Może zacznę od wyznania:
uwielbiam literaturę rosyjską. Jej twórców, szczególnie tych klasycznych
stawiam na równi z największymi pisarzami anglosaskimi z Hardym, ma się
rozumieć, na czele. Czytając takiego dajmy na to Stendhala, czy Balzaka meczę
się nie wiedzieć czemu, ale już przy Tołstoju czy Dostojewskim – oddycham pełną
piersią.
źródło: LubimyCzytac.pl |
Niedawno zadałam sobie pytanie,
czy lepiej mi się czytało Idiotę, czy Annę Kareninę? I z tym pytaniem utknęłam;
postanowiłam nadrobić to, czego jeszcze nie czytałam i wybór padł na
Wspomnienia z domu umarłych. Oczywiście nie zamierzam streszczać fabuły,
jedynie przybliżę okoliczności powstania powieści i odniosę się do treści
bardzo subiektywnie. Mam jednak problem z Wspomnieniami, bo o ile bardzo mi do
gustu przypadły, to – czasem tak jest – nie wiem, co napisać poza „ale mi się
fajnie czytało”.
Zapiski iz miortwogo doma Fiodora
Dostojewskiego to pamiętnik osnuty wokół katorgi, na którą pisarz został
zesłany na cztery lata za sympatyzowanie z Kołem Pietraszewskim, „klubem dyskusyjnym”
zorientowanym na Zachód. Ale autor nie pisze wprost – bohaterem i narratorem
jest szlachcic zesłany za zabójstwo, Aleksander Pietrowicz Gorianczykow.
W sumie po wspomnieniach EricaLomaxa spodziewałam się rosyjskiego kempeitai, ale albo opis katorgi został
uładzony, albo za dużo się naczytałam; Dostojewski nie epatuje strasznymi
obrazami, jedynie – niemal sucho – opisuje warunki pobytu w więzieniu na
Syberii. Ale jak pisze sam Dostojewski "o niektórych rzeczach niepodobna sądzić, jeśli się ich nie doświadczyło".
Co do samego wydania, to niestety
trafiłam na PIW z 1977 roku: maciupeńkie literki, gęsty druk niemal bez
odstępów. Taka czcionka bardzo męczy oczy i nie potrafiłam książki dokończyć, a
bardzo bardzo chciałam, bo jak napisałam wcześniej – czytało mi się świetnie.
Co do Rosjan jeszcze, jakiś taki
mieliśmy z mężem rosyjski tydzień – on czytał Glukhovsky’ego, ja
Dostojewskiego, a na Kulturze leciał mój ukochany Wujaszek Wania…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz