Header Image

Pelle Zwycięzca T3 - Martin Andersen Nexø

Każda kolejna część zaczyna się od przenosin Pellego do stolicy, oraz nowej nadziei na poprawę losu. Młody Karlsson jest już mężczyzną pragnącym się ustatkować, jednak zbyt mocno wziął sobie do serca biedę i niesprawiedliwość otaczające go zewsząd. "Na dnie duszy Pellego tkwiło jakieś mgliste wyobrażenie, że jest powołany ku czemuś niezwykłemu; było to owo dawne marzenie o szczęściu, ale nie dało się ono zastosować do tego, do czego Pelle teraz dążył: stworzenia dobrych warunków życia dla wszystkich. Jego los nie był już ciężkim, miażdżącym przeznaczeniem życia w nędzy, której tylko cudem mógłby uniknąć; on sam był panem swojej przyszłości, dla której niezmordowanie pracował."

Część trzecia jako żywo przypomina nowele pozytywistyczne i najsilniej związana jest z socjalistycznymi zainteresowaniami autora (o którym pisałam w poście o drugim tomie Pellego). Akcja części zatytułowanej Wielki bój osadzona jest w suterenach i poddaszach ubogich czynszówek, fabrykach, giserniach, i na ulicach Kopenhagi. Nie brak tu sieroctwa, głodu, udręki i wyzysku dziewiętnastowiecznego lumpenproletariatu. „Nieszczęście przecież zawsze jak czarny ptak krąży nad domem biedaka.”
Pelle jako aktywny członek związków zawodowych szykuje ludzi do wielkiego, długotrwałego strajku. Dla ludzi nawykłych do głodowych pensyjek, które w mgnieniu oka zostają pochłonięte przez wiecznie niezaspokojone potrzeby, taki strajk, a co za tym idzie przestój w otrzymywaniu grosza może być zabójczy. "W dzielnicy biedaków żyje się z dnia na dzień; jeśli się nie zarobi dzisiaj, znać to nazajutrz po talerzach. Nędza czeka zawsze skulona pod stołami dziesiątków tysięcy domów; niby niedźwiedź we śnie zimowym leży ona przez całe lato, strasznie wychudła, i tylko mruczy, trapiona złymi snami. Ale biedacy są przyzwyczajeni do towarzystwa tego niedźwiedzia i nie zwracają na niego uwagi, dopóki nie położy ciężkiej łapy na stole. Dzień choroby lub niepowodzenia w pracy - a już niedźwiedź jest."
Jednakże nasz dzielny bohater, będący nowym Jezusem socjalizmu dzielnie kroczy na czele rebelii proletariatu ku lepszemu jutru… Ale kto wysoko wzlatuje, musi boleśnie upaść.
Ten tom głęboko porusza obrazem rozpaczliwej nędzy, niezrozumiałej z dzisiejszej „najedzonej” perspektywy. Choć wiele zmieniło się w ekonomii i życiu socjalnym na przestrzeni tych stu lat od wydania powieści, myślę, że bieda, ta stara jak świat towarzyszka człowieka, nie opuści go nigdy – i tylko jak ten niedźwiedź, o którym pisze Nexø, leży pod stołem skulona w zimowym śnie.

Zobacz także:
Pelle Zwycięzca Tom 1
Pelle Zwycięzca Tom 2
Pelle Zwycięzca Tom 4 

Pelle Zwycięzca T2 - Martin Andersen Nexø

W czerwcu pisałam o pierwszej części tetralogii o Pellem Karlsonie, ubogim chłopcu żyjącym z podstarzałym tatą Lassem na farmie na Bormholmie. Tym razem sięgam po drugi tom, w którym szesnastoletni Pelle opuszcza wieś, by zacząć termin u szewca. W odróżnieniu od pierwszej części, w której Nexø opisuje biedę niewielkiej wioseczki, w kolejnej części obcujemy z biedą najniższej warstwy społecznej w mieście – robotników.
„Tutaj w mieście nie mogłeś, człeku, nigdy czuć się tak zupełnie bezpiecznie i wesoło jak w swym domu na wsi. Coś stale gryzło i toczyło duszę, przeszkadzając zupełnemu oddaniu się przeżyciom. Większość mieszkańców miasteczka przywędrowała tu w poszukiwaniu szczęścia; była to biedota, która utraciła zdolność pogodzenia się ze swym losem, byli to ludzie, którym dokuczało wciąż czekać i którzy postanowili wziąć swój los we własne ręce. I ci oto pozostali tu, prędko utknąwszy w biedzie bez wyjścia. Wyrwać się z niej w żaden sposób nie mogli, przeciwnie – grzęźli w niej coraz głębiej. Nie ustawali jednak gramolić się, póki grzęzawisko nie wciągnęło ich ostatecznie, gdy opuściły ich siły.”
Każdy dąży do polepszenia jakości życia, ale biedaków obowiązuje swoisty paragraf 22 – żaden nie może wyzwolić się z ubóstwa. „Jens i Morten należeli do najuboższych, a mimo że wszyscy w ich rodzinie pracowali – nie starczało na życie”. Autor w historię życia Pellego wplata losy „Siły”, miejscowego robotnika niewykwalifikowanego, który pragnie uczynić swój los znośniejszym i wznieść się o oczko w miejscowej hierarchii. Niestety – zaszczuty przez zarówno biednych jak i bogatych popada w depresję, co doprowadza go do zguby. Pięć lat terminowania u, czy to piekarza, krawca, czy szewca nie gwarantuje zatrudnienia i świeżo wyzwolony czeladnik nierzadko musiał sobie szukać byle jakiej pracy, by wyżyć. Trochę skojarzyło mi się to ze studiami, po których może nie być pracy, choćby były nie wiem jak prestiżowe…
Ten tom jest zapowiedzią manifestu socjalistycznego samego Nexø, który przejawiał silne skłonności prokomunistyczne. Martin Andersen urodził się w 1869 roku jako czwarte z jedenaściorga dzieci w ubogiej rodzinie zamieszkałej w biednej dzielnicy Kopenhagi. Kiedy Martin miał niespełna osiem lat rodzina ruszyła za chlebem do Nexø (Bornholm), którego nazwę potem użyje Andersen jako pseudonimu. Jego własne dzieciństwo posłużyło za bazę dla przeżyć małego Pellego, którego Nexø obdarzył nie tylko przeżyciami, ale i własnym temperamentem. Autor porzucił fach szewca i z pomocą mecenasa podjął naukę w szkole średniej, po której pracował jako dziennikarz dla lokalnej gazety. Pod koniec XIX-go wieku podróżował po Europie, a wrażenia z wojaży zawarł we wspomnieniach Soldage (Słoneczne dni); widząc ogrom biedy i niesprawiedliwości społecznej przyłączył się do partii socjalistycznej, której był czynnym działaczem.
Kolejna jego powieść, Ditta, została wydana w latach 20-stych ubiegłego wieku jest naznaczona tym samym rysem ubóstwa co poprzednia. Po Iwś często jeździł do porewolucyjnego Związku Radzieckiego, co było pretekstem do aresztowania pisarza w 1941. Po oswobodzeniu jedzie na krótko do Szwajcarii, lecz ostatecznie osiada w Niemczech Wschodnich, gdzie umiera w 1954 roku.
W Nexø znajduje się izba pamięci autora: TU

Zobacz również:
Pelle Zwycięzca Tom1
Pelle Zwycięzca Tom 3
Pelle Zwycięzca Tom 4

Brooklyn - Colm Tóibín

Bajka o kopciuszku okraszona dylematem moralnym. Z pozoru błaha historia dziewczyny, która niedoceniana we własnym miasteczku wypływa na szerokie wody w odległej amerykańskiej metropolii. Colm Tóibín określił swoją powieść jako "niezwyczajną historię o kimś zupełnie zwyczajnym" (za: Guardian). Powieść jednak została doceniona nagrodą Costa Novel Award oraz nominacjami do innych nagród literackich.
Brooklyn to powieść cukiereczek i nic dziwnego, że kino upomniało się o tę fotogeniczną historię: w listopadzie na ekrany kin wchodzi film Johna Crowleya ze scenariuszem Nicka Hornby. Rolę Eilis (czyt: Ejlisz) otrzymała Saoirse Ronan (Nostalgia Anioła, Byzantium), Tony'ego zagra Emory Cohen, a Jima Farella - Domhnall Gleeson (którego niedługo będziemy oglądać w Gwiezdnych Wojnach!). Na ekranie pojawią się również aktorzy starszej generacji, Jim Broadbend oraz Julie Walters.
 


Brooklyn to książka bardzo kobieca i subtelna, przez co miałam wrażenie, że została napisana kobiecą ręką. Nic bardziej mylnego - autorem jest irlandzki pisarz i eseista, Colm Tóibín, który zasłynął powieścią Historia Nocy będącą próbą opisania środowiska gejowskiego w Argentynie za czasów junty wojskowej.

W powieści dostajemy nie tylko panoramę dzielnicy Nowego Jorku czasów powojennej prosperity, Tóibín maluje również pejzaż maleńkiego irlandzkiego miasteczka, w którym - z pozoru - każdy zna każdego. Do klimatu lat dzieciństwa będzie autor wracał jeszcze wielokrotnie, między innymi w swojej najnowszej powieści, Nora Webster.

Z dala od zgiełku - reż. Thomas Vinterberg

Z dala od zgiełku jest takim filmem, na który czekałam. Pięknie zrealizowany, dobrze zagrany, wierny książkowemu pierwowzorowi. Z kina wyszłam absolutnie oczarowana! Film Thomasa Vinterberga jest piątą próbą przeniesienia na ekran prozy Hardy’ego. Pierwsza pochodzi z 1909 roku i jest to amerykański krótkometrażowy film niemy. Następnie ekranizacji podjęli się Anglicy; w główne role wcielili się Florence Turner i Henry Edwards, a film wszedł na ekrany w 1915 roku. Po półwiecznej przerwie Hardy'ego na warsztat wziął John Schesinger (reżyser między innymi Nocnego Kowboja). Obsada była gwiazdorska: Julie Christie, Alan Bates, Terence Stamp. Film miał być epicki... No cóż, jest dobry jak na owe czasy, dziś bardzo archaiczny i co najważniejsze - nie oddaje prozy Hardy'ego. Christie ma blond włosy, a Batsheba miała ciemne, do tego ładna buzia aktorki nie ma charakteru, który objawiała główna bohaterka. Bates był najbliżej ideału: postawny, dobra twarz, na której maluje się spokój, ale - nie ma włosów „koloru piasku”, chociaż te pięć lat, które był starszy od swojego bohatera bym mu nawet darowała. Z kolei film z 1998 jest tak zły, że pominę go milczeniem.

źródło: filmweb.pl

Vinterberg, znany jest szerszej publiczności z reżyserii filmu Polowanie z Madsem Mikelsenem. Scenariusz wyszedł spod pióra Mike'a Nichollsa (Jeden dzień, Starter for 10, Tess - ekranizacja innej powieści Thomasa Hardy). W rolę Batsheby wciela się Carey Mulligan, która obdarzona jest dobrym warsztatem, a także charakterystyczną, zapadającą w pamięć twarzą, oraz miłym dla ucha altem. Jej Batsheba jest starsza niż książkowa, co moim zdaniem można policzyć in plus – jej pewność siebie i życiowe wybory zdają się być bliższe dzisiejszej trzydziestolatce bardziej niż podlotkowi. Co prawda poznajemy po krótce jej historię (reżyser przekłada środek ciężkości na żeńską bohaterkę, a książka raczej faworyzowała Gabriela Oaka), która jest licentia poetica Nichollsa – Hardy nie zdradza nam przeszłości dziewczyny, której możemy się jedynie domyślać.

Na facebooku mam czasem ochotę uaktualnić status na „w związku z bohaterem literackim”, a tą fikcyjną postacią byłby Gabriel Oak, pasterz, farmer, dobry człowiek. (TU można przeczytać skan pierwszej strony Z dala, gdzie poznajemy najważniejsze cechy Oaka). Matthias Schoenaerts to nazwisko niemal zupełnie obce na kinematograficznym rynku. Fizycznie jest niemal (niemal!) moim wymarzonym Oakiem, o czym pisałam już po obejrzeniu pierwszych zwiastunów. Jego Oak jest stonowany, ale nie bierny, od pierwszych chwil widz może do niego zapałać sympatią, a w scenie osobistego dramatu jest niezwykle przekonywający. Wcielający się w rolę Boldwooda Michael Sheen, robi ogromne wrażenie tchnąc życie w tę niedoceniana postać; Boldwood nie był starcem stojącym niemal nad grobem, jak to było pokazane w poprzednich ekranizacjach: miał ledwie czterdziestkę na karku! Juno Temple w roli Fanny Robin była dla mnie nie lada niespodzianką. Do tej pory kojarzyłam ją z trzpiotką i widząc ją w obsadzie pomyślałam o niefrasobliwej pokojówce Liddy. Rolę sierżanta Troya, bałamutnika i bon vivanta zagrał Tom Sturridge (syn aktorki znanej między innymi z roli Elizabeth Elliot w Perswazjach z 1995 roku, Phoebe Nicholls - nie jest ona spokrewniona ze scenarzystą). Nie jest to rola wymagająca i Sturridge nie pokazał w niej potencjału: w najważniejszych, dramatycznych momentach mógł trochę „podkręcić” swój żal i rozpacz, ale – być może reżyser uznał, że byłoby to zbyt przeszarżowane.

Czego najbardziej brakowało mi w tej ekranizacji? Swojskiego, ciepłego humoru, którym nasycona jest powieść. Zdziwiła mnie natomiast skórzana amazonka Batsheby – jej strój chyba budziłby konsternacje na konserwatywnej angielskiej wsi połowy XIX-go wieku. I tu widzę małe sprzężenie zwrotne – Katniss otrzymała po Batshebie nazwisko i siłę charakteru, z kolej najnowsza Batsheba otrzymała po Katniss zamiłowanie do polowań. Owszem, brakowało kilku scen (Troy w cyrku, „postępek” rzygulca), ale przez to film nic nie traci.

Z dala to także uczta dla oka – szczególnie plenery kręcone w tak zwanych golden hours (złote godziny świtu bądź zmierzchu), sianokosy, pławienie owiec robią wrażenie sielskości, co zgodne jest z duchem Hardy'ego, bowiem sam tytuł naprowadza nas na pewien trop: Hardy upodobał sobie wieś, za to w mieście upatrywał wszelkie zepsucie, hipokryzję etc. (odsyłam do pięknych wierszy oraz chociażby Judy nieznanego, w którym poznajemy niegościnne miasto czasów wiktoriańskich. Zdjęcia Charlotte Bruus Christensen kojarzą mi się z jedyną naprawdę piękną sceną z najnowszej Anny Kareniny: sceny sianokosów, oraz z instagramowymi zdjęciami do Her Spike'a Jonze'a.

Na film wybrałam się z mężem. W sumie można powiedzieć, że miał szczęście, bo nikt, prócz mnie, nie komentował każdej sceny (szeptem!) z takim znawstwem ;) Mam wielka nadzieję, że film wyjdzie na dvd przed gwiazdką, bo już poprosiłam o niego mojego prywatnego Mikołaja.

Włóczędzy Dharmy - Jack Kerouac

„Śniło mi się, że z ogromnego bochenka życia pozostały mi trzy ostatnie kromeczki oddechu…”
Zapatrzeni w poezję Pounda poszukiwacze sensu życia w osobach Jacka Kerouaca (w powieści Włóczędzy Dharmy występuje alter ego autora pod imieniem Ray), Gary’ego Snydera (Japhy Ryder) i kilkorgu innych Beatników, znanych z W drodze powraca, by dać nam wykładnię jak żyć według nauk Buddy. Powieść Kerouaca przypomina nieco poprzednią pod względem stylu, lecz – o ile W drodze było skupione na krytyce konsumpcjonizmu, a okraszone seksem i benzedryną, o tyle przynajmniej część Włóczęgów przypomina Trzech panów Jarome’a (wspinaczka na Matterhorn miejscami bawi do łez). Karouac syci powieść filozofią wschodu, szuka swojego miejsca w pięknym, czasem groźnym pejzażu w niedostępnych górskich odmętach, jednocześnie medytuje, pisze wiersze i szuka wyciszenia od zgiełku ludzkich mrowisk. Pisze: „pustka gra w kości/ na obrotowej scenie wieczności”; w powieści znajdziemy wiele tego typu a la buddyjskich przemyśleń, wierszy Kerouaca, a także Snydera, który – choć w Polsce praktycznie nie znany, w Ameryce zaliczany jest do poetów kultowych, a jego wiersze nasycone buddyzmem zen są wspaniałym nośnikiem filozofii będącej w opozycji do faszyzmu wszechobecnej konsumpcji.
Jedno, co mnie zdziwiło, to to, że poszukiwania Kerouaca datować można na połowę jego lat trzydziestych, a więc już po okresie poszukiwań tożsamości i miejsca w świecie właściwym dla dwudziestoletnich studentów humanistyki; w tym wieku człowiek raczej godzi się, akceptuje, a rzadko poszukuje tak aktywnie. Być może był to po prostu znak czasów, jakaś prekognicja – książka  została wydana w 1958 roku, a dekadę później ruch hipisowski osiągnął apogeum. Kerouac z gorliwością neofity rzuca się na zen, jakby świat miał się skończyć… Być może było w tym jakieś przeczucie nieuchronności, bo pisarz zmarł przedwcześnie na marskość wątroby, do czego przyczynił się jego „używkowy” tryb życia.
Jakie na mnie zrobiła wrażenie powieść Kerouaca? Ogromne! To jedna z książek, w czasie których kotłują się myśli, rodzą pomysły, inspiracje. Zaznaczyłam, przepisałam milion fragmentów, w międzyczasie przeczytałam pół internetu klikając strony poświęcone tematyce zawartej we Włóczęgach. Nawet rozważam wypożyczenie biografii Kerouaca. I – mówię to zupełnie serio – chyba kiedyś jeszcze wrócę do tej powieści, którą uważam za bardziej stymulującą niż W drodze

[Niestety, okładki nie sfotografowałam, bo kompletnie mi się nie podoba, chociaż widnieje na niej przerobione zdjęcie wykonane przez autora]