • taśmy do wzmacniania wewnętrznej części książek. 

Zdecydowałam się na bibułkę japońską termo po przeczytaniu kilku wartościowych opinii. Kupiłam ją do naprawy książek naprawdę starych, niekiedy ponadstuletnich. Ale z powodzeniem można stosować je w książkach nowych. 
Mimo tego iż bibułka wymaga użycia źródła ciepła – w tym przypadku żelazko nastawione na ** z wyłączoną parą! – jest prosta w obsłudze i daje zadowalające efekty. Wystarczy przyciąć, przyłożyć, przejechać żelazkiem i gotowe! Książka uratowana! 

Transparentna bibułka do naprawy książek termo
Rozdarta książka przed reperacją i po użyciu taśmy
 

Kobieta w czasach katedr - Régine Pernoud

Francuska badaczka średniowiecza, Régine Pernoud, kultową już pozycją Kobieta w czasach katedr udowadnia, że średniowiecze było zupełnie inne niż utarte stereotypy. Jej praca rzuca światło na wiele aspektów życia społecznego i kultury średniowiecznej Europy. Wydana po raz pierwszy w 1980 roku książka (polskie wydanie 1990 r.) doczekała się kolejnych wydań i wciąż jest na liście najpoczytniejszych pozycji dotyczących średniowiecza, a także jedną z najpopularniejszych książek o historii kobiet.
Kobieta w czasach katedr - Regine Pernoud. źródło: LibimyCzytac.pl

W starożytności kobiety i niewolnicy byli traktowani jak przedmioty; ojcowie mieli prawo pozbywać się nowonarodzonego dziecka zgodnie z prawem, jeśli urodziło się wątłe lub płci żeńskiej. Kiedy chrześcijaństwo zaczynało przybierać na sile, kobiety zaczynały wyzwalać się spod hegemonii ojców zostając wybrankami Jezusa - nie była to czcza egzaltacja, tylko praktyczne podejście do życia: nie chciały, by mężczyzna narzucał im swoją wolę, nie chciały spod jurysdykcji ojca przechodzić pod nie zawsze opiekuńcze skrzydła męża - niczym rzecz.

Pernoud podkreśla emancypacyjny charakter chrześcijanizmu zaczynając stwierdzeniem niezaprzeczalnego faktu, że to kobiety właśnie, chrześcijanki, "nawracały" swoich pogańskich mężów zasiadających na tronach Europy, jak Klotylda, która "nawróciła Francję" - Chlodwig, potężny władca Franków przyjął chrześcijaństwo w około 500 roku za namową i staraniami Klotyldy.
św. Hildegarda z Bingen. źródło: wikipedia.pl

Wówczas także narodził się nowy typ kobiety: zakonnica. Rzymska wdowa, Fabiola (późniejsza święta) zaczęła prowadzić szpital, a Paula Rzymianka prowadziła klasztor kształcąc pokolenia mniszek, oczywiście w tym zestawieniu nie mogło zabraknąć świętej Hildegardy z Bingen, której kult trwa po dziś dzień. Pernoud wylicza liczne kopistki pracujące nad rękopisami, uczone, a także podkreśla koedukacyjny charakter ówczesnych przyklasztornych szkół.

Najciekawsze rozdziały poświęca Pernoud życiu rodzinnemu, wyliczając niekiedy wiernie sprzęty potrzebne w średniowiecznym domostwie, pokazuje jak ubierały się chłopki, a jak mieszczanki, a jakie bajeczne toalety nosiły damy dworu. Przypomina o urządzeniach, takich jak kołowrotek czy młyn, szkło okienne, twarde mydło, komin i guziki, które dosłownie zrewolucjonizowały życie, co opatruje spostrzeżeniem, iż "w epoce feudalnej, właśnie kobieta była pierwszą użytkowniczką wszystkich tych udogodnień". 

Ówczesna kobieta ma także miejsce w życiu wspólnoty i może podejmować czynności prawne, które w późniejszych wiekach były zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn, a także zajmuje się zarobkowo pracą - pracują panny, wdowy, a mężatki współpracują w rodzinnych interesach. W księdze z 1297 roku jest wymienionych ponad 150 zawodów, takich jak: balwierka, prządka jedwabiu, piekarka, młynarka, bieliźniarka, kuśnierka szyjąca futra, sklepikarka, płatnerka, gobeliniarka, ale księga wylicza także introligatorkę, czy księgarkę. Warto odnotować, że Pernould wspomina także o pewnej sportsmence, która w piłce (jeu de paume) nie ma sobie równych wśród mężczyzn!
Christine de Pisan - pierwsza francuska pisarka. źródło: wikiperia.org

Część książki poświęcona jest oczywiście władczyniom oraz kobietom wpływowym feudalnej Europy, które "wcale nie starały się kopiować ani naśladować męskich wzorców". Wykształcone i pewne siebie kobiety, nawet kiedy usuwały się w cień, były poważanymi zakonnicami, których głos liczył się przy podejmowaniu ważnych decyzji.

Kiedy sprzyjające kobietom czasy katedr chyliły się ku końcowi, nastały czasy innych katedr, uniwersyteckich, wrogich kobietom przez następne pięć wieków. Kobiety nie były przyjmowane na uniwersytety, a bez dyplomu wiele z nich nie mogło leczyć, czy studiować teologii. Również literatura oświecenia stała się wybitnie antyfeministyczna z jej pamfletami na życie małżeńskie, choć przecież na przełomie XIV i XV wieku tworzyła jedna z pierwszych francuskich pisarek, Christine de Pisan.
Joanna d'Arc. 1412-1431. źródło: wikipedia.pl

Pernoud kończy książkę dwoma przykładami wybitnych kobiet swojej epoki - Katarzyny ze Sieny oraz Joanny d'Arc, której nie mogło w książce zabraknąć. Ta pierwsza została wybitnym teologiem, świętą, jedną z najbardziej wpływowych kobiet tamtego okresu. Druga z wymienionych jako młoda kobieta została stracona w groteskowym procesie mającym pokazać jedynie, że zdaniem mizoginistycznej hierarchii kościelnej kobieta nie powinna równać się z mężczyzną...

Woodside, Or Look, Listen and Learn - Caroline Hadley (1893r.)

Jedną z perełek w mojej kolekcji jest przepięknie wydana książeczka dla dzieci Woodside, or Look, Listen & Learn autorstwa Caroline Hadley. 
Woodside, or Look, Listen & Learn autorstwa Caroline Hadley.

Niestety, mimo najszczerszych wysiłków nie udało mi się ustalić nic więcej o autorce ponad to, co przeczytałam na stronie tytułowej – Hadley jest autorką „Children’s savings”, „Stories of old”, „Stories of the Apostles” i in. 


Ta klasyczna czytanka wydana została w 1887 (moje wydanie pochodzi z 1893 roku) i jak na tak wiekową książkę jest w idealnym stanie. 

Książka składa się z dziesięciu opowiadań o trójce rodzeństwa przebywających u dziadków na wsi, Woodside okraszona jest ślicznymi rycinami, których z frontyspisem jest osiem. Język użyty przez Hadley jest prosty i przyjemny i sympatycznie czyta się to – dla wprawy – na głos.