Header Image
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty

Zaśpiewaj mi książkę, czyli o piosenkach inspirowanych literaturą

Literatura inspiruje! I to nie tylko filmowców. Muzycy również czerpią po książkowe klimaty, które dają im impuls do napisania świetnych piosenek. Literatura, szczególnie poezja od zawsze była kojarzona z muzyką, wystarczy wspomnieć pieśni romantyczne do słów najwybitniejszych poetów. Pop i rock również korzystają poprzez to, że tekściarze sięgają po literaturę. Gdyby nie te inspiracje nie mielibyśmy takich świetnych piosenek jak:

Postać z Dickensowskiego Davida Copperfielda, Uriah Heep stała się nazwą brytyjskiego prekursora heavy metalu. Podobnie jak słynny zespół The Doors zaczerpnął nazwę z Drzwi percepcji wspomnianego już Aldousa Huxleya. Widać w latach 60/70 kapele zakładali ludzie oczytani - John Kay postanowił nazwać grupę Steppenwoolf po Wilku stepowym Hessego. Jeżeli nazwa Veruca Salt z czymś się Wam kojarzy, to spieszę donieść, że to nie tylko nazwa brytyjskiej grupy muzycznej, ale i postać z Charliego i fabryki czekolady. Camus nie tylko inspirował Obcym - Upadek dał nazwę brytyjskiej kapeli post-punkowej The Fall. Kultowa formacja Marillion zapożyczyła nazwę z Tolkienowskiego Silmarillionu. Mechaniczną pomarańczą Anthony'ego Burgessa inspirowali się Moloko (młodzieżowe słowo określające mleko) oraz zapomniana grupa z lat 80-tych Heaven 17 (nazwa wspominanej w powieści grupy muzycznej). 
Oczywiście takich odniesień jest mnóstwo i można prowadzić obszerne badania nad wpływem literatury na muzykę. A może macie jakieś swoje ulubione piosenki inspirowane powieściami?

Już taki jestem zimny drań - Ryszard Wolański

Za parę lat, kto wie?
Co spotka jeszcze mnie,
Więc póki czas, korzystam z życia,
Co będzie jutro, nie moja rzecz.
Tak śpiewał Eugeniusz Bodo w piosence Dziś ta, jutro tamta.
Z artystą spędziłam długi weekend; biografia Eugeniusza Bodo autorstwa Ryszarda Wolańskiego, pochłonęła mnie bez reszty. Mam małego bzika na punkcie przedwojennych artystów, chociaż nie znam nut, zbieram przedwojenne wydania Rzepeckiego, a za jedną z najlepszych książek o tamtym okresie uważam Wielkich artystów małych scen Sempolińskiego. Wychowałam się na cyklu Stanisława Janickiego W starym kinie.
Kiedy ukazała się biografia Bodo, od razu ją kupiłam. Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Przypominam sobie, że kilka lat temu widziałam film dokumentalny o Bogdanie Junodzie (Bodo to pseudonim artystyczny, utworzony z dwu pierwszych liter imion Bobdan i Dorota - tak miała na imię ukochana matka artysty).
Kim był Bodo? Z pochodzenia Szwajcar, z wyboru obywatel świata, artysta związany z najsłynniejszym warszawskim kabaretem Qui Pro Quo. Aktor, piosenkarz, reżyser. Prywatnie Bodo był domatorem, z zamiłowaniem zbierał znaczki, jedną z jego wielkich miłości były psy, a w wolnych chwilach wyszywał namiętnie makatki.
Kariera Bodo była błyskawiczna - zaczynał w dobie filmu niemego, ale doskonale - zważywszy na wybitne warunki głosowe - odnalazł się w kinie dźwiękowym. To on wyśpiewał takie szlagiery, jak Umówiłem się z nią na dziewiątą (z filmu Piętro wyżej), Ach, śpij, kochanie, śpiewana wspólnie z Dodkiem (Adolfem Dymszą w filmie Paweł i Gaweł), czy wykonywana w stroju a la Mae West piosenka Sex appeal (również film Piętro wyżej).
W czasie wojennej zawieruchy zawędrował między innymi do Lwowa i Odessy. Chciał przez Szwajcarię dostać się do Stanów. Niestety, został aresztowany przez NKWD. Skazany na pięć lat łagrów, potwornie wycieńczony zmarł w 1943 na pelagrę (pella agra, szorstka skóra, czyli rumień lombardzki) i gruźlicę.
Wolański, oprócz biografii artysty, opisuje także wszystkie jego filmy. "Tylko co siódmy polski film niemy zrealizowany do 1939 roku zasilił zbiory archiwalne. Z sześciu filmów niemych, w których wystąpił Eugeniusz Bodo tylko Człowiek o błękitnej duszy znajduje się z zbiorach Filmoteki Narodowej.(...) Z bogatego dorobku aktora, obejmującego 31 tytułów udało się odnaleźć i zachować 24 filmy". Na yt można obejrzeć wspomniane przeze mnie tytuły, co oczywiście wykorzystałam.
Do autora biografii mam jednak zastrzeżenia. Po pierwsze - zbytnia chaotyczność tekstu, szczególnie na początku. Wtręty, typu ale o tym później, sprawiają, że tekst się rwie. Drugi, poważniejszy zarzut dotyczy ramek z biogramami artystów współpracujących z Bodo. Czemu Wolański nie umieścił biogramów Toma i Pogorzelskiej? Konrad Tom był wieloletnim współpracownikiem Bodo, nakręcili razem wiele filmów, pracowali razem w QPQ. Z Pogorzelską nie raz występował na scenie (o czym, owszem pisze Wolański, ale biogramu nie umieszcza). No i nie mogę zgodzić się z tezą autora, ze pamięć o Bodo wśród młodych nie istnieje. Istnieje i jestem tego dowodem. Mogę również przytoczyć inny przykład - Mota, czyli Monika Zakrzewska z bloga Co się dziwisz kultywuje pamięć o przedwojennych artystach.
Jeszcze pozwolę sobie wrócić do filmów z udziałem Eugeniusza Bodo. Komedie romantyczne, komedie muzyczne, pełne humoru i niezapomnianej muzyki. Weźmy np. film Paweł i Gaweł. Może faktycznie ciężko uwierzyć, że dorosła kobieta przebiera się za dziecko, ale - przebieranki od zawsze były wpisane w historię kina. Przednio się uśmiałam z dialogów Bodka i Dodka, i z żalem skonstatowałam, że takich komedii już się nie robi...

Aleksander Wertyński


123 lata temu w Kijowie urodził się Aleksander Wertyński. Rodzice obumarli go we wczesnym dziecięctwie, przez co stracił kontakt z siostrą przyrodnią, Nadią (spotkali się dopiero po wielu latach).
W latach szkolnych co prawda miał pierwsze kontakty z teatrem amatorskim, ale nie wspominał ich dobrze. Jako młodzieniec zasłynął recenzjami teatralnymi - opisywał między innymi występy Fiodora Szalapina. Wertyński imał się różnych prac - sprzedawał pocztówki, był korektorem w drukarni, a także księgowym w hotelu.
W roku 1910 przeniósł się do Moskwy, gdzie związał się ze środowiskiem literackim, a także debiutował w filmie w roli drugoplanowej.
Na scenie debiutował w roku 1915; fama głosi, że jego charakteryzacja (występował początkowo w rozpoznawalnym kostiumie Pierrota - smutnego clowna) była jedynym wyjściem dla nieśmiałego Aleksandra. oszczędna scenografia i czarno-biały kostium tworzyły niepowtarzalną atmosferę dla śpiewanych wierszy stylizowanych na cygańskie romanse. Pierrot stał się rozpoznawalnym znakiem scenicznym Wertyńskiego. W późniejszych latach artysta odszedł od tego wizerunku na rzecz czarnego fraka.
Porewolucyjna Rosja nie była dobrym czasem dla artystów; dla Wertyńskiego zaczęły się czasy emigracji. W latach dwudziestych występował w Polsce z teatrzykiem 'Błękitny ptak', koncertował również w Konstantynopolu, na bliskim wschodzie, w Niemczech, a przez wiele lat mieszkał w Szanghaju, gdzie było duże skupisko rosyjskiej arystokracji. Śpiewał w Hollywood dla samej Marleny Dietrich, a jego najpiękniejsze pieśni powstały w Paryżu. Cały czas jednak tęsknił do ojczyzny. Z początku robiono problemy Wertyńskiemu, ale w latach czterdziestych wrócił do Rosji, gdzie dawał koncerty czerwonoarmistom (koncerty naturalnie nadzorował cenzor...) Zmarł z powodu niewydolności serca 21 maja 1957 w hotelu „Astoria” w Leningradzie, gdzie koncertował. Jego ostatni koncert odbył się tego samego dnia w Domu Weteranów. Został pochowany w Moskwie.
Recepcja dzieł Wertyńskiego w Polsce była ogromna. W latach 20-stych był u nas prawdziwą gwiazdą, a w latach późniejszych jego melancholijne pieśni śpiewali między innymi Jonasz Kofta, Mieczysław Święcicki, oraz Olena Leonenko.
Do tej pory z tego co wiem, ukazały się w PIWie wiersze Wertyńskiego, a w Czytelniku książeczka „Podróże z pieśnią”, będąca wspomnieniami artysty (pod silnym naciskiem władz sowieckich Wertyński piętnuje w niej cały swój dotychczasowy dorobek jako burżuazyjny). Od czasu do czasu można nabyć zremasterowane albumy na cd, które rozchodzą się jak świeże bułeczki.