Header Image

Zawieście czerwone latarnie - Su Tong, oraz o moich gustach

Niestety pretendent do tegorocznej nagrody Rozczarowanie Roku... Nastawiłam się na coś kobiecego, pięknego. Owszem, pierwsze opowiadanie "Żony i konkubiny" (ze względu na popularność filmu tytuł opowiadania został zmieniony) było zręcznie napisanym dramatem kobiet o różnych charakterach, zmuszonych zamieszkać razem. Niekończąca się walka o względy męża oznacza walkę o pozycję. I jak strzelba u Czechowa - stara studnia odegra wielką rolę w tragicznych losach kobiet.
Kolejne dwa opowiadania zlewają się ze sobą. Są zupełnie odmienne w stylu, jak gdyby pisał je inny autor. Uboga wieś lat 30-tych oraz 40-tych, przerażająco wulgarni wieśniacy, posiadacze, którzy nie panują nad chucią. Jakoś nie potrafiłam strawić tego języka, taki obsceniczny, brudny. Ludzie, zachowujący się jak zdziczałe psy... Nie wiem, nie tego się spodziewałam.
Teraz chciałabym coś powiedzieć o moim guście literackim. Odwiedzam od czasu do czasu blogi, których nie obserwuję. (Każdemu się zdarza, prawda?;) Zostawiłam komentarz pod postem o... o pewnej polskiej powieści. Co napisałam? Że po latach broni się, ale nie wszystkie są przecież tak ponadczasowe. Z odpowiedzi pod moim postem wyczytałam, że generalnie nie mam prawa się odzywać, bo na pewno mam zły gust. Może nie dosłownie, ale tak to odebrałam: po co się tu odzywasz, my tu mamy własne mądre kółeczko.
Otóż - tak, coś tam wiem o polskiej literaturze. Polonistką nie jestem, ale od kiedy skończyłam czytać powieści młodzieżowe, zabrałam się za kanon polski i światowy. I oprócz Herlinga Grudzińskiego i Dołęgi-Mostowicza (i Chłopów;) przeczytałam prawie wszystko, wliczając naturalnie wszystkie lektury (obowiązkowe i nieobowiązkowe), oraz poezję polską (Baczyński, Wat, mój ulubiony Gałczyński i młodsi, tacy jak Barańczak, Lipska, czy mój krajan Siwczyk) i zagraniczną (ubóstwiam WB Yeatsa). Ćwiczyłam swoje gusta na klasyce - Tołstoj, Dostojewski, Shakespeare, Standal, Prust (połowa cyklu), Joyce, Mann, Hardy, Hemingway, etc. Mam bogatą biblioteczkę, ale nie aż tak, jak niektórzy z Was. Staram się kolekcjonować książki, ale również staram się je czytać. nie interesują mnie dzieła wampirystyczne, ale jeśli jest na to zapotrzebowanie, to proszę.
Jestem już na takim etapie, że wiem, co mnie interesuje, a co nie. Moje wybory ostatnio były dość przypadkowe (prócz Ishiguro, którego naprawdę Nie opuszczaj mnie oraz niepocieszonego nie trawię, bo jego wcześniejsze powieści przyzwyczaiły mnie do innego stylu; oraz Murakamiego, w którym się zakochałam), ale staram się czytać dla przyjemności, a nie na wyścigi.
Moi ulubieni pisarze? Proszę: Joyce (którego przeczytałam - za wyjątkiem Finneganów Trenu - caluśkiego), Thomas Hardy (którego kocham za smutek i piękno języka), Virginia Woolf (którą sobie dawkuję, bo przecież więcej nie będzie), Martin Amis (postmodernista - świetny!), Robert McLiam Wilson (czekam na więcej), Roddy Doyle (ten humor!) oraz Flann O'Brien (czekam na realizację Sweeneya wśród drzew, którą zapowiadają ojciec i syn Gleesonowie).
Nie, nie pretenduję do miana autorytetu. Moje opinie są czysto subiektywne i mają zachęcić Państwa do weryfikacji. Mam nadzieję, że nikt nie poczuł się obrażony. Nie chcę wyjść na małostkową. Tylko lekki szlag mnie trafia, jak mi się sugeruje nieznajomość literatury. Ma się rozumieć - nie pozjadałam wszystkich rozumów, mam duże braki, zwłaszcza w literaturze współczesnej (polskiej szczególnie, bo zraziłam się kilkoma złymi powieściami, ale pracuję nad tym, bo na oku mam Lalę), ale staram się podążać za nowościami. Ale nie mogę konkurować z fabrykami recenzji;) oczywiście nie piszę tego w pejoratywnym znaczeniu, ponieważ sama czekam na mój drugi (w życiu) egzemplarz recenzencki.
(No, daliśmy sobie po szlagu, to teraz ręka na zgodę;) Mam nadzieję, że będziecie mnie dalej czytać.

P.S. Tak, robię błędy. Nagminnie w wyrazach drugi, kłótnia, oraz pokażę;) Odkąd dostałam Wujaszka Wanię, przestałam robić byka w wyrazie wujek;D

Aleksander Wertyński


123 lata temu w Kijowie urodził się Aleksander Wertyński. Rodzice obumarli go we wczesnym dziecięctwie, przez co stracił kontakt z siostrą przyrodnią, Nadią (spotkali się dopiero po wielu latach).
W latach szkolnych co prawda miał pierwsze kontakty z teatrem amatorskim, ale nie wspominał ich dobrze. Jako młodzieniec zasłynął recenzjami teatralnymi - opisywał między innymi występy Fiodora Szalapina. Wertyński imał się różnych prac - sprzedawał pocztówki, był korektorem w drukarni, a także księgowym w hotelu.
W roku 1910 przeniósł się do Moskwy, gdzie związał się ze środowiskiem literackim, a także debiutował w filmie w roli drugoplanowej.
Na scenie debiutował w roku 1915; fama głosi, że jego charakteryzacja (występował początkowo w rozpoznawalnym kostiumie Pierrota - smutnego clowna) była jedynym wyjściem dla nieśmiałego Aleksandra. oszczędna scenografia i czarno-biały kostium tworzyły niepowtarzalną atmosferę dla śpiewanych wierszy stylizowanych na cygańskie romanse. Pierrot stał się rozpoznawalnym znakiem scenicznym Wertyńskiego. W późniejszych latach artysta odszedł od tego wizerunku na rzecz czarnego fraka.
Porewolucyjna Rosja nie była dobrym czasem dla artystów; dla Wertyńskiego zaczęły się czasy emigracji. W latach dwudziestych występował w Polsce z teatrzykiem 'Błękitny ptak', koncertował również w Konstantynopolu, na bliskim wschodzie, w Niemczech, a przez wiele lat mieszkał w Szanghaju, gdzie było duże skupisko rosyjskiej arystokracji. Śpiewał w Hollywood dla samej Marleny Dietrich, a jego najpiękniejsze pieśni powstały w Paryżu. Cały czas jednak tęsknił do ojczyzny. Z początku robiono problemy Wertyńskiemu, ale w latach czterdziestych wrócił do Rosji, gdzie dawał koncerty czerwonoarmistom (koncerty naturalnie nadzorował cenzor...) Zmarł z powodu niewydolności serca 21 maja 1957 w hotelu „Astoria” w Leningradzie, gdzie koncertował. Jego ostatni koncert odbył się tego samego dnia w Domu Weteranów. Został pochowany w Moskwie.
Recepcja dzieł Wertyńskiego w Polsce była ogromna. W latach 20-stych był u nas prawdziwą gwiazdą, a w latach późniejszych jego melancholijne pieśni śpiewali między innymi Jonasz Kofta, Mieczysław Święcicki, oraz Olena Leonenko.
Do tej pory z tego co wiem, ukazały się w PIWie wiersze Wertyńskiego, a w Czytelniku książeczka „Podróże z pieśnią”, będąca wspomnieniami artysty (pod silnym naciskiem władz sowieckich Wertyński piętnuje w niej cały swój dotychczasowy dorobek jako burżuazyjny). Od czasu do czasu można nabyć zremasterowane albumy na cd, które rozchodzą się jak świeże bułeczki.

Spadkobiercy - Kaui Hart Hemmings

Zwykłe życie w niezwykłym miejscu.
Prosta, pozbawiona patosu historia, wciągająca od pierwszych chwil.
Równolegle z kinową premierą, do naszych księgarń trafia powieść „Spadkobiercy”, urodzonej na Hawajach Kaui Hart Hemmings. Książka od kilkunastu miesięcy nie schodzi ze szczytów list bestsellerów.
„Spadkobiercy” to kameralny dramat, rozgrywający się w bajecznych plenerach jednego z najpiękniejszych archipelagów świata. Turyści widzą to miejsce jako raj, w którym można być tylko szczęśliwym i pozbawionym trosk. Mieszkańcy natomiast widzą Hawaje, jak każde inne miejsce; tu zarabia się na życie, tu rodzą się dzieci, a starsi ludzie chorują na alzheimera...
Matt King właśnie dowiaduje się, że jego piękna żona, pozostająca w śpiączce od trzech tygodni, mówiąc kolokwialnie, nie wyjdzie z tego. Zapracowany biznesmen musi stawić czoło ojcostwu; do tej pory to na żonie i gosposi spoczywał 'urok' wychowania dwu krnąbrnych córek.
Przygotowanie do śmierci żony są dla Matta okazją do wiwisekcji rodzinnych relacji; niewygodne sprawy wyjdą na wierzch i trzeba się do tego ustosunkować.
Opowieść jest zgrabnie napisana. Styl łatwy, a od emocji aż kipi: stąd sukces. Zakończenie jest przewidywalne; po hollywoodzku tchnie optymizmem. Jedyne, co zastanawia, to płynna metamorfoza bohatera z zapracowanego prawnika w supertatę.
Jedna rzecz tylko tworzy rysę: czy bez twarzy Clooneya nie dałoby się sprzedać książki?

Pokuta - Ian McEwan

Każdemu zdarzyło się mimowolnie coś podsłuchać, podejrzeć, i wysnuć nieraz mylne wnioski. A gdyby takie z pozoru błahe zdarzenie miało niemały, destrukcyjny wpływ na czyjeś życie?
Nastoletnia Briony Tallis jest świadkiem rodzącego się romansu między starszą siostrą, Cecilią a przyjacielem rodziny, Robbym. Mylnie odczytuje to, co nie przeznaczone dla niej. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności dochodzi do tragedii, a przez niesłuszne oskarżenie Briony, Robby trafia do więzienia.
Powieść podzielona jest na cztery części. Pierwsza część, najdłuższa, rozgrywa się w ciągu jednej doby. Ot, mamy zjazd rodzinny, przygotowania do uroczystej kolacji, powitanie gości, sekretny romans dwójki młodych ludzi. Briony, nastolatka o zapędach literackich specjalnie z okazji powrotu brata napisała sztukę, którą chce wystawić. Jednak wydarzenia wieczoru przybierają niespodziewany obrót.
Druga część napisana jest w niemal reporterskim stylu; II wojna światowa, zmęczeni do cna żołnierze maszerują przez francuskie wsie w kierunku większego skupiska swoich wojsk. Rany, trupy, wyczerpanie fizyczne i psychiczne. Robby'ego przy życiu przytrzymuje tylko nadzieja na rychłe spotkanie z Cecilią, która czeka na niego, jak wielokrotnie pisała mu w listach.
Trzecia część dotyczy pielęgniarskiego życia Briony, która - chcąc być może odpokutować swoją dziecięcą winę - rezygnuje z kariery pisarki.
Czwarta, ostatnia część, to właściwie epilog; Briony porządkuje wszystkie sprawy przed przeprowadzką do domu opieki.
Pokuta jest książką znakomitą. Postacie są wyraziste, a ich losy - poruszające. McEwan pisze pięknie i z klasą. Szczególnie pierwsza część skojarzyła mi się ze stylem Woolf. W drugiej części dowiedziałam się, że to świadomy zabieg pisarza. Część o wojnie przypomniała mi wspomnienia z cyklu Zapiski ze współczesności. Pamiętam szczególnie jedno ze wspomnień, teraz już nie wiem czyje - opowiadająca je, jako mała dziewczynka uciekała z terenów dzisiejszej Ukrainy, UPA zaatakowało konwój, w którym znajdowała się jej rodzina. Nie wiem, co stało się z matką, ale ojca obdarto ze skóry i przywiązano do drzewa. Ona sama miała lalkę przestrzeloną do rączki... Długo po wysłuchaniu tych wspomnień nie umiałam się otrząsnąć...
Wracając do Pokuty - bardzo chętnie zobaczę film. Jeszcze chętniej sięgnę po inne książki tego pisarza.

Z rozmysłem zamieściłam zagraniczną okładkę, ponieważ nie chcę, żebyście sugerowali się filmem;)