Holly Kennedy jest trzydziestolatką, która właśnie straciła ukochanego męża. Nie umie odnaleźć się w świecie bez niego. „Jej mąż zmarł, kiedy oboje byli jeszcze w sobie bardzo zakochani, i nie potrafiła, ot tak, odkochać się tylko dlatego, że już go nie było.” Po miesiącu od pogrzebu Holly otrzymuje pakiecik, który zawiera listy od Gerry'ego, po jednym na każdy nadchodzący miesiąc do końca roku.
Oglądałam film na podstawie książki, powiem, że gdyby nie on, nie sięgnęłabym po powieść. Niestety jakiż był mój zawód, kiedy się okazało, że zostałam oszukana... przez hollywoodzkich scenarzystów! Oprócz sytuacji, w której znalazła się bohaterka oraz imion, książka i film nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego! Dostajemy niezły kawał literatury obyczajowej; bliżej Ahern do Roddy'ego Doyle'a niż do Helen Fielding. Co prawda Irlandia Ahern to zupełnie inna Irlandia niż Doyle'a, znacznie zamożniejsza, europejska, ale podstawą nadal jest rodzina. Duża, kochająca się rodzina. Nawet najmłodszy Kennedy do złudzenia przypomina najmłodszego doyle'owskiego Rabbita. Film był bardzo romantyczny, a po przeczytaniu książki mam wrażenie, że można by nakręcić kawałek z nurtu społecznego a la wczesny Mike Leigh.
Język powieści jest prosty; ale mam wrażenie, że tłumaczka i edytor odwalili pracę na kolanie (literówki, caps lock, zdania bez sensu, powtarzania wyrazów, kiedy można spokojnie sięgnąć po synonim).
Niemniej jednak jestem bardzo zadowolona z książki, którą czytałam z przyjemnością. Oczywiście przy końcu płakałam jak bóbr.
Gdyby ktoś miał ochotę kontynuować „wdowią” literaturę, proponuję Szaleństwo z konieczności Jenn Crowell oraz sztukę Ellen Simon Księżyc i Valentino.