Header Image

Historia fotografii - pod redakcją Juliet Hacking

To już kolejny album z historią fotografii, który sprawiliśmy sobie pod choinkę. Cena jest dość znaczna i właściwie tylko w ramach prezentu można sobie pozwolić na podobne wydawnictwo. Niemniej, książka jest dobrze opracowana, rzeczowa i objętościowo duża. Interesują mnie przede wszystkim techniki oraz style fotografii XIX-wiecznej. Z ubiegłego wieku za najbardziej interesującą uważam fotografię reporterską. 
W Historii fotografii (Photography. A Whole Story) pod redakcją naukową Juliet Hacking mamy przekrój przez blisko dwa wieki fotografii - od prób najwcześniejszych, przez fotografię użytkową do nowoczesności z postmodernizmem na czele. Zarówno Hacking, jak i David Capmany, który jest autorem przedmowy, znani są w brytyjskim środowisku związanym z fotografią, i tak - Heacking jest wieloletnim współpracownikiem Sotherby's, a Campany zarówno pisze o fotografii, jak i sam jest uznanym fotografem, oraz wykładowcą. Każda ważniejsza fotografia umieszczona w publikacji jest pieczołowicie opisana, a czytelnik dostaje zarys techniki jej wykonania oraz sylwetkę artysty. Na stronie oprócz dużego zdjęcia przygotowano specjalnie małe fragmenty, na które oglądający powinien zwrócić uwagę. Co ciekawe, nie są to suche opisy, a niekiedy pełne życia mini-eseje na dany temat. 


Będę wracała do tego albumu i to mam nadzieję często. Wiecie, jak zakochana jestem w fotografii XIX-wiecznej, jej prekursorach i ich pracach. Mogę nad dagerotypami, talbotypiami, fotografiami wykonywanymi metodą mokrej płyty kolodionowej siedzieć godzinami - tak mnie to pasjonuje. Jakiś czas temu pisałam o Rogerze Fentonie, o historii fotografii pisałam z okazji 244 rocznicy urodzin Louisa Daguerre'a, polecam również swój artykuł o fotografii streoskopowej
Album zawiera najważniejsze - również te kontrowersyjne - zdjęcia, które do tej pory zrobiono. Brakuje mi części znaczących zdjęć, które można znaleźć TU, a także - naszych rodzimych fotografów, wśród których za najważniejszych uważam Tomasza Gudzowatego, oraz Krzysztofa Millera i Marcina Sudera. 
W albumie znalazłam kilka fotografii naprawdę unikalnych, których bezskutecznie szukałam, a także szereg  ciekawostek, których do tej pory nie byłam świadoma. 
W serii ukazały się Historia architektury, Historia mody oraz Historia kina. Dwie pierwsze chętnie bym nabyła, co do kina, to mam kilka takich przekrojowych opracowań. Jednak najbardziej marzy mi się album z samymi fotografiami z początku istnienia tego medium, tak powiedzmy, aż do boomu fotograficznego, kiedy to tanie kartoniki i niewielkie koszty produkcji wyparły prawdziwych artystów fotografii. 
Mam zamiar napisać jeszcze o kilkorgu ważnych postaciach związanych z fotografią, wśród których znajdzie się czwórka moich ulubionych artystów. Mam nadzieję, że chętnie przeczytacie o sylwetkach Julii Margaret Cameron, Henrym Peach Robinsonie, czy dość kontrowersyjnych fotografiach Charlesa Lutwidge'a Dodgsona, czyli Lewisa Carrolla, a na widok barwnych fotografii Prokudina-Gorskiego wpadniecie w zachwyt.  

Szczypta soli szczypta bliźnich - Magdalena Samozwaniec


Jak niedawno pisałam (tu), w moje ręce wpadła stara, oprawiana introligatorsko książeczka, zawierająca zabawne anegdotki, dykteryjki, fraszki, listy. Troszkę podobna do Przybory z zeszłego miesiąca. Dopiero ostatnio wpadłam na pomysł wyszukania autora: Magdalena Samozwaniec wydała tę niewielką książeczkę nakładem wyd. Iskry w 1968 roku. Tomik Szczypta soli szczypta bliźnich wchodzi w skład serii Biblioteka Stańczyka. BS wydawana była od 1957 roku, a zawierała literaturę humorystyczną i satyryczną. Jak wspomniane przeze mnie Listy z podróży Przybory i ten tom jest ilustrowany - tym razem stroną graficzną zajęła się Maja Berezowska, artystka związana między innymi z Przekrojem (za każdym razem zamiast mówić Przekrój mam ochotę powiedzieć: stary, dobry, krakowski Przekrój). 


Książka podzielona jest tematycznie na Myśli srebrne i posrebrzane, Parodie, Wiersze satyryczne i Felietony. Wszystko nienachalnie zabawne, inteligentne. Tu mrugnięcie okiem, tam nawiązanie do literatury, do tego napisane, że cud, miód i orzeszki. Dla miłośników "humoru z tamtych lat" i... starego, dobrego, krakowskiego...  


Książka wygrzebana ze skrzyni podczas czyszczenia magazynów bibliotecznych, a przeczytana na wyzwanie CZYTAMY KSIĄŻKI NIEOCZYWISTE (zapraszam do dzielenia się podobnymi starociami, cymeliami, białymi krukami...)

Anioły i demony

Nie, nie pochwalę się znajomością Dana Browna, ale skoro ostatnio przypomniałam o Aniołach, dziś czas na tę drugą pozaziemską "nację". Witelon, polski filozof i fizyk z przełomu XII i XIV wieku, tak je opisuje:

"Słowo demon po łacinie wiedzący. Potoczne rozumienie słowa to zły duch, istota szpetna i złośliwa. Ukazuje się między innymi szaleńcom, których choroba spowodowana jest wrzodami na powłokach mózgu, wywołanymi zbyt intensywnym wydzielaniem czarnej żółci lub wrzeniem krwi; czasem pochodzi ze schorzenia przepony, macicy lub innych organów, z powodu powiązania nerwów z mózgiem. Otóż pochodzące z tych organów zgniłe wyziewy docierając do mózgu, niszczą go. Podobne zjawiska zachodzą u maniaków, melancholików, itp.; zawsze jednak dzieje się to w skutek wznoszenia się do góry wyziewów chorobowych i tak powstają zjawy, itd., a ludzi takich nazywają opętanymi przez szatana, gdyż mówią oni dziwne rzeczy oraz twierdzą, że mają wizje.
Jeśli chory widzi zjawę spowodowana białą flegmą sądzi, że widzi białych aniołów, a jeśli czarną żółcią, że widzi szatanów.
Zróżnicowanie zjaw uzależnione jest od rozmaitych pojęć, które silnie wryły się w świadomość, od rozmaitości obyczajów, a także od rozmaitości miejsc, płynów witalnych i chorób."

Inne głosy, inne ściany; Muzyka dla kameleonów - Truman Capote

„Zacząłem pisać mając osiem lat – ni z tego, ni z owego, nie inspirowany niczyim przykładem. Nie znałem nikogo, kto by pisał; mało tego, znałem niewiele osób, które czytały” - tak Truman Capote pisze w przedmowie do Muzyki dla kameleonów.

Truman Persons (Capote jest jego pseudonimem literackim) przyszedł na świat w 1924 roku w Nowym Orleanie, niejednokrotnie odmalowanym przez pisarza w licznych opowiadaniach. Dorastał umieszczany u licznej rodziny, miedzy innymi w Luizjanie, Alabamie i Missisipi. W Monroeville (Alabama) poznał chłopczycę, Harper lee, o której pisałam przy okazji lektuty Zabić drozda.

Od dziecka wytrwale ćwiczył pisanie; w wieku lat siedemnastu publikuje prozę narracyjna w New Yorkerze, Harper’s Bazaar, Atlantic Monthly. Jego pierwszym sukcesem na dużą skalę była powieść Inne głosy, inne ściany wydana w 1948, kiedy Capote miał zaledwie 24 lata. Inne głosy są opowieścią na wpół autobiograficzną, młody chłopak Joel Knox przybywa do tajemniczego Landing by po śmierci matki zamieszkać z nigdy niewidzianym ojcem. Stara ruina stojąca samotnie na odludziu ma swoje sekrety, a zamieszkała jest przez rozbitków życiowych, dziwne indywidua, które mają niebagatelny wpływ na charakter młodzieńca. Capote dość odważnie wyraża się o swoim homoseksualizmie – piękną apoteozę miłości wkłada w usta Dolores z opowiadania stryja Randolfa. Capote funduje czytelnikom prozę ożywczą, jednocześnie o dusznym klimacie, bardzo hermetyczną, niekiedy groteskową, jednak jest to proza marzycielska jak obraz chłopca z tyłu okładki.

Muzyka dla kameleonów jest jedna z ostatnich książek Capote’ego. W większości są to opowiadania, bardziej lub mniej autobiograficzne. Niektóre fragmenty będę pamiętała latami – brawurowa ucieczka pisarza przed policją, oskarżenie o pedofilię jednego ze znajomych, oraz obraz Marylin Monroe. W tomie znajdują się także wywiad z mordercą kojarzonym z „bandą Mansona”, oraz opowiadanie Ręcznie rzeźbione trumny, które bardzo przypomina Z zimną krwią, które jak sam pisarz twierdzi, miało wznieść reportaż na wyżyny literatury. Przyznaje się również do swojej fascynacji Agathą Christie, Henrym Jamesem, Flaubertem, podziwiał Willę Carter.

Czytając Trumana Capote oddycham. To tak dobra proza, że czytanie jej jest rzadką przyjemnością. Uprzednio napisałam, że nie przypadło mi do gustu Śniadanie u Tiffany’ego, ale chyba za bardzo porównywałam je z genialnym filmem. Wrócę do Śniadania. Przed końcem roku przeczytam także Harfę traw. Mimo licznych kontrowersji wokół jego życia, a także literatury (cytował dosłownie i bez zgody swoich przyjaciół) jestem zdecydowaną wielbicielką jego twórczości.

Angole - Ewa Winnicka

Książka Ewy Winnickiej Angole powstała, bo musiała powstać prędzej czy później podobna książka. Za pracą do Wielkiej Brytanii i Irlandii wyjechało około miliona obywateli naszego kraju. Każdy z nas zna, lub ma w rodzinie kogoś, kto emigrował.
Autorka zebrała 35 historii emigrantów, czy jak sami siebie nazywają „kolonizatorów” zamieszkujących Wyspy. Od właściciela dużej firmy, do drobnego personelu hoteli, czy prywatnych szpitali. Przede wszystkim dowiadujemy się, że Polak na obczyźnie nie wyzbywa się swojej cechy narodowej: „Narzekanie jest tutaj obowiązującym kodem” – mówi czterdziestopięcioletnia Monika, której mąż jest Brytyjczykiem; apeluje ona również do rodaków: "Jeśli w Polsce nie układa się z pracą i rodziną, w innym kraju ułoży się znacznie gorzej”. Kolejna zasada głosi: „Wrogiem nierozgarniętego Polaka za granica nie jest obcokrajowiec, tylko rodak, zwłaszcza mówiący po angielsku”. Polak za granicą to cham, pijak, zwierzę prawie – „Bardzo często Polacy, którzy zatrudnieni są przez agencje – wypowiada się Ola z Belfastu – pracują za dużo za zbyt niskie pensje, nie interesują się niczym, są jak z Emigrantów Mrozka, bywa, że szczęka opada, gdy się patrzy na to podobieństwo. Nie znają języka ani swoich praw. Mają długi w Polsce i są zdesperowani. Dostają osiemset funtów miesięcznie, a okazuje się, że pięćset wysyłają do domu, bo kredyty, bo córka w szkole”.
Polak za granica jest niezaradny jak małe dziecko - Jacek, przedsiębiorca pogrzebowy specjalizujący się „w Polakach” mówi otwarcie: „Człowiek przyjeżdża do pracy w Anglii nieprzystosowany, żyje z dnia na dzień. A jeśli traci pracę, to nie może zapłacić za wynajem mieszkania. Jak nie zapłaci za dwa tygodnie, to musi się wyprowadzić na bruk. Jeśli nie ma żelaznej rezerwy, żeby przeżyć miesiąc  i znaleźć pracę, to zostaje bezdomnym. Wstydzi się wrócić do Polski, dostaje depresji. I targa się na życie.”
Obraz Anglików jest równie piekielny: w książce Winnickiej jawią się niczym roboty, bezduszni, zamknięci w enklawach własnych kast. Mąż wspomnianej przeze mnie Moniki ponoć karci ją za zbyt głośny śmiech. Anglicy nie narzekają? Pewnie są z innej planety!
Wszystko, co zauważyłam, to takie same problemy, jak „u nas”, może jedynie bardziej uwypuklone: smrodzący sąsiedzi? A bo to u nas mało gotuje się „woniejących” potraw? Okropne liceum? Ta plaga dotarła i do naszego pięknego kraju. Ludzi niezaradnych życiowo jest i w Polsce pod dostatkiem.
Owszem, kiedy wyjeżdża się za pracą, to już nie „na wariata”, jak to bywało sto lat temu (ach te fale emigrantów „za chlebem”, które statkami docierały do NY, witane przez Statuę Wolności…); emigrantów gubi nie tylko nieznajomość języka, jak i nieznajomość realiów życia w obcym kraju, prawa, oraz nieumiejętność przystosowania się. Legendy krążą o osobach mieszkających od lat na Wyspach, a nie umiejących wydukać choćby najprostszego zdania.
Niestety, uważam dzieło pani Winnickiej za totalną propagandę – obliczone na zniechęcenie Polaków do szukania swojej szansy za granicą. Wielu młodych, dobrze wykształconych ludzi znalazło tam swój nowy dom i nie kwapią się z powrotem. Po zamknięciu książki odkryłam w sobie wstręt do jakichkolwiek eskapad, a już szczególnie do wojaży zagranicznych. Brakowało mi tu przykładów in plus: ludzi, którym się udało i są dumni z nowej ojczyzny – bo Winnicka podając przykład bogatego Polaka przedstawia go w takim brudnym świetle, jakby to było coś dziwnego, że Polakowi się udało, że w Polsce by mu się przecież nie udało. Radosław Sikorski skończył Oskford i zrobił karierę, a jakoś nie narzeka na uczniów, którzy go nie lubili, bo był Polakiem. Czemu od razu wychwytywać polskie nieudacznictwo, a nie pokazać tej drugiej strony? Zdjęcie na którym widnieje Barbara Pokryszka, „sprzątaczka, która zatrzymała Hilton” wprost epatuje tragizmem, kobieta uchwycona w pozie świadczącej o wielogodzinnym płaczu. Na zdjęciach w internecie, w tym na profilu fb ta sama kobieta uśmiecha się, oddaje się swojemu hobby – malarstwu, skończyła bowiem Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, jest absolwentką wydziału sztuki. Dobre recenzje zbiera A.M. Bakalar, autorka Madame Mephisto. Bakalar naprawdę nazywa się Joanna Zgadzaj i z całą stanowczością zrezygnowała z „bycia Polką” asymilując się z Brytyjczykami.
Słowem, Angole działają jak pigułka antyemigracyjna. Pesymistyczna przestroga dla opuszczających Polskę: i tak wam się nie uda.

Aktor-autor, czyli: aktorzy, do piór!

Wielu aktorów wydaje wspomnienia, autobiografie, dzienniki, a także książki kucharskie. o nich nie będę pisała. Wielu jednak ma za sobą bardziej czy mniej udane pozycje beletrystyczne, wiersze, eseje.
Niekwestionowanym „królem pióra” wśród aktorów jest Woody Allen – w naszym kraju wydano aż jedenaście jego powieści i zbiorów esejów.
Ethan Hawke jest autorem dwóch powieści: Ash Wednesday (Środa popielcowa) oraz The Hottest State.
Tom Courtenay wydał korespondencję z matką z lat 60-tych (Dear Tom).
Simon Callow, aktor brytyjski znany z wielu ról, wydał ostatnio biografię Dickensa. Napisał także biografię Orsona Wellesa, Charlesa Laughtona i parę innych książek.
King Bruce Lee karate mistrz był taoizującym filozofem, a swoje nauki zawarł w licznych pismach.
Madonna jest autorką serii książeczek dla dzieci Angielskie Różyczki.
Stephen Fry również jest uznanym pisarzem, jego powieść Blagier cieszy się również naszym kraju sporą popularnością.


Hugh Laurie (kolega Fry'a) jest autorem wydanej trzy lata temu powieści Sprzedawca broni.
Kirk Douglas jest autorem powieści  "o miłości i odkrywaniu prawdy" Taniec z diabłem.
Tommy Steele oprócz wspaniałych wspomnień (Bermondsey Boy: Memories of a Forgotten World), wydał książkę historyczną o II wojnie światowej, dokładnie o Dunkierce (The Final Run).
Również David Thewlis, który gościł w naszym jest autorem powieści. Nosi ona tytuł The Late Hector Kipling.
Peter Ustinov, którego kojarzymy z rolą Nerona w ekranizacji Quo Vadis z 1951 roku jest autorem kilku powieści, w tym przetłumaczonej na polski Stary człowiek i pan Smith.
Krzysztof Pieczyński opublikował szereg tomików poezji, a także opowiadania i listy.
Popularny komik amerykański, Steve Martin jest autorem całkiem poważnej powieści Shopgirl (Ekspedientka).
Sławna Alexis, czyli brytyjska aktorka (tak, brytyjska!) Joan Collins ma na swoim koncie kilka romansów obyczajowych.
Shirley MacLaine, znana ze Stalowych magnolii i Czułych słówek jest autorką kilkunastu powieści "wspomnieniowych".
Dwie polskie gwiazdy z zamiłowaniem do pisania to prawnuczka Jana Parandowskiego, Joanna Szczepkowska, autorka piętnastu pozycji, m.in. Kocham Paula McCartneya, oraz Krystyna Janda, autorka sześciu książek, wśród których najsławniejsza to Gwiazdy mają czerwone pazury wydana w 1998 r.
Monika Luft, prezenterka i... aktorka (zagrała kilka ról epizodycznych) jest autorka Śmiechu iguany.

Naomi Campbell, topmodelka i aktorka (zagrała w kilku filmach) jest autorką powieści Swan, opowiadającej o dylematach... topmodelki. 
Jerzy Stuhr prócz kilku książek autobiograficznych wydał w tym roku wraz z córką wierszyki dla dzieci Kto tam zerka na Kacperka?
Do grona aktorek piszących dołączyła także Izabela Kuna książką Klara.
Znana hollywoodzka aktorka Julianne Moore jest autorka wydanej również w naszym kraju książki dla dzieci pt. Truskawkowe Piegi.
Tego roku także doczekaliśmy się pisarskiego debiutu mieszkającej od lat w Stanach Zjednoczonych Dagmary Domińczyk, znanej z filmu Jack Strong. Jej powieść to na poły autobiograficzna Kołysanka polskich dziewcząt.
Teri Hatcher znana z Gotowych na wszystko jest autorką "życiowego poradnika" Spalony tost.
Znany z wielu ról John Lithgow (ostatnio mogliśmy oglądać go w filmie Interstellar) jest autorem książek dla dzieci.
Także Tom Hanks zapowiedział wydanie zbioru opowiadań, a seria książek s-f pod tytułem EartEnd Saga wyjdzie niedługo spod pióra znanej z serialu z Archiwum X – Gillian Anderson.

Wystawę można oglądać do końca roku w Filii nr 4 PiMBP w Rybniku

Jak znaleźć autora?

Jakiś czas temu w moje ręce wpadła książka, bardzo ciekawa zresztą, pełna fraszek, zabawnych anegdotek, dykteryjek, felietonów... tyle, że nie wiem czyja, bo okładka szaro-brązowa, widocznie introligatorska, a karty tytułowe wyrwane, bo biblioteka pozbywała się książek prawie-zaczytanych.
Jestem z natury dociekliwa, więc pierwsze co przyszło mi do głowy, to poszukać w katalogu Biblioteki Narodowej, bo BN jako jedna z bodajże siedemnastu bibliotek ma obowiązek przechowywania egzemplarza obowiązkowego. 
Weszłam do katalogu: TU, wpisałam odpowiedni tytuł, którego fragment drobnym drukiem znalazłam na strony (każda książka co ileś tam stron ma znacznik tytułu, wynika to z wymogów drukarskich):


Książeczka się znalazła.

Wybrałam oczywiście pozycję nr 2. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, kto tę książkę napisał:
Nie tylko znalazłam tytuł, autora, (no, miejsce i datę wydania oraz wydawcę miałam z tyłu na cenzurce), a nawet "oprawcę" graficznego i serię.
Jeżeli macie takie dziwne problemy, to spieszę donieść, że każdy da się rozwiązać, jak widać na powyższych obrazkach.

Zabić drozda - Harper Lee

Są takie powieści, które trzeba znać. I Zabić drozda jest właśnie taką powieścią. Mądra, napisana z lekkim humorem, liryczna opowieść o końcu dzieciństwa, wkraczaniu w świat niezrozumiałych dorosłych i ich reguł.

Narratorką jest mała chłopczyca, Smyk (w innym wydaniu Skaut), mieszkająca w niewielkim miasteczku w stanie Alabama, dorastająca pośród zubożałych białych i wolnych potomków niewolników. W postaci rezolutnej dziewczynki odnajdujemy alter ego autorki. Nelle Harper Lee, pochodząca z Monroeville (Alabama) była właśnie taką chodzącą po drzewach chłopczycą; jej nazwisko nieodłącznie kojarzy się z innym amerykańskim autorem, Trumanem Capote, z którym Lee dorastała. W powieści Inne głosy, inne ściany Harper Lee została uwieczniona w postaci Idabel, dziewczynki bezpretensjonalnej, trochę buńczucznej, nie przejmującej się własną płcią, wręcz ją negującą. Można powiedzieć, że Lee odwdzięczyła się Capote’emu – jasnowłosy Dill, drobny chłopaczek, najlepszy przyjaciel Smyk to właśnie autor późniejszego bestselleru Z zimną krwią (co ciekawe, Lee pomagała Capote’emu zebrać materiał do książki).

Zabić drozda jest książką z nurtu literatury psychologiczno-społecznej, bardzo poczytnej w połowie ubiegłego wieku. Splatają się tu wątki dramatyczne (oskarżenie o gwałt może skutkować wyrokiem śmierci dla Bogu ducha winnego młodego Murzyna), społeczne (przekrój społeczny małego miasta dotkniętego wielkim kryzysem, uprzedzenia rasowe), problem dorastania oraz ustalania się priorytetów i kształtowanie osobowości młodego człowieka. Wielkim autorytetem dla Smyk jest jej ojciec, Atticus Finch. Atticus, niemłody prawnik, podejmuje się – jako jedyny w okolicy – obrony Toma Ribinsona, na którego miasteczko praktycznie już wydało wyrok; Robinson jest bowiem ciemnoskóry, a więc i winny. Dla Atticusa nie jest to oczywiste, co w konsekwencji stawia go po drugiej stronie barykady narażając na szykany ze strony mieszkańców.

Chyba każdy, kto czytał Drozda chciał mieć tak dobrego, mądrego i cierpliwego rodzica, jakim był Finch, lub w najśmielszych marzeniach chciałby taki być. Jego stoicka postawa, swoisty „zen”, a także wiara w dobro wprost onieśmielają.
Jednocześnie jesteśmy świadkiem zabaw i podchodów trójki przyjaciół – Smyk, Dilla i Jema, brata dziewczynki, pod stary dom, w którym mieszka izolująca się rodzina, o której krążą przeróżne plotki.

Za tę piękną i pełną ciepła opowieść Harper Lee została w roku 1961 nagrodzona Pulitzerem. Trzy lata później na ekrany kin wszedł film Roberta Mulligana z genialnym Gregorym Peckiem w roki Atticusa. Kto widział film, chyba nie pozbędzie się twarzy Pecka czytając książkę Lee.

10 autorów, których warto poznać

Są autorzy mega popularni, niemal kultowi, jak na przykład Stephen King, czy Danielle Steel. Niekiedy o sukcesie autora decyduje przypadek, ekranizacja filmowa, czy moda, jak to było z Whartonem, czy Coelho. Jak to jest możliwe, że niektórzy pisarze mający na zachodzie status gwiazdy w Polsce są praktycznie nieznani, nietłumaczeni, bądź odeszli do lamusa? Mam dla Was garstkę takich literatów, o których warto pamiętać.
1. Susanna Gregory. Wykładowca z Cambridge, należąca do stowarzyszenia Średniowiecznych morderców zrzeszających pisarzy powieści kryminalnych z tym okresem w tle. W połowie lat 90-tych Świat Książki wydał jej trylogię Kronik Matthew Bartholomew, średniowiecznego lekarza (zarazem mnicha) rozwiązującego zagadki kryminalne. Trylogia rozrosła się do osiemnastu części. Gregory wydała także serię Chaloner składając się z siedmiu tomów, oraz serię o Sir Geoffrey'u Mappestone'ie (pod pseudonimem Simon Beaufort).
2. Martin Amis. Niby znany, a jakoś cicho o Amisie. Syn Kingsleya Amisa, opisującego życie akademickie połowy XX-go wieku. Martin Amis jest pisarzem postmodernistycznym, a jego proza, niekiedy brutalna, nacechowana jest prawdziwie kreatywnym podejściem do rzeczywistości. W Polsce wydano około dziesięciu jego powieści, ale -  niezasłużenie - nie odniosły sukcesu. Są przewrotne i napisane z polotem., chociaż momentami mogą się wydawać zbyt perwersyjne. Warto po nie sięgnąć.
3. Pat Conroy. O Pacie Conroyu pisałam przy okazji omawiania książki Książę przypływów, a także wstrząsającego Wielkiego Santini. Czytałam także jego Muzykę plaży oraz Na południe od Broad (obie polecam). Ale chcąc zgromadzić wszystkie jego powieści mam niesamowity problem, bo nie są one wznawiane, nakład wyczerpał się do cna, a większość egzemplarzy bibliotecznych zaczytała się do cna. Może nie jestem obiektywna ("może"?), ale przydałoby się, żeby jakieś poważne wydawnictwo wydało serię jego książek, z których nie wszystkie zostały przetłumaczone na język polski.
4. Roddy Doyle. To nazwisko możecie kojarzyć z niezapomnianą komedia The Commitments. Ten Irlandczyk urodzony w 1958 roku pracował jako nauczyciel, dopóki nie wydał swojej debiutanckiej powieści - The Commitments właśnie - w 1993 roku. Powieść miała wkrótce stać się pierwszą częścią z trylogii o niezbyt zamożnej rodzinie Rabbittów; pozostałe tytuły to Dzidziuś i Furgonetka, które również zostały sfilmowane (lata temu widziałam Furgonetkę). Po ciepłych i zabawnych perypetiach rodziny z przedmieścia Doyle napisał na poły autobiograficzną powieść Paddy Clarke Ha! Ha! Ha!, nagrodzoną Bookerem. Kolejna powieść - Kobieta, która wpadła na drzwi jest najbardziej dojrzała jego powieścią, a dotyka problemu przemocy domowej. na język polski przetłumaczono także Gwiazdę zwaną Henry, która nawiązywać ma do mitów irlandzkich, oraz etosie walki o wolność i historii jej odzyskania po powstaniu wielkanocnym. Nie zyskała jednak takiego rozgłosu jak poprzednie. Kolejnych dwu powieści na polski nie przetłumaczono. 
5. Iain Banks. Ten zmarły w zeszłym roku Szkot jest uważany za jednego z 50 najwybitniejszych brytyjskich pisarzy od 1945 roku (wg magazynu The Times). W naszym kraju praktycznie nieznany.  Na koncie Banksa były powieści science-fiction osadzone w uniwersum Kultury, a także powieści postmodernistyczne, z których najbardziej znanymi są - świetny kryminał - Uwikłanie oraz debiutancka Fabryka os. 
6. David Lodge. Przy okazji Martina Amisa wspomniałam także o jego ojcu, Kingsleyu, autorze powieści osadzonych w hermetycznym środowisku akademickim Oxbridge. Warto wspomnieć o innym przedstawicielu tego nurtu - Davidzie Lodge'u. Najpopularniejszymi i najszerzej znanymi w Polsce powieściami Lodge'a są Myśląc... i Autor, autor, zbeletryzowana biografia Henry'ego Jamesa.
7.  Colm Tóibín. Widać Henry James musi wyzwalać w powieściopisarzach pokłady kreatywności, bo jedna z najbardziej znanych książek Tóibína nosząca tytuł Mistrz jest - podobnie jak Autor, autor Lodge'a - zbeletryzowaną biografią tegoż autora. Warto poznać tego Irlandczyka, nie tylko ze względu na jego status (nagroda Bookera, tłumaczenia na wiele języków). Jego niekiedy kontrowersyjne książki są pretekstem do głębszego zastanowienia, jak na przykład wydany i u nas  Testament Marii
8. Marsha Mehran ma niewielki dorobek, bo zaledwie dwie powieści i kilkanaście opowiadań i artykułów. Nie napisze już ani jednego słowa, bo w tym roku ta zaledwie trzydziestoparoletnia pisarka zmarła (z niewyśnionych przyczyn, choć wyklucza się udział osób trzecich). Zupa z granatów opowiada historię trzech sióstr, emigrantek z ogarnietego rewolucją Teheranu. Bestseller porównywany z Przepiórkami w płatkach róży, czy Ucztą Babette doczekał się kontynuacji, która nosi tytuł Woda różana i chleb na sodzie.
9. Flann O'Brien. No dobrze, dobrze - macie mnie: lubię literaturę irlandzką. Zaczytywałam się w Joyce'ie, Robercie McLiamie Wilsonie, Doyle'u, mitach i opowiadaniach irlandzkich. Właśnie z mitami i kultem Ulissesa "rozprawia się" O'Brian w Sweeny'u wśród drzew (At Swim-Two-Birds) (przykro mi donieść, że adaptacja filmowa chyba umarła śmiercią naturalną - tak samo jak to było w przypadku Ulissesa). Gdybym miała na bezludną wyspę zabrać jedną, no powiedzmy dziesięć powieści, wśród nich znalazł by się "thriller surrealistyczny" Trzeci policjant. Punch, pismo satyryczne porównywalne z naszymi Szpilkami, wyrobiło w O'Brianie poczucie humoru jakie kochamy u Monty Pythonów.
10. Kornel Filipowicz. Na koniec coś z naszego, rodzimego podwórka: mistrz krótkiej formy, prozaik, poeta, eseista i scenarzysta. Niegdyś pisarz niemal kultowy, dziś - zapomniany. A szkoda. Jego piękne opowiadania czyta się jednym tchem. Nazwisko Filipowicza możecie wiązać ze wspaniałym wiersze naszej Noblistki, bo to właśnie po śmierci Filipowicza szymborska napisała znamienne - Umrzeć, tego nie robi się kotu. W Białym ptaku jego autorstwa jestem zakochana - są to wstrząsające, pięknie napisane opowiadania, które - jeśli już miałabym porównywać - porównałabym do opowiadań Stefana Zweiga.
To oczywiście tylko taki mój mały subiektywny wybór. Pisarzy wartych przybliżenia są setki. Części nigdy nie poznamy, a szkoda. od czasu do czasu wydawcy stawiają na nagradzanych literatów - i w tym sensie przyznawanie nagród literackich ma sens, takie wskazywanie paluszkiem wychodzi czasami na dobre nam, czytelnikom.

Znaki szczególne - Paulina Wilk

Od razu wiedziałam, że Paulina Wilk przeniesie mnie w lata 80-te Znakami szczególnymi. Książka opisywana jako biografia pokolenia jest bodaj pierwszą próbą opisania dzieciństwa i dorastania dzisiejszych trzydziestokilkulatków. Wilk, rocznik 1980, córka wojskowego i bibliotekarki (później urzędniczki) wzrastała w niewielkiej miejscowości pod Warszawą, wszyscy mieli „po równo”, a na meble czekało się miesiącami.

Gliwice, rynek, czerwiec 1987 rok. Za czym kolejka ta stoi???
Smak kisielu z tartym jabłkiem, zapach szkolnych ławek, tych zielonych, wyprofilowanych z miejscem na pióro i dziurką na kałamarz, zabawy patykami, pomarańcze pod choinkę, raczki w papierowej torebce rozdawane w dniu urodzin w szkole… Paulina Wilk Znakami szczególnymi obudziła we mnie wiele wspomnień. Czułam je, pachniały mi, smakowały. Guma do żucia z kowbojem kupowana w sklepiku na dole, sklepy samoobsługowe, w których kupowało się musztardę w fikuśnych kufelkach, „prześwietlało” jajka z pieczątką. W telewizji mówili o kolejnym plenum, o tym, że dochodzimy do Europy (zawsze wtedy byłam skonsternowana, bo wiedziałam, że przecież Polska leży w Europie). 5-10-15, Domowe przedszkole, ukochane piosenki Piccolo Coro Dell Antoniano, teatr O pięknej Pulcheryi i szpetnej bestyi… Pochody, festyny, oglądanie ekspozycji meblowej na Żwirki i Wigury.
Lata dziewięćdziesiąte zapamiętałam chyba tak samo, jak Wilk: kolorowe długopisy, pachnące zielonym jabłuszkiem okładki na zeszyty, pierwszy walkman, kolorowe teledyski, kasety magnetofonowe kupione za kieszonkowe, „popiwek” i „kuroniówka”, naklejki 3d, tureckie swetry.
A potem wejście do Unii; dogoniła nas nowoczesność, każdy ma „mądrą” komórkę, która – jak pisze Wilk – pamięta za nas wszystko. Autorka pisze również o samotności XXI-go wieku, samotności w wielkim mieście, gdzie zamiast relacji jest jednorazowość i spełnianie marzeń napędzanych kolorowymi billboardami. Zastanawia się, gdzie podziały się te serdeczne relacje z podwórka, ze szkoły? Jest zniesmaczona sferą publiczną: polityką, służbą zdrowia… Nasi rodzice powtarzali do znudzenia, że jeżeli będziemy się uczyć, dojdziemy do czegoś. Po studiach nagle „to coś” przestało istnieć, bo zmieniły się reguły gry i wygrywali ci najagresywniejsi, nie ci najlepiej wykształceni, a już z pewnością nie humaniści, którzy są raczej obiektami kpin, jakoby nie potrafili do trzech zliczyć.
Jestem sentymentalna, przyznaję się. Miałam wspaniałe dzieciństwo, z którego mam milion zdjęć – czarno-białych, niewyraźnych, robionych „ruskim” aparatem, wywoływanych po nocach przez tatę. Na zdjęciach jestem uśmiechnięta, mam na sobie spodenki, które wydziergała mi mama, jestem otoczona książeczkami, lalkami o ładnych buziach, albo pozuję na dworze, w czasie spaceru do lasku miejskiego, gdzie można było pooddychać czystym powietrzem, rozłożyć kocyk.
Paulina Wilk opisuje nasze, stojące w rozkroku pokolenie. Urodziliśmy się, kiedy wszystko było proste, nie było portali społecznościowych, papierosy nie były ładowane prądem, książki miały szare okładki, komórka kojarzyła się z węglem, nikt nie przejmował się glutenem, a coca-cola była napojem bogów. Od tamtych czasów minęło ładnych parę dekad, wszystko odwróciło się o 180 stopni i – mam wrażenie, że Wilk to ciąży, że Znaki szczególne wyrosły z tęsknoty, ze znudzenia nawałem rzeczy, rozczarowania obrotem spraw.
Gliwice, Żwirki i Wigury, Festyn dożynkowy (?). Czerwiec 1987 rok

Ta mała po lewej w sukience w kratkę - to ja:)