Header Image

Chwile wolności

Często wybieram biografie, dzienniki, wspomnienia. Lubię je. I te bezpośrednie, zupełnie nie pisane pod kątem ewentualnego wydania, i te, adresowane stricte do czytelnika. Poszerza się wtedy moja wiedza o pisarzu (aktorze, naukowcu, polityku, itp.), epoce oraz otoczeniu bohatera. Oglądam go jakby z innej strony, a są chwile, kiedy mam ochotę dopisać na marginesie - ja też tak mam!
Chwile wolności Virginii Woolf są dziennikiem prowadzonym w miarę regularnie od 1915 do 1941 roku. Woolf jest jedną z moich ulubionych pisarek, ale przyznam szczerze, że o jej życiu prywatnym wiedziałam niewiele. Niestety, już dawno została schowana do szufladek z etykietką "feministka", "lesbijka", oraz "samobójczyni". To ostatnie czyni z niej jeszcze jedną bombkę na drzewku, na którym "wiszą" Hemingway, Plath i inni. 

Woolf jest jedną z bohaterek Godzin (Cunningham zaczerpnął tytuł powieści - na podstawie której nakręcono film - wprost z Woolf, ponieważ taki był pierwotny tytuł Pani Dalloway); widzimy samotną, zdziwaczałą kobietę, która jest izolowana przez równie zdziwaczałego męża. Jednakże państwo Woolf byli bardzo towarzyscy (Virginia niekiedy narzekała na codzienne odwiedziny znajomych),  lubiani, uświadomieni społecznie i politycznie. Kiedy Virginia zarobiła na wczesnych powieściach "trochę grosza", wyremontowała dom, kupiła (wreszcie) wygodne fotele. Sama przyznawała, że pisze dla przyjemności, nie dla sławy (która nawiasem mówiąc męczyła ją), czy dla pieniędzy. Potrafiła ciężko pracować przy składaniu szpalt powieści w swoim wydawnictwie, Hogarth Press. Dziennik pełen jest zapisków o osobach, które spotykała; cudownie opisała Bertranda Russela, Katherine Mansfield, T. S. Eliota, oraz E. M. Forstera, z którymi się przyjaźniła. O szybsze bicie serca przyprawiła mnie notatka z 25 lipca 1926 roku, kiedy Virginia wraz z Leonardem gościli u Thomasa Hardy (już pisałam, że tą notatką byłam tak podekscytowana, że musiałam obudzić męża i mu o tym opowiedzieć).  

Chwile wolności to także zapiski intymne, w których skarży się losowi, że jej nie obdarzył dziećmi, a jej siostra, znana malarka, Vanessa Bell, ma ich troje. Długotrwałe i uporczywe bóle głosy (migreny?) oraz osłabienia przykuwały ją na długie tygodnie do łóżka. Virginia miała - jak chyba każda kobieta - kompleksy na puncie wyglądu, nie potrafiła się ubrać, nie cierpiała swoich włosów, często zdarzało jej się odmówić udziału w jakimś oficjalnym przyjęciu tylko dlatego, że wymagało ono kupna nowej sukni specjalnie na tę okoliczność. Raz z autobusu zapomniała zabrać ryzy papieru, a raz kilku książek.
Czytałam niedawno, że uważana była za antysemitkę. No cóż, dziwna to antysemitka, która poślubia Żyda i jest z nim szczęśliwa. Feministka? Tak, myślę, że tak i to w głębokim stopniu, ale nie w dzisiejszym sensie, raczej uważała, że obie płci są sobie równe. Czy miała skłonności safoniczne? Dobry Boże, a kogóż to, u licha, obchodzi?! Pisała wspaniałe, na wpół poetyckie książki, które były zauważone przez jej współczesnych, a dziś, takie pozycje jak choćby Fale, czy Do latarni morskiej wchodzą w skład kanonu, który wypada znać.

Chwile... są także zapisem przemijania. Przyjaciele, dalsi znajomi, rodzina, odchodzą po krótszych czy dłuższych chorobach. Są również śmierci gwałtowne, jak na przykład samobójstwo Dory Carrington, która odbiera sobie życie po śmierci jej bliskiego przyjaciela i mentora, Lyttona Strachey. 
Myślę, że po te dzienniki sięgnie każdy, kto lubi tego typu niespieszną prozę, oraz czytelnicy zakochani w Woolf. Nie każdy ma na tyle samozaparcia, by sięgać po blisko siedemsetstronicowe, pisane maczkiem zapiski, których część dotyczy podróży, podwieczorków, spacerów z psem. Ale - nie wiem, czy ktokolwiek z Was prowadzi dzienniki? - przyjrzyjmy się swoim zapiskom: dzisiaj wstałam o tej i o tej, na śniadanie zjadłam to i to, spotkałam tego i tego, kupiłam to za tyle. Proza dnia, plus kilka wspaniałych ciekawostek, przemyśleń, charakterystyk, zdań wartych zapamiętania. Właśnie tego spodziewam się po dzienniku, czy pamiętniku.

Koniec punku w Helsinkach - Jaroslav Rudiš

Koniec punku w Helsinkach w całości przeczytałam w autobusie, skąd słowo pisane teleportowało mnie do dusznego od papierosowego dymu baru Helsinki. Właścicielem Helsinek to dobiegający czterdziestki były panczur, Ole. Klientela składa się wyłącznie ze starych bywalców, ponieważ Helsinki są barem specyficznym: w dobie babyfriendly dizajnerskich knajpek, w których serwuje się dietetyczne latte, w bardze Olego można palić do woli, a do piwa serwuje się słynną solankę Gabi (przepis na skrzydełku), oraz rolmopsy (na deser są pączki). Równocześnie ze współczesną historią Olego, Franka, Prażaka i innych, możemy poznać fragmenty dziennika prowadzonego przez Nancy, nastolatkę z Jesenika. 
Dziennik Nancy, totalnej, zakręconej panczurki pisany jest żywym, klarownym, dosadnym językiem. Jej dojrzewanie przypada na okres schyłku komunizmu. I tu mamy polski akcent, bo autorka pamiętnika wspomina często o radiowej Trójce:
Bruder gapi się ze starymi na niemiecki serial o policjantach u Polaków a gach mówi że bez Polaków człowiek by mógł nie mieć telewizora i to samo jeśli chodzi o radio bo ja w pokoju nastawiam Trójkę i akurat gra Dezerter i myślę że Polacy są bardziej szczęśliwi od nas chociaż też mają komunizm. (…) Helmut mówi że u Polaków mówili że Pistolsom zawsze chodziło tylko o forsę i że wymyślił ich jeden facet co się nazywał Malcolm który też chciał na nich tylko zarobić ale może to tylko chrzanienie komuchów ale to prawda jak mówił Helmut że te wymuskane pancury z Anglii by się posrały jakby zaznali życia w CSRS gdzie no future serio znaczy no future.(…)
Dobrze że są Polacy. W Trójce grali The Cure Gleba ich lubi ale to żaden punk.
To właśnie dzięki Trójce Nancy poznała Die Toten Hosen, na których koncercie poznała Olego…
Mimo tego punkowskiego no future wyczuwa się jakąś nadzieję, a może to tylko młodość bohaterki sprawia, że dziennik jest taki dynamiczny i pełen poczucia humoru. 
Z kolei wątek Olego jest jakby pozbawiony nadziei. Pokolenie Olego przestało się buntować i dostosowuje się rzeczywistości XXI-go wieku. Pod miastem ktoś drąży tunel nie wiadomo po co, a samotność doskwierająca każdemu jest dojmująca i permanentna.
Koniec punku w Helsinkach znajdzie się chyba w dziesiątce powieści, które poleciłabym każdemu. Pierwsze skojarzenie miałam z powieścią Muzyka pop z Vittuli Mikaela Niemi – dorastanie i wątek muzyczny. Zdecydowanie lepsza niż Wierność w stereo – watek Olego i w. muzyczny. Poza tym bardzo miło czytać o Polsce opisanej w superlatywach. Na koniec zachęcę (zanęcę) Was jeszcze jednym cytatem: – Wiemy o was wszystko! – Major Menschik stukał palcem w broszurę z tabelką o wszystkich możliwych subkulturach i jeszcze przez chwilę z niej czytał: Skinhead – co wymawiał szkinchet – po niemiecku łysa głowa. Heavys – co wymawiał hejfiz – to wielbiciel ostrego rocka. New Romantics – co wymawiał noj romantits – to nowi romantycy, najgorsi dekadenci i samobójcy. Popper – co wymawiał pouper – to ulepszeni pederaści, którzy się perfumują i za wszelką cenę chcą się wyróżnić ładnym ubraniem.