Header Image

Dom nad wodospadem, czyli Waldemar Łysiak o Franku Lloydzie Wrighcie


Jestem zdania, że piękno jest początkiem filozofowania. Filozofowania w sensie dosłownym, czyli jako dążenie do mądrości, do wiedzy. Moje zainteresowanie architekturą wzięło się z... filmu. A dokładniej z pięknego domu nad jeziorem, który "grał" główną rolę w filmie o tym samym tytule (pisałam już kiedyś o nim). Jednym z twórców, na których wzorowali się przedstawieni w filmie architekci był Frank Lloyd Wright, uważany za najwybitniejszego architekta, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Urodzony w drugiej połowie XIX-go wieku architekt tworzył aż do śmierci w wieku 90 lat, która nastąpiła w 1959 roku. Wpłynął na takich twórców, jak Gropius, Mendelshon, van der Rohe, czy Le Corbusier.
Jego humanistyczna koncepcja architektury organicznej wyrasta ze zrozumienia formy i funkcjonalności budynku, który miał projektować, oraz całego otoczenia, w którym miał stać. W jego twórczości widać także wpływy japońskie, czemu sam zaprzeczał.
Tak zwane Domy Prerii inspirowane były typowo amerykańskim krajobrazem, ukształtowane przez naturalne warunki terenowe i potrzeby człowieka1, były odzewem człowieka na zew natury1. Zorientowane horyzontalnie budowane były z ciemnego drewna, cegły, kamienia (częściowo nieobrobionego), naturalnego tynku piaskowego, stiuków i szkła. W niektórych Domach Prerii kominek, serce układu, wykuty był w bryle skalnej2. Najbardziej jednak ukochał drewno. W Winslow House aby nie wycinać starego, pięknego drzewa obudował go dachem. Co warto dodać, większość Domów Prerii powstało na przedmieściach Chicago.



Projektował również gmachy użyteczności publicznej, które w opozycji do otwartych domów mieszkalnych, były nierzadko pozbawione okien na rzecz nieprzepuszczających widoku z ulicy luksfer. Zaprojektował wieżowce, hotele (nieistniejący już niestety Imperial w Tokio, w którym użył konstrukcji słupowej, opierającej się trzęsieniom ziemi), kościół, nawet krytykowane za brak funkcjonalności (sic!) Muzeum Guggenheima, które jak olbrzymi ślimak wyrasta z ulicy.



Jako architekt doskonały zaprojektował również idealne miasteczko, Broadacre City, które było w zamierzeniu rozległą, skąpaną w przyrodzie powierzchnią rezydencjonalno-uprawną, gdzie każda rodzina otrzymałaby domek i jeden akr ziemi. Zaprojektował Wright dla tego miasta-wsi rodzaj rajskiego ogrodu, zawierającego wszystkie znane urządzenia rekreacyjne i obiekty rozrywkowe. Zaprojektował również superszybką komunikację automobilową i powietrzną (...) Zaprojektował idealne, arcydemokratyczne społeczeństwo, będące utopijną mieszanką idei powrotu do natury w stylu Rousseau3



Waldemar Łysiak w swojej niewielkiej objętościowo książce o Szalonym Architekcie rzetelnie przedstawia życie i program twórcy. Cieszę się, że ją odkryłam, szukając zdjęć mojego domu marzeń...

1 - s. 12
2 - s. 13
3 - s. 24


Wielki las - William Faulkner

To mój pierwszy Faulkner i powiem szczerze, że zachwycił mnie językiem. Na zbiorek składają się cztery opowiadania oscylujące wokół grupy zaprzyjaźnionych, związanych więzami krwi, lub po prostu jakoś losowo splecionych ze sobą myśliwych. Co prawda jestem przeciwniczką myślistwa, szczególnie takiego dzisiejszego, ale Faulkner podobnie jak Hemingway darzy naturę miłością i wielkim szacunkiem. Niedźwiedź, na którego polują myśliwi jest niczym szachowy przeciwnik - przebiegły, mądry, spersonifikowany, a nie sprowadzony do roli celu, do którego trzeba trafić i jechać do domu.
Nie umiem powiedzieć, czy Faulkner opisuje świat, którego już nie ma. Podejrzewam, że wiele się zmieniło, ale ja sobie tamten las nad Missisipi wyobrażam jak lasy, które dobrze znam.

Zdążyć przed panem bogiem. Hipnoza. Biała Maria - Hanna Krall

Posłaliśmy w czterdziestym drugim kolegę, Zygmunta, żeby zorientował się, co się dzieje z transportami. Pojechał z kolejarzami z Dworca Gdańskiego. W Sokołowie powiedzieli mu, że linia się rozdwaja, jedna bocznica idzie do Treblinki, codziennie jedzie tam pociąg towarowy załadowany ludźmi i wraca pusty, żywności nie dowozi. - relacjonuje Marek Edelman, zastępca Komendanta, Mordechaja Anielewicza, dowódcy Powstania w Getcie Warszawskim. Na pytanie Hanny Krall: Dlaczego wyznaczyliście właśnie ten dzień (na rozpoczęcie powstania) - dziewiętnasty kwietnia? Edelman odpowiada: Nie my go wyznaczyliśmy. To Niemcy. Tego dnia miała rozpocząć się likwidacja getta.
We wstrząsającym wywiadzie-reportażu Zdążyć przed Panem Bogiem Hanna Krall pyta o przesłanki, które zdecydowały o wybuchu powstania. Jak wykazały badania przeprowadzane w szpitalach w getcie (Choroba głodowa. Badania kliniczne nad głodem wykonane w getcie warszawskim w 1942 roku) były trzy stopnie choroby głodowej; I stopień to coś w rodzaju chudnięcia na zdrowie, jakie obserwuje się na wczasach odchudzających; II stopień to już głód znany z ulic getta, III stopień to postać charłactwa głodowego, stan ten jest przedśmiertny, charakteryzuje się nieodwracalnym wyniszczeniem i kurczeniem organów wewnętrznych.
Ci, którzy nie umarli z głodu, byli codziennie wywożeni do Treblinki (KL Treblinka była drugim po KL Auschwitz-Birkenau pod względem liczby ofiar). Edelman wspominał o dziwnej ciszy w zagranicznych mediach na temat Holokaustu, a sprawa przedstawiała się tak, że Londyn nie wierzył w raporty. ŻOB (Żydowska Organizacja Bojowa) zorganizowała ostatni zryw zbrojny, który miał nazistom pokazać jak można umierać z honorem; Chodziło tylko o wybór sposobu umierania, dodaje Edelman.
Marek Edelman był jednym z nielicznych, którzy przeżyli. Tych ocalonych można na palcach policzyć. Z grozą, koszmarem getta, gdzie porządek historyczny okazuje się tylko porządkiem umierania, konfrontuje Krall powojenne życie Bohatera. Edelman jako kardiolog ratował, przedłużał ludziom życie. Współpraca z Profesorem przyniosła nowatorskie rozwiązania w dziedzinie kardiochirurgii. Liczyło się każde życie.
W tym wydaniu obok Zdążyć przed Panem Bogiem czytelnik dostaje także fragmenty Hipnozy, w których autorka pokazuje, że Ocaleni muszą zmagać się z dramatem poczucia winy właśnie przez to, że przeżyli, jako jedyni z rodziny, z kilkutysięcznego miasteczka.
Biała Maria to już inny ciężar gatunkowy. Poniekąd nawiązuje do splatanych losów Żydów, Polaków i Niemców, a także jak w jednym z wywiadów przyznaje Krall, dopina watki z wcześniejszych książek. Jednym z bohaterów Białej Marii jest Krzysztof Piesiewicz, wspaniały scenarzysta, postać publiczna. Krall unika tabloidyzacji jego postaci. Tym bardziej warto. Z początku myślałam, że postacie są wymyślone przez autorkę, ale każda jest "udokumentowana"; w książce pojawiają się zdjęcia. Nie są to zdjęcia osób, Krall nie uprawia zawodu portrecisty. Zdjęcia przedstawiają przedmioty martwe, miejsca. Myślę, że to bardzo Krallowskie, takie pokazywanie człowieka i jego losu "poprzez", osłoniętego, nie wprost.