Header Image

Gallant - V.E. Shwab

Dawno nie czytałam tak niepokojącej książki. Niepokojącej w sensie pozytywnym, jak “Koralina” Gaimana, jak “Ktoś we mnie” Waters. Czytając nuciłam “Charlotte Sometimes” The Cure, piosenkę z niesamowitym klimatem tajemnicy. 

Gallant to moje kolejne spotkanie z V.E.Schwab. Uwielbiam Odcienie magii, a zaraz zabieram się za Addie LaRue. Gallant jest opowieścią z dreszczykiem skierowaną do młodzieży. Pisana dość dziwnym, niemal reporterskim stylem ma jednak w sobie duże pokłady literackiej magii. Sama historia na pozór jest dość banalna; sierota, Olivia Prior otrzymuje list od wuja, którego istnienia nawet nie podejrzewała. Zjawia się w dziwnym, na wpół opuszczonym domiszczu, tytułowym Gallancie. Ten jednak skrywa mroczny sekret... 

Powieść nazwałabym dzieckiem prozy Kate Morton i AHS. Oniryczne, mroczne martwiaki, ponury żniwiarz, który nie wiedzieć czemu "wyobrażał mi się" jako Jack z Miasteczka Halloween. Postać Olivii wydaje się być złożona i przypomina mi nieco Mary z Tajemniczego ogrodu. Całość nastrojowa i napisana z suspensem. No i kochani, nie czarujmy się, ale mamy chyba najpiękniejszą okładkę roku. Powieść jest wspaniale wydana — dobrej jakości papier, cudowne ilustracje i elegancka okładka. Tak powinno się wydawać książki!

Pokochałam Białego Wilka - reread sagi wiedźmińskiej

Nie mogłam lepiej zacząć roku (tak, wiem, że już mamy połowę marca) niż od rereadu Wiedźmina. Całkiem zapomniałam, jakie to zacne! 


Praktycznie od połowy stycznia nie wychodziłam z domu z powodu choroby. Niekiedy wysoka temperatura uniemożliwiała mi czytanie. Nic straconego – sięgałam wówczas po genialny audiobook, a właściwie superprodukcję legendarnego studia Fonopolis z niezrównanym Krzysztofem Gosztyłą w roli narratora oraz całą plejada wspaniałych aktorów z Krzysztofem Banaszykiem w roli Geralta z Rivii na czele. Niestety, dwie ostatnie części nie zostały nagrane, nad czym boleją fani serii (w tym oczywiście niżej podpisana). 



Czytałam chronologicznie, czyli zaczęłam od tomu opowiadań „Ostatnie życzenie”. Jeśli oglądaliście serial, znacie pewnie opowieść o córce Foltesta, które zaczyna cykl. Kolejną pozycją w chronologii jest powieść „Sezon burz”, dalej mamy kolejny tom opowiadań „Miecz przeznaczenia”, gdzie pojawia się malutka Cirilla, dziecko-niespodzianka Geralta. 


Sam cykl, nazwijmy go „głównym” to pięcioksiąg:

• Krew Elfów
• Czas Pogardy
• Chrzest Ognia
• Wieża Jaskółki
• Pani Jeziora

Moje wrażenia? Mówiąc kolokwialnie: siadło. Język powieści jest niezwykle giętki, plastyczny, szelmowski, pełnowymiarowe postaci z krwi i kości, opisy sugestywne, do tego całość okraszona dużą dozą humoru. Poza tym, seria po prostu „ma to coś”, dlatego fani na całym świecie tak uwielbiają to uniwersum. Pokochałam krnąbrną Ciri, niezależną i silną Yen, charakterek Triss, cięty język Jaskra i charakter Geralta. Uwielbiam Yarpena i Zoltana, gnoma Schuttenbacha, Milvę, Regisa i Cahira. I wiem, że podobnie jak serie o Harrym Potterze, będę czytała sagę wiedźmińską co kilka lat. Machnęłam nawet przekomiczne opowiadanie ślubne „Coś się kończy, coś się zaczyna” (z tomu o tym samym tytule – niestety, współczesne „niewiedźmińskie” opowiadania jakoś nie przypadły mi do gustu). 

Henry Cavill

Było mi mało tego cudownie wykreowanego, bogatego w detale świata, więc przeszłam Dziki Gon (przede mną jeszcze dwa fajne DLC) i obejrzałam ponownie serial z Henrym Cavillem (ok, serial był „znośny” z przewagą „kiepski”, ale Henry osładzał mi wszelkie niedoróbki scenariusza). 


Niedawno gruchnęła wieść, że Andrzej Sapkowski przygotowuje nowy materiał, i nie wiem, jak Wy, ale ja się jaram jak pochodnia. Teraz czytam/słucham Narrenturm, ale wiadomo, Reynevan to nie Geralt ;)