Czasy secondhand. Koniec człowieka czerwonego - Swietłana Aleksijewicz
"Stalin zalał ziemię
krwią, Chruszczow sadził na niej kukurydzę, a z Breżniewa wszyscy się
śmiali."
Po znakomitych reportażach Olszewskiego sięgnęłam po nagrodzoną literacką nagrodą Nobla Swietłanę
Aleksijewicz. Przyznam, że choć to moje pierwsze spotkanie z jej pisarstwem, to
kiedy się tylko dowiedziałam, że jest brana pod uwagę jako kandydatka do tej prestiżowej
nagrody – trzymałam za nią kciuki. Czasy secondhand. Koniec człowieka
czerwonego czytałam z wypiekami na twarzy. To obszerne kompendium
wiedzy o stanie rosyjskiego ducha czasów postsowieckich.
To co najbardziej uderza w
reportażach Czasy secondhand to
podejście Rosjan: do niedawna okrutnie prześladowani przez system zdają się
popierać jego słuszność, rozgrzeszają swoich prześladowców ze Stalinem na
czele. Nowe pokolenie wyrastające już w czasach postsowieckich, w których reżim
został zastąpiony kapitalizmem (który niestety w wersji rosyjskiej został
sprowadzony do reżimu pieniądza) odwrócili się od swojej historii i jak pisze
Aleksijewicz – "połowa młodych ludzi między dziewiętnastym a trzydziestym
rokiem życia uważa Stalina za >>największego polityka<<".
Noblistka we wstępie pisze:
"wypytuję nie o socjalizm, ale o miłość, zazdrość, dzieciństwo. Starość. O
muzykę, tańce, o fryzury. O tysiące szczegółów życia, które zniknęło".
Ludzie w odpowiedzi otwierają duszę, poruszając tematy, które do tej pory nawet
dla nich samych były swoistym tabu, zadrą w sercu: samobójstwa bliskich osób, czy własne próby samobójcze,
tortury, rozpaczliwe rozczarowanie sytuacją w kraju. Lata 90-te przeniosły
zmianę światopoglądową o 180 stopni: "(...) całkiem nowe reguły gry: masz
kasę - jesteś gość, nie masz - jesteś nikim. Kogo to obchodzi, że przeczytałeś
całego Hegla? Słowo "humanista" brzmiało jak diagnoza. Jedyne, co
taki potrafi, to trzymać w rękach tomik Mandelsztama."
Z poważanych uczonych,
inżynierów, docentów, pracowników kombinatów z dnia na dzień zostawali nikim -
musieli się przekwalifikować, nauczyć żyć od nowa, na warunkach krwiożerczego
kapitalizmu. "Młodszy brat – mówi jeden z bohaterów reportaży Aleksijewicz
– po lekcjach mył samochody, sprzedawał w metrze gumę do żucia i różne gówna, zarabiając
więcej od naszego ojca... A ojciec był uczonym! Docentem! Należał do
radzieckiej elity! W sklepach komercyjnych pojawiła się kiełbasa, wszyscy
pobiegli ją oglądać.. Zobaczyli ceny! Tak kapitalizm wkroczył w nasze życie..."
Jak przyznaje inny pytany
"Kraj upadł przez brak damskich bucików i papieru toaletowego, przez brak
pomarańcz. I tych cholernych dżinsów!" Ludzie złaknieni byli „zachodu”,
byli zmęczeni „pokazywaniem figi w kieszeni” i
siedzeniem w kuchni przelewając z pustego w próżne. Nie chcieli powielać
zachowań z książek (w wielu miejscach powtarza się motyw „książkowy” – chyba
jedyne, czego Rosjanin miał pod dostatkiem to książek! Wszyscy czytali, a po
książki stało się w kolejkach jak dziś po buty Kanye’ego Westa! Wielka była
wówczas popularność tzw. samizdatu, czyli książek z drugiego obiegu);
"Obłomow leży na kanapie, a bohaterowie Czechowa cały czas piją herbatę i
utyskują na życie."
Dużą część poświęca
Aleksijewicz wspomnieniom byłych więźniów łagrów; relacjonują przeważnie dzieci
zeków, niektóre same przeżyły pobyt w gułagu. Szczególnie poruszające są
wspomnienia (niemal kusi, by użyć słowa „zeznania’) kobiety, którą matka
urodziła w łagrze – w wieku trzech lat dziecko kobiecie zabrano i osadzono w
tzw. obozie dziecięcym!, gdzie najstarsze dziecko miało pięć lat. Po
tym czasie dzieci szły do sierocińców, gdzie nie było wychowawców, a bestie w
ludzkiej skórze pastwiące się nad dziećmi psychicznie i fizycznie.
Aleksijewicz nie pomija także
obecnej sytuacji mieszkańców byłych terenów ZSRR, obecnie niepodległych (lub
quasi-niepodległych) republik. Gastarbeiterom mieszkającym w piwnicy „jak koty”
poświęca obszerny rozdział; „Wszyscy kiedyś byliśmy ludźmi radzieckimi, a teraz
o nas mówią inaczej: narodowość kaukaska.” Spychani na margines życia, poniżani
przez władzę, skinów, traktowani podejrzliwie przez zwykłych ludzi (po
zamachach terrorystycznych na metro każdy ciemnoskóry traktowany był niemal jak
potencjalny zamachowiec-samobójca).
Z Czasów secondhand wyłania się dość jednolity obraz człowieka po
upadku ZSRR; człowiek cierpiący przez swoją historię, rozczarowany
teraźniejszością i nie mający perspektyw na udane życie. "Lubię sobie wypić.
Dlaczego piję? Bo moje życie mi się nie podoba. Za pomocą alkoholu zrobię
wariackie salto i przeniosę się gdzie indziej. Tam, gdzie wszystko będzie ładne
i dobre."
Najlepsze buty na świecie - Michał Olszewski
Polska B, Polska wstydliwa, sponiewierana - tak wygląda nasz kraj w reportażach Michała Olszewskiego Najlepsze
buty na świecie. Autor opisuje ludzi, którym się nie udało, ludzi
zwyczajnych do bólu, przegranych, bo nie mieli nawet cienia szansy na lepsze
życie. Podzielone na pięć części reportaże z lat 2003-2014 dotyczą problemów,
które jeszcze do niedawna były tematami tabu: pedofilia wśród kleru (z którą
nawiasem mówiąc poradziła sobie Irlandia), poazbestowe
miasteczko, w którym umieralność na raka przewyższa ludzkie pojęcie, domy
pomocy ofiarom przemocy domowej, które wydają się być wylęgarnią niezaradnych
życiowo i roszczeniowych kobiet, a także życie w cieni Holokaustu.
Najbardziej wstrząsający jest reportaż zatytułowany Natłustka: przy
stertach butów w Auschwitz pracują konserwatorzy; każdy but to historia
zagazowanego człowieka - trafiają się buty eleganckie, są też zwykłe łapcie,
ale największą grozę i ból można poczuć konserwując buciki dziecięce... Jednak
konserwatorzy traktują swoją pracę zadziwiająco normalnie; nie ma czasu na łzy,
wręcz przeciwnie - nad stertami butów odbywają się zwyczajne rozmowy, jak w
wielu innych firmach.
Życie w cieniu zagład to dość
obszerny fragment Najlepszych butów:
jak radzili sobie i radzą mieszkańcy okolic KL, jak się chodzi do szkoły, która
usytuowana jest kilometr od obozu?
Nie brakuje także niemal
uwłaczających historii gastarbeiterów, traktowanych gorzej niż inne nacje
Polaków poszukujących Bóg wie jakich cudowności na niemieckich pchlich targach.
Temat "niemiecki" jest obecny w wielu reportażach: dość
niejednoznacznie przedstawiony jest również konflikt pomiędzy Agnes Trawny a polską
rodziną zajmującą do niedawna dom należący niegdyś do niej.
Olszewski nie ocenia, nie
opowiada się po żadnej ze stron. Konsekwentnie brnie w tematy, które inni
omijają z daleka. Takie odbrązowienie Polski jest potrzebne - po latach
propagandy sukcesu wyszły krzywe ściegi i niedoróbki poprzedniego systemu, a i dzisiejszej
"wszystkomającej" Polsce daleko do kolorowego obrazka z folderu.
Reportaże Olszewskiego zostały uhonorowane w 2015 roku Nagrodą im. Kapuścińskiego (ex aequo Nagrodę przyznano
również reportażom Swietłany Aleksijewicz Czasy
secondhand). Myślę, że doskonale wpisują się w nurt znany z programów
takich jak Zawsze po 21 nieodżałowanego Krystiana Przysieckiego, czy Magazynu
Ekspresu Reporterów znanego z telewizyjnej Dwójki, które nie boją się pokazywać jak ciężko żyć we współczesnym świecie.
Prawdopodobnie odnaleziono szczątki Marthy Brown, pierwowzoru Tess d'Urberville
Kiedy Elizabeth Martha Brown wstępowała na szafot była niezwykle spokojna. Skazana za zabójstwo wiarołomnego i brutalnego męża miała być ostatnią publicznie powieszoną osobą w Dorset. Zgromadzony czterotysięczny tłum oczekujący na egzekucję trwał pogrążony w milczeniu. Calcraft, miejscowy kat, pętał dół sukni skazanej, by w czasie wieszania nie wydęła się niczym balon. Był 9 sierpnia 1856 roku. Z nieba lał rzęsisty deszcz.
Wśród tłumu obecny był szesnastoletni wówczas Thomas Hardy, niebawem jeden z największych pisarzy epoki wiktoriańskiej. Obraz powieszonej kobiety na długo wyrył się pisarzowi w pamięć; przez lata przechowywał wycinek z Dorset Country Chronicle opisujący to zdarzenie.
Po latach Hardy pisze: "Pamiętam jej drobną figurę na tle nieba, gdy wisiała w mglistym deszczu, a także to, jak obcisła czarna jedwabna suknia podkreślała jej sylwetkę, gdy poruszała się w półobrotach raz w jedną, raz w drugą stronę. (...) Choć nakryli jej twarz kapturem, widziałem jak przez mokry od deszczu materiał przebijały rysy jej twarzy." Ten epizod tak zaintrygował pisarza, że Martha Brown doczekała się uwiecznienia w postaci słodkiej, niewinnej Tess d'Urberville. Jak wspomina wieloletnia przyjaciółka pisarza, Lady Hester Pinney "jego sympatia dla tej nieszczęśliwej kobiety była niezwykła".
Po latach Hardy pisze: "Pamiętam jej drobną figurę na tle nieba, gdy wisiała w mglistym deszczu, a także to, jak obcisła czarna jedwabna suknia podkreślała jej sylwetkę, gdy poruszała się w półobrotach raz w jedną, raz w drugą stronę. (...) Choć nakryli jej twarz kapturem, widziałem jak przez mokry od deszczu materiał przebijały rysy jej twarzy." Ten epizod tak zaintrygował pisarza, że Martha Brown doczekała się uwiecznienia w postaci słodkiej, niewinnej Tess d'Urberville. Jak wspomina wieloletnia przyjaciółka pisarza, Lady Hester Pinney "jego sympatia dla tej nieszczęśliwej kobiety była niezwykła".
Historia jednakże nie kończy się na tym niezwykłym hołdzie - niedawno archeolodzy natrafili na pozostałości (w tym czaszkę) prawdopodobnie właśnie Marthy Brown; nieformalny cmentarz przywięzienny ma wkrótce zostać zamieniony na domy mieszkalne i centrum handlowe, a ludzkim szczątkom zostaną wyprawione godne pochówki.
http://www.theguardian.com/books/2016/feb/19/thomas-hardy-tess-of-the-durbervilles-bones-found-at-prison
Healey, T. - Zbrodnie w afekcie, Warszawa 1991
Życie to jednak strata jest - Andrzej Stasiuk, Dorota Wodecka
Mam takie dwa ulubione
niebeletrystyczne wydawnictwa, które mają na moich regałach osobne półki.
Pierwsze to Karakter, a drugie to Czarne. Pierwsze cenię za książki Sontag oraz architekturę, z kolei Czarne to doskonałe eseje, ciekawe reportaże, z których można wiele wynieść, wiele się nauczyć. Wydawnictwo założyli w 1996 Andrzej Stasiuk i jego żona, Monika Sznajderman, a nazwa
pochodzi od miejscowości.
źródło: LubimyCzytac.pl |
W 2013 roku Andrzej Stasiuk był
gościem 44 Rybnickich Dni Literatury. To spotkanie autorskie należało chyba do
najbardziej udanych, na jakim miałam okazję być. Autor ujął publiczność swoją
bezpośredniością i podejściem do życia. Stasiuk wydaje się być osobą nie
oglądającą się na nikogo, mającą własne zdanie i nie wahającym się go bronić.
I taki jest też w wywiadzie-rzece
Życie to jednak strata jest. Do tej pory czytałam zaledwie trzy jego książki
(ale mam ochotę na wszystkie), oglądałam z nim kilka wywiadów i zdaje się jakiś
dłuższy dokument. I chociaż z kilkoma stwierdzeniami się nie do końca zgadzam
(na przykład nie przepadam za podróżami i nie ciągnie mnie szczególnie do
Bałkanów chociażby), to Stasiuka uważam za jednego z mądrzejszych i lepiej piszących
polskich pisarzy współczesnych. Może to ta jego bezkompromisowość, może to
poetyckie wręcz metafory zestawione z owczym gównem, nie wiem; w każdym razie
Życie to jednak przeczytałam w jeden dzień i miałam potworny niedosyt, że już
się skończyło, a mogłabym go czytać (czy wręcz słuchać) godzinami.
![]() |
Życie to jednak strata jest zaczęłam czytać na rybnickim rynku w niedzielę, a skończyłam wieczorem już w domu. |
Myślę, że kto nie zna prozy
Stasiuka, niech sięgnie najpierw chociażby po Babadag, żeby wiedzieć czego się
spodziewać. Dla mnie sięgnięcie po ten wywiad był naturalna kontynuacją obranej
czytelniczej drogi.
13 pięter - Filip Springer
13 pięter to zbiór doskonałych reportaży,
których wspólnym mianownikiem jest szeroko pojęte mieszkalnictwo w Polsce. Filip
Springer dzieli książkę na dwie części, z których druga jest echem pierwszej,
dotyczącej zmagania się z problemem przeludnienia stolicy w czasach
dwudziestolecia międzywojennego.
W latach powojennego boomu
mieszkaniowego (1930-34) Warszawa stawia luksusowe apartamentowcem będące
miejskim odpowiednikiem dworku szlacheckiego; w tym samym czasie znaczny
odsetek mieszkańców zagrożonych jest bezdomnością, a liczne noclegownie
pękają w szwach. Inicjatywy, takie jak Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa,
bądź Zdobycz Robotnicza, z góry skazane są na niepowodzenie;
niewykwalifikowanych robotników i bezrobotne ofiary wielkiego kryzysu nie stać na
czynsze w najmniejszych nawet izbach, nie wspominając o kupnie lub wynajęciu domku
szeregowego. Przeludnienie Warszawy lat 20/30 sięga zenitu: na paru metrach
kwadratowych nierzadko mieszka cała kilkuosobowa rodzina z… sublokatorem, który
nieraz pokrywa większość czynszu! Niestety, problem do czasów drugiej wojny
światowej zostanie nierozwiązany, ponieważ „ze słów domu zbudować się nie da” –
choć wielu apeluje o wyjście naprzeciw problemowi, nikt de facto nie podejmuje
się nierównej walki o byt setek rodzin.
Druga część 13 pięter jest powtórzeniem
tematu, ale z perspektywy początku XXI-go wieku. Poprzednia część stanowi
niejako zapewnienie, że z problemami mieszkaniowymi tośmy się już i za sanacji
borykali. Springer pisze, że aż 43%
Polaków między 25 a 34 rokiem życia mieszka z rodzicami. Te dane są
zatrważające, zważywszy na to, że całemu pokoleniu wmówiono, że dorosłość
zaczyna się wtedy, kiedy zaciąga się kredyt hipoteczny. Lecz niektórym „na życie starcza,
na wiarygodność w banku już nie”.
Autor w tym papierowym wieżowcu
podaje cały przekrój przez problemy mieszkaniowe, łącznie z kruczkami w umowach
deweloperskich, kredytach we frankach, plagą czyścicieli kamienic, a także –
marginalizowane, zupełnie jak przed wojną budownictwo społeczne, które się nie opłaca
deweloperom ani państwu (choć są przykłady na prężnie działające spółdzielnie).
13 pięter to wyśmienicie napisane reportaże, od których nie można się oderwać.
Rybnik czyta
Dzisiaj walentynki. Sklepy zalane są czerwonymi serduszkami, a z kawiarni wylewają się na ulicę pary - ona przeważnie taszczy długą czerwoną różę.
A co robią zakochani w książkach? Czytają! A swoją miłość do książek zamanifestować można spotykając się w umówionym miejscu o umówionej porze. I tak też spotkaliśmy się my, Rybniczanie, którzy o punkt dwunastej w południe rozsiedliśmy się wokół fontanny ze świętym Nepomucenem, by poczytać przez godzinkę w cieple lutowego słońca (sic!). Na wspólne czytanie stawiły się całe rodziny, nawet z małymi dziećmi.
![]() |
Rybniczanka czyta :) |
Rybnik czyta to akcja popularyzująca czytanie. Dziś spotkaliśmy się po raz pierwszy, ale nie ostatni. Akcję wymyśliła moja koleżanka, Anoushka, która o evencie pisze krótko: "Zabierz książkę i czytaj w przestrzeni miejskiej! Czytajmy na widoku!". A więc tak też zrobiliśmy - na walentynkową randkę wybraliśmy się z mężem poczytać; on - Sapkowskiego, ja - Stasiuka.
![]() |
Anoushka i ja |
Już czekam na marcowe spotkanie.
![]() |
Życie to jednak strata jest - Andrzej Stasiuk |
Piękny styl - Steven Pinker
Do niedawna byłam przekonana,
że podręczniki stylu odnoszą się jedynie do kwestii związanych z modą i
ubiorem, ewentualnie urządzaniem wnętrz. Pierwszy raz spotkałam się z problemem wyrabiania stylu pisarskiego, który nie jest szeregiem chaotycznych rad
czynnych pisarzy. Steven Pinker, kanadyjski językoznawca i kognitywista (kognitywistyka
to dziedzina nauki, która czerpie z językoznawstwa, psychologii oraz
neurologii) jest autorem bestsellerowego
Pięknego stylu. Jest to podręcznik stylu klasycznego, który wydaje się
być najbardziej pożądany w wielu dziedzinach związanych z językiem właśnie.
Przewodnik reklamowany jako nie tylko dla pisarzy, ale i dla blogerów,
oczywiście piorunem trafił w moje ręce! Myślę, że część z Was jest już
po lekturze i stara się zastosować kryteria Pinkera do własnych celów.
Pinker nie daje gotowej recepty
na dobre pisarstwo. Próżno szukać tu kategorycznych stwierdzeń, takich jak
"rób tylko to i to"; książka naszpikowana jest przykładami złych
akapitów, niejasnych stwierdzeń, zawikłanych sformułowań, które zamiast
przybliżać czytelnikowi dany problem - zaciemniają go, czyniąc nieczytelnym.
Autor podaje kontrprzykłady, które nie tylko czynią poprawione zdania
czytelnymi, ale i uświadamiają nam, czego powinniśmy unikać. Styl
klasyczny, do którego powinniśmy dążyć "zakłada równość autora i
czytelnika"; znaczy to, że "autor uważa, że czytelnik jest
wystarczająco inteligentny" by zrozumieć dany tekst bez zbędnego
szpikowania go metajęzykiem, oraz niezrozumiałymi pojęciami, których nie tłumaczy.
Oczywiście Pinker wymienia złe
nawyki, których powinniśmy się wystrzegać, by pisać jasno i zrozumiale: "metadyskurs,
znakowanie drogi, nadmierna asekuracja, przepraszający ton, narcyzm zawodowy,
utarte frazesy, mylenie metafor, metapojęcia, rzeczowniki zombie oraz nadużywanie strony biernej i konstrukcji bezprzedmiotowych". Zdradliwa
jest także klątwa wiedzy, czyli zakładanie, że czytelnik wie to, co my i nie
musimy mu wyjaśniać na przykład swoich skrótów myślowych. Chcąc poprawić jakość
swoich prac powinniśmy również pisać wprost nie powołując się na schematy,
utarte frazy i pseudoautorytety.
Wypisałam sobie takie najważniejsze punkty,
których powinniśmy się trzymać mając przed oczami rady Pinkera. Według niego tekst
powinien być:
- poprawny gramatycznie i
logicznie,
- klarowny - jasny i zrozumiały
dla każdego czytelnika,
- spójny - "spójność zaczyna
się od tego, że autor i czytelnik mają jasność co do tematu". Autor musi
mieć coś, o czym pisze (temat), i coś do powiedzenia (cel, główne przesłanie),
- okraszony przykładami, by
unaocznić czytelnikowi problem.
Myślę, że Piękny styl otwiera
czytelnikowi oczy na... drugiego człowieka, w końcu punkt widzenia jest
relatywny i to człowiek jest miarą wszechrzeczy. Staram się rady autora odnieść
do swojego bloga; czy czytelnik ma wrażenie spójności, czy wręcz przeciwnie,
czy wszystko jest zrozumiałe? Kiedyś zrobiłam kilku postom test mierzący stopień
trudności danego tekstu (Indeks czytelności Flescha). Moje teksty plasują się
gdzieś koło 50 punktów (skala od 0 do 100, przy czym im wyższy wynik tym
bardziej zrozumiały tekst, a te z punktami 0-30 to teksty akademickie), czyli
powinny być zrozumiałe przez licealistów.
Magiczna noc książek z Harrym Potterem
Jestem Potteromaniakiem. Książki
oraz filmy o magicznym świecie Harry'ego Pottera poruszyły moją wyobraźnię i
obudziły moje wewnętrzne, uśpione dziecko. I chociaż latka lecą i jestem niemal
rówieśniczką książkowego Harry'ego, od kiedy czytamy z synkiem - najpierw
Kamień filozoficzny, teraz kończymy Komnatę tajemnic - jestem chyba bardziej
podekscytowana magicznymi przygodami niż niejedno dziecko. (Pewnie przecieracie oczy ze
zdumienia, bo przecież jakoś to nie pasuje do klasyki o której piszę; nie
przepadam za większością klasyki dziecięcej z Alicją, Pippi i Guliwerem na
czele, ale Muminki już dawno zdobyły moje serce.)
strony Proroka codziennego |
wiedza tajemna: księgi czarów, eliksirów i magicznych stworzeń |
Kiedy Media Rodzina, polski
wydawca Harry'ego zaproponowało przyłączenie się do międzynarodowej Magicznej
Nocy Książek z Harrym Potterem, moja filia biblioteki od razu się do akcji przyłączyła.
Miałyśmy przednią zabawę przygotowując show: trzeba było nie tylko zaplanować
dzieciakom poszczególne atrakcje, takie jak przydzielanie do domów, ozdabianie
różdżek, ćwiczenie vingardium leviosa (pamiętajcie - "leviooosa", nie "leviosaaa")
na piórku, robienie magicznych eliksirów, oraz rysowanie patronusa, czy test
wiedzy (zdaniem dzieciaków banalnie prosty!), ale i przygotować dekoracje -
stoły w odpowiednich barwach, rekwizyty, z których największą furorę robił
wypchany bażant "grający" Fawksa, magiczne eliksiry oraz czarodziejską kulę
Sybilli Trelawney. Nasze panie wolontariuszki czekały na ulicy Pokatnej, by
"sprzedawać" fasolki wszystkich smaków, oraz sosnowe różdżki z
chińskich pałeczek.
najwięksi antagoniści siedzieli obok siebie |
Ulica Pokątna ze sklepem Olivandera |
Dzieciaki poprzebierane w stroje
karnawałowe na początku zostały obdarowane biletami na Hogwart Express, który
odchodził z wiadomego peronu. Następnie "pirszoroczni" podawali hasło
portretowi damy strzegącej wejścia do głównej sali, a po ceremonii przydziału
rozpoczął się maraton zabaw zwieńczony tłustoczwartkową ucztą.
Myśmy się oczywiście też
poprzebierały - zarówno bibliotekarki jak i opiekunki z Placówki Wsparcia
Dziennego Piaski prowadzonej przez Stowarzyszenie Uskrzydleni - za czarodziejki
i czarownice.
Peron 9 i 3/4 |
Jak zrobić eliksir wielosokowy? |
Kontynuując zabawę w stylu
Harry'ego Pottera z reszty rekwizytów oraz książek - w tym nowej, bogato
ilustrowanej wersji Kamienia filozoficznego zorganizowałyśmy wystawę. Jest i magiczna
różdżka i zaczarowany latający klucz, nawet mamy okrągłe okulary Pottera.
Wystawa o Harrym Potterze |
Czy widziałeś tego czarodzieja? |
Okulary Harryego oraz piękna książka ilustrowana przez Jima Keya |
Latający klucz |
Drugą
gablotę "okupują" magiczne ingrediencje oraz książka do sporządzania
eliksirów samego księcia półkrwi, na której leży medalion Salazara Sytherina.
Wystawę można oglądać w Filli nr 4 PiMBP w Rybniku do końca miesiąca.
buteleczki ze składziku Snape'a |
Smocza łuska - bardzo rzadka i cenna |
![]() |
i ja tam byłam i eliksir wielosokowy piłam ;) |
Wspomnienia z domu umarłych - Fiodor Dostojewski
Może zacznę od wyznania:
uwielbiam literaturę rosyjską. Jej twórców, szczególnie tych klasycznych
stawiam na równi z największymi pisarzami anglosaskimi z Hardym, ma się
rozumieć, na czele. Czytając takiego dajmy na to Stendhala, czy Balzaka meczę
się nie wiedzieć czemu, ale już przy Tołstoju czy Dostojewskim – oddycham pełną
piersią.
źródło: LubimyCzytac.pl |
Niedawno zadałam sobie pytanie,
czy lepiej mi się czytało Idiotę, czy Annę Kareninę? I z tym pytaniem utknęłam;
postanowiłam nadrobić to, czego jeszcze nie czytałam i wybór padł na
Wspomnienia z domu umarłych. Oczywiście nie zamierzam streszczać fabuły,
jedynie przybliżę okoliczności powstania powieści i odniosę się do treści
bardzo subiektywnie. Mam jednak problem z Wspomnieniami, bo o ile bardzo mi do
gustu przypadły, to – czasem tak jest – nie wiem, co napisać poza „ale mi się
fajnie czytało”.
Zapiski iz miortwogo doma Fiodora
Dostojewskiego to pamiętnik osnuty wokół katorgi, na którą pisarz został
zesłany na cztery lata za sympatyzowanie z Kołem Pietraszewskim, „klubem dyskusyjnym”
zorientowanym na Zachód. Ale autor nie pisze wprost – bohaterem i narratorem
jest szlachcic zesłany za zabójstwo, Aleksander Pietrowicz Gorianczykow.
W sumie po wspomnieniach EricaLomaxa spodziewałam się rosyjskiego kempeitai, ale albo opis katorgi został
uładzony, albo za dużo się naczytałam; Dostojewski nie epatuje strasznymi
obrazami, jedynie – niemal sucho – opisuje warunki pobytu w więzieniu na
Syberii. Ale jak pisze sam Dostojewski "o niektórych rzeczach niepodobna sądzić, jeśli się ich nie doświadczyło".
Co do samego wydania, to niestety
trafiłam na PIW z 1977 roku: maciupeńkie literki, gęsty druk niemal bez
odstępów. Taka czcionka bardzo męczy oczy i nie potrafiłam książki dokończyć, a
bardzo bardzo chciałam, bo jak napisałam wcześniej – czytało mi się świetnie.
Co do Rosjan jeszcze, jakiś taki
mieliśmy z mężem rosyjski tydzień – on czytał Glukhovsky’ego, ja
Dostojewskiego, a na Kulturze leciał mój ukochany Wujaszek Wania…
Jak czytać stare książki?
Jak czytać stare książki i CZY je
czytać? Mówiąc „stare” mam na myśli te naprawdę stare, przedwojenne, lub te z
lat 40-50 ubiegłego wieku. Ze względów oczywistych możemy zapomnieć o starodrukach, inkunabułach,
etc. – po prostu mało kto je ma, a kogo już na nie stać – wkłada je za szybkę.
1. Zapach.
Nie każdy lubi zapach starych książek. I jeżeli kogoś on razi, raczej nie radzę
sięgać po książki wiekowe. Każda dekada odznaczała się innym papierem – inna była
kwasowość, inny skład, niektóre tańsze wydania miały szorstki papier a la
makulatura, a w innych litery wytłaczano niemal na bibułce. Dziwnie (to bardzo
subiektywne określenie, wiem) pachną książki z XIX-go wieku; mam dwie trzy
książki z drugiej połowy XIX-go wieku i zauważyłam, że mają kwaśny, jakby
octowy zapach. Za to przyjemnie pachną te z pierwszych lat ubiegłego wieku –
ale nic nie przebije książek w twardej okładce z PIWu z lat 50-tych.
2. Szkodniki,
grzyby, pleśnie. Jasne, że jeżeli książka jest „chora” lepiej jej nie ruszać, a
najlepiej oddzielić ją od księgozbioru. Na stan książki może wpłynąć wilgoć
(więc lepiej nie czytajcie w wannie i nie radzę trzymać książek w łazience!,
ani w piwnicy!), rozwijają się wówczas mikroorganizmy, w większości pleśnie (Aspergillus
terreus, Acrothecium, Chaetomium globosum, Cladosporium, Oencillium notatum,
Pellicularia isabellina, Penicillium)*. Nie zapominajmy, że kiedyś książki
klejone były klejami roślinnymi i oprawiane w skóry, a te – będąc organicznymi –
są wspaniałą pożywką dla drobnoustrojów. W książkach również żyją niewielkie
owady, takie jak rybiki cukrowe, mole i skórniki i szubaki.
Jednak
jeżeli książka jest zdrowa (co można poznać po wyglądzie i zapachu) nie ma obaw
– możemy ją śmiało czytać.
3. Archaiczny
język. No cóż, szczególnie przed 1933 rokiem, kiedy zreformowano język polski –
takie odniosłam wrażenie – panowała w naszym języku wolna amerykanka. Chodzi o słowa takie jak tryumf, czy kuryer, pisanie niektórych słów razem, końcówki takie jak "w sercu mem", "serjo" i wiele innych. Nieco szerzej piszę o tym przy okazji recenzji Rodziny Thibault.
![]() |
fragment starego wydania Rodziny Thibault 1926 r. |
![]() |
Upsułam... |
Ale mam
też gros książek po-bibliotecznych, które skoro przetrwały iks osób przez te wszystkie lata - przetrwają jeszcze jedno czytanie ;)
W czytaniu staroci jest coś przyjemnego. Może to ten „ludzki” element, bo przecież
kiedyś książki nie były drukowane na drukarkach, tylko na prasach, a każda
strona składana była osobno przez zecera? Niekiedy widać, gdzie odbiła się
czcionka, to taki malutki kwadratowy znaczek dookoła litery. Byłam kiedyś na wycieczce w Muzeum Drukarstwa i polecam każdemu molowi książkowemu takie zwiedzanie, szczególnie, kiedy pan przewodnik tak ciekawie opowiada o starych czasach. Również fajnie
jest się zapoznać z autorami, o których mało kto pamięta, bądź z archaicznym
językiem, jakim mówiły nasze prababcie.
![]() |
Ślady po kleju z taśmy klejącej. |

-
Wszyscy uwielbiają listy, topy wszech czasów, złote dziesiątki, etc. BBC ma swoją setkę, która krąży po internecie, niedawno ukazała się po...
-
Jak domowym sposobem skleić naderwane strony? Z pewnością spotkaliście się z podobnym problemem: naderwana, bądź całkowicie oderwana stron...
-
Dwa lata temu pokazywałam, jak naprawić strony książki, żeby nie było widać rozdarcia . Pokazywałam wówczas zastosowanie bibułki bezkwasow...
-
Maria Wirtemberska z Czartoryskich (1768-1854) była córką Izabeli Czartoryskiej, założycielki pierwszego w Polsce muzeum mieszczącego się w...
-
Każdy spotkał się z tak zwanym znormalizowanym maszynopisem. Znaczy to nie mniej nie więcej, że w czasach kiedy używamy komputera zamiast m...
-
1874 roku w Wielkiej Brytanii zaczęła ukazywać się w odcinkach powieść Z dala od zgiełku tłumu Thomasa Hardy'ego. W Polsce doc...
-
Drogi Czytelniku, właśnie umarłeś i trafiłeś do piekła. A takie czytelnicze piekło wygląda tak: 1. Serie wydawane są w różnych wielkoś...
-
☞ 451 stopni Fahrenheita to dystopia Raya Bradbury'ego, która nie przestaje trwożyć nas swoją aktualnością. Chociaż od ukazania się ksią...
-
►
2018
(31)
- ► października (4)
-
►
2017
(36)
- ► października (8)
-
▼
2016
(60)
- ► października (10)
-
▼
lutego
(11)
- Czesałam ciepłe króliki - Alicja Gawlikowska-Świer...
- Czasy secondhand. Koniec człowieka czerwonego - Sw...
- Najlepsze buty na świecie - Michał Olszewski
- Prawdopodobnie odnaleziono szczątki Marthy Brown, ...
- Życie to jednak strata jest - Andrzej Stasiuk, Dor...
- 13 pięter - Filip Springer
- Rybnik czyta
- Piękny styl - Steven Pinker
- Magiczna noc książek z Harrym Potterem
- Wspomnienia z domu umarłych - Fiodor Dostojewski
- Jak czytać stare książki?
-
►
2015
(69)
- ► października (4)
-
►
2014
(57)
- ► października (4)
-
►
2013
(42)
- ► października (2)
-
►
2012
(33)
- ► października (3)