Header Image

Zmiana adresu bloga

Kochani,

Po kilkunastu latach prowadzenia bloga Setna Strona przyszedł czas, by coś zmienić. Skoro na Instagramie prowadzę konto, którego nazwę zaczerpnęłam od tytułu ukochanej książki, tym bardziej blog domaga się zmian. 

Serdecznie Was zapraszam do odwiedzania bloga Books far from the crowd



 

Na tym blogu będziecie mogli znaleźć nie tylko recenzje, czy może prędzej — opinie — o przeczytanych książkach, ale i inne treści, w tym echo mojego zamiłowania do życia blisko natury. 

Książkowo będę się skupiała na klasyce literatury, bo to po nią sięgam najczęściej. Planuję zacząć wyzwanie Czytamy Stulatki, które będzie oscylowało wokół tytułów wydanych w 1924 roku. Wśród nich są takie perełki, jak "Czarodziejska Góra", czy "My" Zamiatina. 

Tym z Was, którzy zaglądali do mnie przez lata istnienia Setnej, serdecznie dziękuję :*

- Agata

 

Trylogia Wszystkich Dusz (Księga Czarownic, Cień Nocy, Księga Życia, Przemiana) - Deborah Harkness

Młoda wykładowczyni Uniwersytetu w Oksfordzie, Diana Bishop skrywa tajemnicę. Choć nie używa swojej mocy, jest czarownica wywodząca się w prostej linii od Bridget Bishop, jednej z sądzonej w Salem czarownicy. Pewnego dnia w jej ręce trafia tajemnicza księga, o której od dawna wiadomo było, że zaginęła. Dla Diany to początek niesamowitej i mrożącej krew w żyłach przygody. Jej tropem podąża przystojny wampir, Matthew Clairmont, a także inni czarownicy i demony.


 

Nie chce Wam za wiele zdradzać z fabuły, ale kto czytał/oglądał, ten wie, że świat Wszystkich Dusz jest wspaniały, bogaty i niezwykle dopracowany. Mam małego bzika na punkcie tej serii i koniecznie musiałam mieć zagraniczne wydanie. Pokochałam Dianę za jej pasję do alchemii – na studiach bardzo mnie interesowała magia w życiu codziennym (zwyczaje, które wynikają wprost z zachowań magicznych, np. wiecha na dachu wykańczanego domu, itp.), a także alchemią, jako początkom nauki, która dziś znamy jako chemia. Oczywiście, Matthew zaskarbił moje uczucia jako honorowy, odpowiedzialny i nie czarujmy się, daleko bardziej pociągający wampir niż znane dotychczas. Poza tym wspaniale potrafił wpasować się w każdą epokę. Mamy wreszcie postacie drugoplanowe. Ciotki Diany (chciałabym mieć takie!), Hamish, Agatha, a także Marcus i Phoebe; jak ja ich uwielbiam!

Drugi tom, Cień Nocy, podobnie jak drugi sezon do złoto! Przenosimy się wraz z Dianą i Matthew wprost na ulice Londynu czasów Elżbietańskich. Pogoń za tajemniczą księgą trwa, a Diana doskonali swoje magiczne umiejętności.

Autorka, Deborah Harkness jest wykładowczynią historii na Uniwersytecie Południowej Karoliny. Jako historyczka potrafiła wspaniale oddać realia nie tylko Anglii czy Pragi końca XVI wieku, ale i ogarniętych gorączką wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Świetnie zbudowany świat, gdzie kreatywne demony, wampiry, czarownice i ludzie potrafią żyć w wypracowanym przed wiekami status quo.


 

W moje ręce trafiło niesamowite wydawnictwo, pełne szczegółów i faktów, a także ciekawostek z serii, czyli przewodnikiem po świecie wykreowanym przez Deborah Harkness.

Zacznę od tego, że książka jest wspaniale wydana, pełna ilustracji zarówno czarnobiałych jak i kolorowych. Co znajdziecie w przewodniku? Inspiracje, wywiady i komentarze autorki. Spis utworów muzycznych inspirowanych serią. Charakterystykę gatunków oraz postaci, w tym sylwetki postaci historycznych. Opis miejsc, w których rozgrywała się akcja. Rozdziały są także poświęcone magii, alchemii i nauce. Bardzo ciekawe są rozdziały poświęcone scenografii i kostiumom, szczególnie spojrzenie na życie w XVI wieku. To kompendium to prawdziwa gratka dla miłośników magii, czarownic, alchemii, ale i historii. Widać, jak wiele pracy włożono w serial, gdzie najdrobniejsze szczegóły mają swój historyczny pierwowzór (np. Szachy Hamisha są stylizowane na te z XII wieku, których niektóre piony można podziwiać w British Museum). Oczywiście, nie mogło zabraknąć przepisów kulinarnych oraz bardzo bogatej bibliografii.

Indyjska wiosna Uny - Rumer Godden

Margaret Rumer Godden (ur. 10 grudnia 1907, zm. 8 listopada 1998) była niezwykle płodną angielską autorką.


Napisała ponad 60 powieści, z czego dziewięć zostało zekranizowanych. Na jej twórczość miało wpływ dzieciństwo spędzone w kolonialnych Indiach, oraz nauka w prywatnej szkole w Anglii. Po I wojnie światowej prowadziła szkołę tańca w Kalkucie. W 1934 wyszła za mąż za Laurence'a Fostera, z którym miała dwie córki. Małżeństwo jednak nie było udane i dwanaście lat później Godden rozwiodła się z mężem.

Pierwszą powieść opublikowała w 1936 roku (Chinese Puzzle). W 1975 roku została wydana Indyjska wiosna Uny (The Peacock Spring), która w 1995 doczekała się telewizyjnej ekranizacji (obejrzycie na YT).

Powieść opowiada o dwóch siostrach, córkach konsula prowadzącego placówkę w Indiach. W nowym miejscu czekają na nie nowe wyzwania i przyjaźnie. Poznają także kochankę ukochanego ojca, którą — szczególnie Una — darzą resentymentem.

O powieści, a właściwie moim najdłuższym DNFie przypomniałam sobie przy okazji wyzwania na ig. #książkoweporyroku "Wiosnę" zaczęłam czytać, będąc niewiele starszą od bohaterki (Una ma 15 lat), ale zapomniałam jej zabrać do walizki, wyjeżdżając na wakacje... i do tej pory nie potrafiłam się za nią zabrać. Jakie mam wrażenia po lekturze? Przede wszystkim, trochę inaczej to wszystko zapamiętałam, ale to zrozumiałe po tylu latach. Właściwie będę pamiętała z książki kwiaty, mnóstwo kwiatów i ich wonie. W sumie dobrze, że sięgnęłam po tę książkę akurat wiosną, kiedy kwitną peonie, rododendrony i bzy.

Kongres futurologiczny - Stanisław Lem

Najbardziej znaną postacią wykreowaną przez Stanisława Lema jest Ijon Tichy, obecny w wielu opowiadaniach, z Dziennikiem gwiazdowym na czele. Tichy dostaje zaproszenie na Kongres Futurologiczny w odbywający się w Costaricanie, przypuszczalnie gdzieś w Ameryce Południowej, w wykwintnym, ponadstukondygnacyjnym hotelu Hilton.

Konferencja poświęcona jest przyszłości i kierunkom, w jakim ludzkość nieuchronnie zmierza – wnioski są oczywiście przykre, a konsekwencje przeludnienia fatalne. Pech chce, że na ulicach odbywają się zamieszki, a manifestantów pacyfikuje się substancjami psychemicznymi (psychochemicznymi) w wodzie wodociągowej, której nieopatrznie kilka łyków wypija Tichy, co inicjuje nieustanną jazdę bez trzymanki, abstrakcyjny rollelkoster, na którym halucynacja ręka w rękę z farmakokracją wiodą nas (i oczywiście bohatera) do niedalekiej przyszłości. 

Oczywiście, jak to u Lema mamy wysoko posunięte słowotwórstwo, a całość, mimo że do pośmiania (dlaczego ci ludzie tak dyszą?), dotyka głębszego problemu przyszłości i kondycji ludzkości, a także dążenia jednostki do prawdy (nie wiem, jak Wy, ale ja miałam skojarzenia z Matrixem). Czy polecam? Jak nie jak tak!

Marzenie panny Benson - Rachel Joyce

Czy zdecydowalibyście się rzucić wszystko, postawić na jedna kartę i podążyć za marzeniem życia? Dziesięcioletnia Margery przeżyła pamiętny dzień, który już zawsze będzie rzutował na jej życiu. To wydarzenie jest tak traumatyczne, że zmienia pojmowanie świata przez bohaterkę. Kolejne rozdziały przenoszą nas do 1950 roku, kiedy to zahukana bezdzietna nauczycielka robótek staje przed najważniejszym wyborem i sfrustrowana miałkością swojego istnienia, porywa się na coś, na co “normalnie” w życiu by się nie zdecydowała.

 

Powieść “Marzenie panny Benson” reklamowana jest jako powieść o sile kobiecej przyjaźni. To jak najbardziej trafne sformułowanie, do którego bym jeszcze dodała, jak ważne jest poszukiwanie swojego ja, wyjście ze strefy komfortu i sięgnięcie po “swoje”.

Ta piękna powieść zrobiła na mnie duże wrażenie. Cieszę się, że historia pozbawiona jest bzdurnego romansu (zawsze się waham, czy sięgnąć po literaturę o kobietach, bo jeszcze dwadzieścia lat temu każda taka powieść musiała się kończyć jak historia kopciuszka, czy innej księżniczki Disneya). To, po “Wężu z Wessex” Sarah Perry kolejna powieść o feministycznym wydźwięku, która przypadła mi ostatnio do gustu. Ponadto “Marzenie” ma w sobie pewien klimat; ze smogu powojennego Londynu Rachel Joyce przenosi czytelnika do upalnej Nowej Kaledonii.

Kiedy zaczynałam czytać, uważałam, że ów złoty chrząszcz jest tak samo mityczny, jak syrena i smok. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że natura w swym niezrównanym bogactwie i takie chrząszcze wymyśliła.

Stanisław Lem

Niemal dwa lata przerwy w blogowaniu, a tyle świetnych książek udało mi się przeczytać. Przede wszystkim, jakoś tak się ułożyło, że od czasu projektu o Lemie, w którym brałam udział, częściej sięgam po literaturę s-f. Na potrzeby wystawy, którą koordynowałam, sięgnęłam po raz drugi po wyśmienitą biografię naszego wielkiego futurologa pióra Wojciecha Orlińskiego. Chciałabym Wam przybliżyć nieco sylwetkę Stanisława Lema, oraz dodać moje pięć groszy na temat Solaris, jak dotąd (wstyd) jedyna książka Lema, która przeczytałam (ale obiecuję się poprawić, bo mam na czytniku niemal całą bibliografię).

Stanisław Lem

Urodził się we Lwowie w 1921 roku w rodzinie polskiego lekarza żydowskiego pochodzenia, Samuela Lema. Imię „Stanisław” miało „stanowić deklarację polskości”. Na krótko przed wojną Stanisław rozpoczął studia medyczne, które wznowił po jej zakończeniu, po przeprowadzce rodziny do Krakowa. W 1949 skończył studia medyczne, ale nie uzyskał absolutorium – celowo zrezygnował z kariery lekarskiej, na rzecz zawodu literata. W czasie okupacji posługiwał się nazwiskiem Jan Donabidowicz, podawał się za Ormianina, jednego z licznych przedstawicieli spolonizowanej diaspory ormiańskiej osiadłej od czasów średniowiecza we Lwowie. W tym okresie została napisana jego pierwsza powieść science-fiction Człowiek z Marsa. Po II wojnie światowej z całej rodziny Stanisława, oprócz jego rodziców, ocalał tylko starszy o dwadzieścia lat kuzyn Stanisława Lema, Marian Hemar, wybitny poeta, satyryk, komediopisarz, dramaturg, tłumacz poezji, autor tekstów piosenek. Chociaż o wojennych losach opowiadał niechętnie lub wcale „środkiem, który pozwala przynajmniej spróbować wyobrazić sobie takie tragedie, jest literatura; w 1950 roku Lem napisał na ten temat powieść pod tytułem Wśród umarłych”.

Fenomen Lema

W Krakowie związał się ze środowiskiem intelektualistów, gdzie stawiał swoje pierwsze kroki literackie w periodyku "Życie nauki". „Dlaczego Lem tak bardzo różnił się zarówno od innych pisarzy science-fiction na świecie, jak i od pisarzy w Polce en masse? Bo intelektualnie ukształtowały go inne lektury. Czytał to, co rekomendowali mu [Jerzy] Turowicz [dziennikarz, publicysta, redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”] i [Mieczysław] Choynowski [psycholog, filozof, założyciel i kierownik Pracowni Psychometrycznej Polskiej Akademii Nauk], a więc był lepiej zorientowany w światowej nauce od przeciętnego polskiego pisarza, a także w humanistyce od przeciętnego pisarza science-fiction.”

Debiut fantastyki naukowej

Za sprawą spotkania z Jerzym Pańskim, redaktorem naczelnym wydawnictwa Czytelnik, powstała w 1951 roku powieść Astronauci, która została opatrzona adnotacją „powieść fantastyczno-naukowa”, co stanowiło pierwsze użycie w języku polskim kalki z angielskiego „science-fiction”. Astronauci dzięki przekładom na niemiecki i rosyjski zyskali sympatię czytelników w NRD oraz ZSRR. Powstały nawet niezrealizowane plany sfilmowania powieści.

Samochodowa „klątwa Lema”

„W rodzinie mówiono (...) o Klątwie Lema – wszystkie samochody, jakie kupował, okazywały się wyjątkowo awaryjne. Sądząc z opisów tych awarii (często ofiarą padały silniki i zawieszenia), przynajmniej częściowo mogło to wynikać z zamiłowania Lema do kawaleryjskiej jazdy po kiepskich drogach.” Jeden z samochodów pisarza okazał się wybitnie wręcz wadliwy – brak było drugiego kompletu kluczy, oraz innych, pomniejszych części wyposażenia. Ponadto, po kilku miesiącach wysiadła stacyjka, a źle zamontowana przednia szyba przeciekała tak, że wodę trzeba było „wybierać małym czerpakiem”. W czasie, kiedy Lem wiózł ciężarną żonę, Basię, do szpitala zawiodło sprzęgło. Niestety, były to czasy, kiedy o gospodarce wolnorynkowej można było pomarzyć, aby uzyskać potrzebne części trzeba było niejednokrotnie "uruchomić kontakty", a sklepy TOS (Technicznej Obsługi Pojazdów) działały w ślimaczym tempie, o ile udało się w ogóle domówić niezbędne części.

Lem i słodycze (słodka dziurka?)

„Czwarta rano (…) Kliny, dalekie przedmieścia Krakowa (…) Czeka go pierwsza czynność tego dnia – rozpalanie w piecu. (…) Od dłuższego czasu Barbara Lem próbuje swojego męża odchudzić. Chwyta się różnych sposobów. Namawia go do fizycznego ruchu, ogranicza dania obiadowe (…) [Stanisław] kupił w zieleniaku dwa znakomite niemieckie batoniki marcepanowe. Wprawdzie nie wolno mu ich jeść, ale przecież nikt nie patrzy, wszyscy śpią. Lem pożera je pospiesznie i przenosi się z garażu do spiżarni . Wrzuca papierki za szafę, która jest przymocowana do ściany, więc nikt nigdy nie wykryje jego dietetycznej transgresji, słodkiej zbrodni doskonałej. (…) Podczas generalnego remontu zza szafy wysypał się stos opakowań pochodzących z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.”

Prawie-Nobel

W latach 70-tych Franciszek Szlachcic, ówczesny Sekretarz Komitetu Centralnego chciał stworzyć propagandową odpowiedź na opozycyjnych intelektualistów. Wśród sojuszników upatrzył sobie Stanisława Lema. Szlachcic tworzył szeroko zakrojone plany "zdobycia" dla Lema Nagrody Nobla. Jako "pisarz polski robiący furorę na Zachodzie Lem wpisywał się w gierkowską propagandę sukcesu". Któregoś dnia Szlachcic odwiedził Lema "prywatnie", otoczony świtą i w kolumnie rządowych samochodów. Starania Sekretarza CK przyniosło więcej złego niż pożytku; "Jeśli Komitet Noblowski na serio rozważał kandydaturę Lema, po tej wizycie nie było już na nagrodę szans".

L.E.M.

Amerykański pisarz s-f, Philip K. Dick wysłał do FBI serię paranoicznych donosów, w których pisał o grupie komunistów infiltrujących amerykańską fantastykę naukową o pseudonimie L.E.M., sądził bowiem, że Lem to nie jedna osoba, ale tajna organizacja. Donosy miały skutek taki, że w 1976 roku Lemowi cofnięto honorowe członkostwo w Amerykańskim Stowarzyszeniu Pisarzy Science-Fiction i Fantasy. Oprócz "siatki szpiegowskiej L.E.M.", Dick "rozpracował" również "międzynarodowy spisek neonazistów zmuszających go do umieszczenia zakodowanych wiadomości w powieściach".

Ebooki i audiobooki

W 1961 roku swoja premierę miała powieść Powrót z gwiazd, która przypomniana po latach okazała się prorocza: "Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było przy pomocy optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu. (...) Ale optonów mało używano, jak mi powiedział robot sprzedawca. Publiczność wolała lektony – czytały głośno, można je było nastawiać na dowolny rodzaj głosu, tempo i modulację." Czyżby Lem przewidział audiobooki i ebooki czytane na czytnikach?

Internet

Stanisława Lema można śmiało nazwać autorytetem w dziedzinie technologii. Zapytany o Internet, odpowiadał dość sceptycznie, upatrując w nowym medium więcej zagrożeń niż korzyści. Przewidział istnienie cyberprzestępczości i cyberterroryzmu, oraz bezradność prawa wobec nowych zagrożeń. 

Pisarz zmarł w 2006 roku. Nagrobek na krakowskim cmentarzu Salwatorskim zdobi epitafium: FECI, QUOD POTUI, FACIANT MELIORA POTENTES, co można przetłumaczyć: Zrobiłem, co umiałem. Niech więcej zrobią zdolniejsi.

* Tekst powstał w oparciu o biografię

Lem. Życie nie z tej ziemi – Wojciech Orliński

Gallant - V.E. Shwab

Dawno nie czytałam tak niepokojącej książki. Niepokojącej w sensie pozytywnym, jak “Koralina” Gaimana, jak “Ktoś we mnie” Waters. Czytając nuciłam “Charlotte Sometimes” The Cure, piosenkę z niesamowitym klimatem tajemnicy. 

Gallant to moje kolejne spotkanie z V.E.Schwab. Uwielbiam Odcienie magii, a zaraz zabieram się za Addie LaRue. Gallant jest opowieścią z dreszczykiem skierowaną do młodzieży. Pisana dość dziwnym, niemal reporterskim stylem ma jednak w sobie duże pokłady literackiej magii. Sama historia na pozór jest dość banalna; sierota, Olivia Prior otrzymuje list od wuja, którego istnienia nawet nie podejrzewała. Zjawia się w dziwnym, na wpół opuszczonym domiszczu, tytułowym Gallancie. Ten jednak skrywa mroczny sekret... 

Powieść nazwałabym dzieckiem prozy Kate Morton i AHS. Oniryczne, mroczne martwiaki, ponury żniwiarz, który nie wiedzieć czemu "wyobrażał mi się" jako Jack z Miasteczka Halloween. Postać Olivii wydaje się być złożona i przypomina mi nieco Mary z Tajemniczego ogrodu. Całość nastrojowa i napisana z suspensem. No i kochani, nie czarujmy się, ale mamy chyba najpiękniejszą okładkę roku. Powieść jest wspaniale wydana — dobrej jakości papier, cudowne ilustracje i elegancka okładka. Tak powinno się wydawać książki!

Pokochałam Białego Wilka - reread sagi wiedźmińskiej

Nie mogłam lepiej zacząć roku (tak, wiem, że już mamy połowę marca) niż od rereadu Wiedźmina. Całkiem zapomniałam, jakie to zacne! 


Praktycznie od połowy stycznia nie wychodziłam z domu z powodu choroby. Niekiedy wysoka temperatura uniemożliwiała mi czytanie. Nic straconego – sięgałam wówczas po genialny audiobook, a właściwie superprodukcję legendarnego studia Fonopolis z niezrównanym Krzysztofem Gosztyłą w roli narratora oraz całą plejada wspaniałych aktorów z Krzysztofem Banaszykiem w roli Geralta z Rivii na czele. Niestety, dwie ostatnie części nie zostały nagrane, nad czym boleją fani serii (w tym oczywiście niżej podpisana). 



Czytałam chronologicznie, czyli zaczęłam od tomu opowiadań „Ostatnie życzenie”. Jeśli oglądaliście serial, znacie pewnie opowieść o córce Foltesta, które zaczyna cykl. Kolejną pozycją w chronologii jest powieść „Sezon burz”, dalej mamy kolejny tom opowiadań „Miecz przeznaczenia”, gdzie pojawia się malutka Cirilla, dziecko-niespodzianka Geralta. 


Sam cykl, nazwijmy go „głównym” to pięcioksiąg:

• Krew Elfów
• Czas Pogardy
• Chrzest Ognia
• Wieża Jaskółki
• Pani Jeziora

Moje wrażenia? Mówiąc kolokwialnie: siadło. Język powieści jest niezwykle giętki, plastyczny, szelmowski, pełnowymiarowe postaci z krwi i kości, opisy sugestywne, do tego całość okraszona dużą dozą humoru. Poza tym, seria po prostu „ma to coś”, dlatego fani na całym świecie tak uwielbiają to uniwersum. Pokochałam krnąbrną Ciri, niezależną i silną Yen, charakterek Triss, cięty język Jaskra i charakter Geralta. Uwielbiam Yarpena i Zoltana, gnoma Schuttenbacha, Milvę, Regisa i Cahira. I wiem, że podobnie jak serie o Harrym Potterze, będę czytała sagę wiedźmińską co kilka lat. Machnęłam nawet przekomiczne opowiadanie ślubne „Coś się kończy, coś się zaczyna” (z tomu o tym samym tytule – niestety, współczesne „niewiedźmińskie” opowiadania jakoś nie przypadły mi do gustu). 

Henry Cavill

Było mi mało tego cudownie wykreowanego, bogatego w detale świata, więc przeszłam Dziki Gon (przede mną jeszcze dwa fajne DLC) i obejrzałam ponownie serial z Henrym Cavillem (ok, serial był „znośny” z przewagą „kiepski”, ale Henry osładzał mi wszelkie niedoróbki scenariusza). 


Niedawno gruchnęła wieść, że Andrzej Sapkowski przygotowuje nowy materiał, i nie wiem, jak Wy, ale ja się jaram jak pochodnia. Teraz czytam/słucham Narrenturm, ale wiadomo, Reynevan to nie Geralt ;)