Header Image

Straszni mieszczanie (zaległa recenzja na koniec roku)

W latach trzydziestych ubiegłego wieku Julian Tuwim opisywał w jednym ze swoich najbardziej znanych wierszy Strasznych Mieszczan, którzy zajęci płytkimi bolączkami dnia codziennego widzą tylko koniuszek własnego nosa.
Angielska proza, przede wszystkim „lekkie kryminałki” przyzwyczaiły nas do obrazu prowincji jako wylęgarni wścibskich, zakłamanych, dwulicowych typów, którzy w oczach sąsiadów pragną uchodzić za podpory lokalnej społeczności. Swoistą zapowiedź takich „strasznych mieszczan” dała nam JK Rowling w postaciach Vernona i Petunii Dursleyów, wujostwa Harry’ego Pottera, żyjących w Little Whinging. Nowej powieści Rowling bliżej jest do serii Morderstwa w Midsomer niż do Buddy z przedmieścia, a porusza istotne problemy społeczne, takie jak nietolerancja, przemoc w rodzinie, konflikt pokoleń, a także bieda czy bezpardonowe dążenie do uzyskania lepszej pozycji społecznej niż sąsiad.
Trafny wybór to powieść szczera i brutalna. W wielu reklamach pojawia się hasło brytyjski czarny humor, ale to raczej gorzkie spojrzenie na kondycję ludzką niezależnie od szerokości geograficznej. Powieść nosiła roboczy tytuł Odpowiedzialni, jednak ostatecznie autorka skłoniła się do tytułu The Casual Vacancy (tymczasowy wakat – nic mnie nie przekona, że tytuł zaproponowany przez wydawnictwo jest… hm… trafny), który zarazem stanowi punkt wyjścia dla powieści.
Rowling opisała to, co zna; wychowała się w małym miasteczku w hrabstwie Gloucestershir i jak sama przyznała w jednym z wywiadów W dużej mierze to moje własne wspomnienia, z okresu młodzieńczego, który nie był szczególnie szczęśliwy. I trzeba Rowling przyznać, że psychika i mentalność nastolatka w powieści uchwycona jest znakomicie.
Nie sposób nie porównywać „dorosłej” powieści Rowling do sagi o Harrym Potterze, jednakże dzieci w Trafnym wyborze pozbawione atrybutów magicznych stają się bezbronnymi ofiarami, a każdy dorosły – każdy z wyjątkiem uznanego pośmiertnie za nieomalże świętego Barry’ego – jest niezdolny do głębszych uczuć. To Barry scalał do tej pory społeczność, a kiedy go zabrakło – znikła również harmonia. Dorośli, tacy odarci z elementów komicznych mugole, noszą swoiste maski, za którymi kryją się żądze, podłość i obojętność; młodzież chcąc być szczera staje się zagubiona, a szereg zbiegów okoliczności (których oczywiście można było by uniknąć, gdyby ktoś okazał serce, lub choć odrobinę zainteresowania drugim człowiekiem) prowadzi do tragedii.
Trafny wybór to książka przemyślana, zbudowana starannie, jak domek z kart. Właściwie przypomina bardziej domino niż domek z kart; śmierć Barry’ego Fairbrothera pociąga ze sobą nieprzewidziane konsekwencje i jest zaledwie zarzewiem konfliktów, które przybiorą na sile.
Wydźwięk książki jest równie gorzki, co jej zakończenie. Nie uczymy się na błędach, nie ma się co oszukiwać. Silni nadal będą wyżywać się na słabszych, a wygrany zawsze przejdzie po czyimś… trupie.

Co tam, panie, w filmotece?

Sama nie wiem, czy potrzeba mi filmów ogłupiających, czy emocjonalnych. Kiedy mózg potrzebuje wytchnienia, "odkładam go na półkę" i oglądam coś typu Wanted. Jezu, jaki głupi ten film! Jest tak głupi, że aż śmieszny. No a oglądam go nie dla Angeliny, a dla McAvoya i maleńkiej rólki Kretschmanna. 
W sobotę obejrzałam taki troszkę disnayowski Premium Rush. Każdy kojarzy filmy, gdzie dzieciaki przechytrzają złych dorosłych, prawda? No to to jest taka wersja z kidults zamiast z kids. 
Wczoraj mąż sobie puścił The Sweeney, ale ja już mam dość bezsensownej przemocy i brutalności, która w filmie niczemu nie służy i nastawiłam z płyty wspaniały film, który niedawno mi uciekł w telewizji. Pianista jest filmem genialnym; bo mam taką teorię, że Polański robi albo filmy koszmarne (Piraci), albo genialne (Lokator).  Adrien Brody wspaniale zagrał Szpilmana - w sposobie gry aktora było widać każdą emocję, od niepokoju aż do panicznego strachu. Scena z puszką ogórków robi kolosalne wrażenie. Albo scena, w której Szpilman w getcie zaczyna grać przebój Warsa "Umówiłem się z nią na dziewiątą" i płynnie przechodzi w chopinowski nokturn. Pianista jest jednym z najsmutniejszych i najpiękniejszych filmów, jakie znam. I na pewno zobaczę go kiedyś znowu. I to z przyjemnością (i oczywiście zapasem chusteczek).

Biała gorączka - Jacek Hugo-Bader

We wstępie do Białej gorączki Hugo-Badera Mariusz Szczygieł napisał, że autor "opisuje imperium z perspektywy wałęsającego się psa". Właściwie na tym opis książki można skończyć, bo w jednym zdaniu Szczygieł wspaniale zawarł kwintesencję reportaży Hugo-Badera.
Biała gorączka należy do książek, które przeczytać należny, o których się dyskutuje.
Reportaże powstały podczas wyprawy autora na niedostępne syberyjskie stepy, w czasie podróżny do Ukrainy, czy do biednej, jak mysz kościelna Mołdawii. Hugo-Bader UAZem-469, nazywanym sowieckim jeepem przemierza najdziksze tereny Rosji, na drogach której ludzie "giną jak muchy. W 2007 roku życie straciło ponad 30 tysięcy osób, tyle co w całej Unii Europejskiej". Świat, który opisuje nam autor jest brudny, zły i brzydki; pełen narkomanów (4 miliony), samobójców, pijaków (kolejne 4 miliony obywateli) i wyrzutków. Wypadek w kopalni, w którym zginęło stu górników, to tylko statystyka.
Ale zdarzają się kurioza - Hugo-Bader rozmawia z "wykładowcą" na byłym Uniwersytecie Kultury Hipizmu, który oferował zajęcia z teatru, literatury, historii sztuki, ale i estetyki biedy i filozofii hipizmu z elementami psychologii.
Tak, jak napisałam wcześniej - ta książka to lektura obowiązkowa. Mnie ten ogrom biedy i zdziczenia znużył mniej więcej w połowie, ale książkę doczytałam z wypiekami na twarzy.
Mam tylko szczerą nadzieję, że nie cała Rosja jest taka, jaką opisuje Hugo-Bader.

Dobro kontra zło absolutne

Wczoraj telewizja powtórzyła "Boską!", a kto nie wyłączył po teatrze telewizora mógł obejrzeć dokument fabularyzowany Arkadiusza Gołębiewskiego i Macieja Pawlickiego Historia Kowalskich. Film opowiadał o kilku rodzinach z dość dużej wsi na Rzeszowszczyźnie, które w czasie wojny zostały bestialsko wymordowane za pomoc sąsiadom, Żydom. Tragedia rozegrała się dokładnie 70 lat temu, 6 grudnia 1942 roku w miejscowości Stary Ciepielów i Rekówka. Zginęły wówczas 34 osoby, wśród nich wiele dzieci, w większości maleńkich.
Takich historii w czasie wojny było wiele. Z danych szacowanych przez historyków wynika, że ludności żydowskiej pomagało od pół miliona do nawet miniona Polaków.
Wystarczy przytoczyć historię rodziny Ulmów z Markowej, którzy doświadczyli takiego samego losu, co Kowalskich.
W pracy opisuję atrakcje turystyczne Polski. Niestety, oprócz muzeów, parków rozrywki i pięknych klasycystycznych ratuszów, mamy mnóstwo miejsc pamięci. Ofiary w mogiłach liczone są w setki. Na każdym bodaj cmentarzu, w każdym lesie jest krzyż, czy pomnik z gwiazdą Dawida. W Książenicach na cmentarzu jest mogiła Żydów, którzy nie wytrzymali marszu śmierci, w Leszczynach niedaleko torów jest pomnik, a pod lasem przy torach krzyż. Są w Polsce miasteczka, czy wsie, które w jeden dzień potraciły nawet 1/3 mieszkańców! Mama opowiadała, że moja babcia-pra była świadkiem, jak pędzili "tych biednych Żydów" przez miasto. Wszyscy płakali, wszyscy. Żydzi wiedzieli, że idą na śmierć.
W komentarzu do wczorajszego filmu przeczytałam, że ktoś tam "nie daruje tego Niemcom". To nie "Niemcy", tylko system ideologiczny. Ideologia, zło - nie mają określonego państwa. Żydzi, Tutsi, czystki etniczne w byłej Jugosławii - historia się powtarza. Tak jak wszędzie - są dobrzy i źli ludzie. Dobrzy Niemcy również byli, wystarczy przypomnieć sobie historię kapitana Wehrmachtu, Wilma Hosenfelda, który w czasie II wojny światowej pomagał zarówno Polakom jak i Żydom, w tym także Władysławowi Szpilmanowi.
Myślę, że o takich rodzinach trzeba mówić. Trzeba mówić o historii naszego kraju. Przecież do dziś żyją ludzie, którzy byli świadkami tamtych czasów. Pozwólmy im mówić. Może właśnie od nas oczekują tego, że będziemy słuchali...

Wilk. Szlaki życia Jacka Londona - James L. Haley

Był początek lat 90-tych. Całą klasą poszliśmy do kina na nową ekranizację Białego Kła. Film był zachwycający, mądry i wzruszający. Innym razem w telewizji widziałam Zew Krwi, ukazujący ciężki żywot traperów, gdzieś hen, na dalekiej północy. Autorem książek, na podstawie których nakręcono oba filmy, był Jack London. Wielki amerykański pisarz początku ubiegłego wieku.
London do dziś jest uważany za jednego z najważniejszych pisarzy, choć przylgnęła do niego etykietka pisarza dla chłopców. Czy słusznie? Na to pytanie stara się odpowiedzieć James L. Haleya, autor najnowszej biografii pisarza Wilk. Szlaki życia Jacka Londona. Haley jest autorem licznych książek dotyczących historii Teksasu, oraz kilku powieści beletrystycznych. Wilk jest pierwszą książką przetłumaczoną na nasz język.
Haley przybliża czytelnikom życie i twórczość Londona z aptekarską drobiazgowością. Każde wydarzenie jest doskonale opisane; London czerpiąc z życia przekładał swoje doświadczenie na wspaniałą literaturę. A doświadczenie London na prawdę miał imponujące: pracował od najmłodszych lat, próbując jednak dalej się kształcić; był piratem, polował na foku, podróżował z trampami (nazywanymi hobo) pociągami na gapę, a nawet został aresztowany za włóczęgostwo, które w Stanach było karalne. Kiedy wybuchła gorączka złota w Klondike, z rzeszą śmiałków rzucił się w złotodajne tereny. Niestety, galopujący szkorbut odebrał mu szansę na wielki zarobek. London nigdy nie zrezygnował ze swojego największego marzenia - od najmłodszych lat chciał został pisarzem.
Siła i determinacja Londona przełożyła się na miliony sprzedanych egzemplarzy jego dzieł. Warto tu wspomnieć chociażby Wilka morskiego, Martina Edena, czy wspomniane wcześniej Zew Krwi, czy Białego Kła.
Ponadto Haley opisuje lata biedy i kryzysu, który zmusza ludzi do pracy ponad siły za dziesięć centów za godzinę. Ci, którzy nie mają siły, bądź są kalecy, idą na dno. London znał z autopsji co to znaczy ciężka, wyrobnicza praca; otarcie się o samo dno ukształtowało socjalistyczne poglądy pisarza, jak pół wieku później ukształtuje innego znakomitego pisarza - George'a Orwella.
Na ponad czterystu stronach Haley opisuje walkę Londona o przebicie się, jako młodego pisarza; jesteśmy świadkami triumfu determinacji, ale i upadku wielkiego pisarza. London zmarł w wieku 40 lat w dość niejasnych okolicznościach; uzależniony od morfiny prawdopodobnie przedawkował narkotyk.
Wspaniale wydana biografia Londona może być świetnym prezentem mikołajkowym zarówno dla fanów pisarza, co dla wielbicieli biografii wszelakich. Myślę, że powinna się znaleźć na półce czytelników, zafascynowanych twórczością Jacka Londona. A mam nadzieję, że ci, którzy Londona nie znają, chętniej po niego sięgną.