Header Image

A.A. Milne. Jego życie - Ann Thwaite

„A.A. Milne. Jego życie” Ann Thwaite jest biografią ponadczasową, powstałą pod koniec lat 80-tych, pozbawioną zabarwienia emocjonalnego, tak dziś popularnego w XXI-wiecznym nurcie biograficznym. Cztery lata temu pisałam o książce Milne’a adresowaną do dorosłych czytelników „Dwoje ludzi”, i zarzekałam się że „niedługo sięgnę po jego biografię”. 


Alan Alexander Milne przyszedł na świat 18 stycznia 1882 w Londynie. Był najmłodszy z trojga rodzeństwa (najstarszy był Barry, który okazał się „czarną owca”, ze starszym o 1,5 roku Kenem Alan był niezwykle zżyty). 
Jego ojciec, John Vine Milne, był dyrektorem prywatnej szkoły dla chłopców, w której jednym z nauczycieli był H. G. Wells; Alan Milne w późniejszych latach korespondował z Wellsem. 
Milne po studiach pisywał lekkie humoreski, oraz dowcipne felietony ukazujące się na łamach pisma satyrycznego Punch. W latach dwudziestych określany był mianem najlepszego humorysty. 
Przed pierwszą wojną światową przyjął postawę pacyfistyczną, którą jeszcze pogłębiła wojna, nazywaną przez pisarza wprost „bezsensownym szaleństwem”. Milne uczestniczył w bitwie pod Sommą. 

Po wojnie poznał Daphne (wł. Dorothy De Selincourt), z która się ożenił. Daphne zdaniem niektórych „miała w sobie coś z pekińczyka”, lecz była niezwykle egzaltowana, posiadała zmysł estetyczny i nosiła się szalenie modnie. Choć wielu upatruje postać Daphne w Sylvii, bohaterki Dwojga ludzi, jednak Milne nie wzorował się na swojej żonie – Daphne była zawsze żywo zainteresowana pisarstwem męża. 

Milne przez całe lata dwudzieste z powodzeniem pisał sztuki teatralne, o czym dziś wielu nie ma pojęcia. Na swoim koncie ma również powieść detektywistyczną „Tajemnica czerwonego Domu”. Przez niemal całe swoje pisarskie życie miał nie lada szczęście i zawsze spod jego pióra wychodziły rzeczy poczytne; nie znosił krytyki. 
Christopher Robin był jego jedynym dzieckiem. Urodził się w 1920 roku, po siedmiu latach trwania małżeństwa Milne’ów. Chłopczyk mówił na siebie Billy Moon (Moon - dziecięce zniekształcenie Milne). Alan interesował się wychowaniem synka, był zazdrosny o nianię, Olive, której powierzono opiekę nad malcem. 

Jeszcze w czasach Puncha publikował humoreski o swojej bratanicy. Kiedy Billy był mały, powstał tomik „Kiedy byliśmy bardzo młodzi” zawierający zabawne wierszyki, z których kilka dotyczyło Christophera Robina. Postawa Milne'a wobec dzieci to „fascynacja pozbawiona sentymentalizmu”. 


„Kubuś Puchatek” i „Chatka Puchatka” siłą rzeczy musiały powstać. Były nie tyle zapisem zabaw Christophera, co wyrazem tęsknoty za zabawami Alana z Kenem, umierającym wówczas na gruźlicę ukochanym bratem. Milne starał się uwolnić od etykietki pisarza dla dzieci, ale jego 4 książki (później powstał jeszcze jeden tom wierszy „Mamy już sześć lat”) dla najmłodszych sprzedawały się w ogromnych nakładach. Za sprawą opowiadanek o Misiu o Małym Rozumku Christopher Robin stał się sławniejszy niż pisarz i każdy chciał oglądać jego i sławne zabawki Krzysia. Dorothy Parker była zagorzała przeciwniczką Kubusia, czego nie omieszkała ukrywać – w jednej z recenzji nazwała książeczkę „ckliwą do zwymiotowania”. 

O ile przed przeczytaniem biografii Ann Thwaite nie miałam zdania o autorze, w miarę czytania odsłaniał się portret osoby pewnej siebie, o wyraźnych poglądach nacechowanych pacyfizmem, liberalizmem, a nawet feminizmem: "Milne zawsze uznawał całkowitą równość kobiet i mężczyzn", pisze autorka. W pracy „Peace with Honour” (Honorowy pokój) wydanej w 1934 roku (w 1934 roku odbył się słynny wiec faszystowski Oswalda Mosleya) Milne pisał "Wojna to przestępstwo", "Wojna nie powinna być metodą prowadzenia polityki". Honorowy pokój był to "płomienny apel o pokój, o wyrzeczenie się wojny". Jednakże już na początku lat 40-tych pisał o konieczności walki z Hitlerem, co niektórzy upatrują w zdradzie pacyfizmu. 

Po II wojnie światowej Christopher Robin poślubił kuzynkę i oddalił się od ojca; chociaż jeszcze w czasie wojny korespondowali ze sobą – z korespondencji wyłaniał się obraz zżytych ze sobą ojca i syna, po wojnie, być może pod wpływem żony, zaczął czuć do ojca żal za zmarnowane dzieciństwo. W 1951 roku otworzył z żoną księgarnię.

Milne zmarł po trzyletniej chorobie 31 stycznia 1956 roku, w wieku 74 lat. 

„A.A. Milne. Jego życie” jest biografią wyczerpującą, pełną faktów i obiektywną. W moje opinii, im mniej biografa w pisanej przez niego biografii, tym lepiej (mi) się czyta. Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o pisarzu i dowiedziałam się naprawdę sporo. 

Przeczytanie tej biografii zaplanowałam sobie, bagatela, cztery lata wcześniej, kiedy sięgnęłam po, w mojej opinii zupełnie bezbarwnych „Dwoje ludzi”. Kilka miesięcy temu miałam okazję obejrzeć film biograficzny „Żegnaj Christopher Robin”. W roli Alana Alexandra wystąpił Domhnall Gleeson, a jago żonę, Daphne zagrała Margot Robbie. Pięknie zekranizowana biografia poczytnego międzywojennego pisarza ujęta w ramy filmu familijnego przyniosła nieoczekiwaną gorycz: czyżby Krzyś był tylko narzędziem w rękach ojca, czy relacje między ojcem a synem naprawdę były skazane na porażkę przez literackie aspiracje Milne'a? Prawda, jak to prawda – leży po środku. 

P.S. Właśnie zamówiłam „Tajemnice czerwonego domu”.

Potargowo [Śląskie Targi Książki 2018]

Miniony weekend mieliśmy niezwykle udany pod względem kulturalnym: w sobotę byłam na spotkaniu z nominowanymi do Górnośląskiej Nagrody Literackiej Juliusz,  a w niedzielę z samego rana jechaliśmy na Śląskie Targi Książki do Katowic. Kiedy już obładowani przyjechaliśmy do domu, starczyło czasu tylko na szybkie przebranie się i od razu ruszyliśmy na inaugurację 49. Rybnickich Dni Literatury, na której odbyło się uroczyste wręczenie nagrody Juliusz, po której obejrzeliśmy spektakl Job interviews. Przyznam, że jestem, chyba jak większość, niejako zdziwiona przyznaniem statuetki 'poecie przeklętemu', Robertowi "Rybie" Rybickiemu, ale choć raz statuetka pozostaje w Rybniku. Po cichu liczyłam na zwycięstwo Renaty Lis, którą kojarzę, dość przewrotnie nieco, bo z radia (o 7:20 w Dwójce przegląda dla nas prasę kulturalną). Oczywiście kupiłam jej najnowsze eseje "Lesbos" i dostałam autograf.

Wracając do Targów. Mąż żartował o "babcinym" wózeczku zakupowym, ale w pewnym momencie to przestało być śmieszne, a wydało się genialnym pomysłem. Niestety, wózeczka nie wzięliśmy, a przydałby się bardzo, bo przecież na Targach Książki nie da się "tylko rozejrzeć". 
Zaszaleliśmy. A oto nasze nabytki:

Przepraszam za jakość, zdjęcie robione oczywiście ziemniakiem ;)
Jak widać (lub nie) kupiliśmy:
na dvd mój ukochany serial Noce i Dnie ❤,
Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry - Reni Eddo-Lodge,
Lalkarz z Krakowa - R.M. Romero,
Rzeczy, których nie wyrzuciłem - Marcin Wicha, 
Pogrzebany - Jussi Adler-Olsen (#5 Departament Q)
Pamięć i Tożsamość - Jan Paweł II (wymiana na stoisku ŚBK) 
Nikt nie idzie - Jakub Małecki
Życie w średniowiecznym mieście - J. Gies, F. Gies,
Widzi mi się - Zadie Smith
Sekrety Gliwic - Beata i Paweł Pomykalscy 

oraz nieuwiecznione na zdjęciach dwa albumy o architekturze i historii książki, książkę pop-up Wszechświat oraz grę planszową Zeus. 

Fajnie było się również spotkać ze znajomymi z ŚBK❤. 
 
Dużą i miłą niespodzianką była wystawa malarstwa i grafiki z Muzeum Realizmy Magicznego Ochorowiczówka - polecamy, byliśmy tam dwa razy i będziemy wracać. 



Nie mogło zabraknąć naszych rodzimych (śląskich) autorów. Thomas Arnold piszący dla wydawnictwa Vectra z każdym zamienił słowo, ze mną również :) Polecam także spotkania autorskie z panem Arnoldem.

Szczepan Twardoch promował swoją powieść DRACH wydaną po śląsku.





Za dwa tygodnie jadę do Krakowa (będę w piątek, nietypowo, kto miałby się ochotę spotkać, zachęcam:). Chciałabym wtedy zdobyć nową serię skandynawską (niestety, już "wyszła" w Katowicach). Mam na oku również Małe ogniska i koniecznie Królestwo Twardocha. Znając życie, będę potrzebowała do tego wszystkiego tragarza ;)


Audiobooki - suplement diety mola książkowego

Podczas gdy książka papierowa absorbuje nasze zmysły na wyłączność i wyklucza inne aktywności, audiobook pozwala na dodatkowe czynności, czy to obowiązkowe, jak rozwieszanie prania, czy dojazd do pracy, czy relaksacyjne, jak na przykład spacer z psem, lub szydełkowanie. Audiobook pozwala na przyjemny dystans w zatłoczonym autobusie, lub wrażenie czyjejś obecności w cichym pokoju. 

Z pewnością każdy odbiorca audiobooków ma swoje preferencje co do wykonawcy, który może dodatkowo ożywić dzieło. Audiobooki są nagrywane zarówno przez topowych aktorów jak i profesjonalnych lektorów, dzięki czemu interpretacja nabiera głębi. 

Nadal audiobook traktowany jest jako nowinka, choć przecież instytucja bajarza, gawędziarzy, czy bardów, dzięki którym teksty mówione potrafiły przetrwać wieki, a nierzadko dotrwać do naszych czasów. 

Zagraniczne wydawnictwa przygotowują jednoczesne kampanie dla książek tradycyjnych (papierowych) oraz ich formatów elektronicznych, w tym audiobooków. 

Szacuje się, że w ostatnim roku sprzedaż audiobooków wzrosła o 15%, a w stosunku do pięciu poprzednich lat wzrost był aż dwukrotny. Skąd nasze zamiłowanie do książek czytanych? Wynika to z tępa życia i braku czasu na relaks. Audiobooki są dobrą alternatywą dla książki tradycyjnej - przecież zawierają taką samą treść, lub są jej doskonałym uzupełnieniem. Za razem stanowią uzupełnienie, suplement do tradycyjnego sposobu czytania. 

Oczywiście, można się spierać, czy "czytanie uchem” to jeszcze czynność czytania, czy "liczy się" jako czytanie. Spór jednak jest czystko akademicki - ani go nie unikniemy, ani nie przesądzimy na którąś ze stron. 

Zachęcam do sięgania po audiobooki. Dla mnie są one najlepszym rozwiązaniem podczas dojazdu do pracy, sprawdzają się kiedy spaceruję, czy jestem na zakupach; uzupełniają również moje wieczorne czytanie, kiedy mam zmęczone oczy. 

Mam również swoich ulubionych interpretatorów, do których należą m.in. Krystyna Czubówna (w wyważony sposób czytała reportaż „Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy” Swietłany Aleksijewicz), Roch Siemianowski, czy Dorota Segda. 



Z pewnością wiecie, że jestem bibliotekarką i przy okazji chciałam nieśmiało nadmienić, że w Bibliotece Głównej w Rybniku (Oddział Zbiorów Specjalnych) oraz filiach nr 2 (Ul. Zebrzydowicka 30), nr 7 (Ul. 1 Maja 59), nr 8 (Ul. Reymonta 69), nr 13 (Ul. Górnośląska 138), oraz nr 20 (Plac Pokoju 1), można od jakiegoś czasu wypożyczać audiobooki na tej samej zasadzie, co książki tradycyjne. Do wypożyczenia trafiło ponad 300 nowych tytułów w formacie mp3, wśród nich najnowsze powieści Remigiusza Mroza, Harlana Cobena, „A ja żem jej powiedziała…” Katarzyny Nosowskiej, „Kolej podziemna” Colsona Whiteheada, i in.

Seans w Domu Egipskim - Maryla Szymiczkowa [Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński]

Profesorowa Szczupaczyńska to mariaż charyzmy Barbary Niechcic z przenikliwością detektywa Colombo. Do tego zabawa konwencją i postaci znane z podręczników historii - oto jak można scharakteryzować nową serię kryminalną pióra Maryli Szymiczkowej, czyli duetu Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego.


Po sukcesie dwu pierwszych części -  "Tajemnicy Domu Helclów", i "Rozdartej zasłonie" - przyszła pora na trzecie śledztwo rezolutnej profesorowej, zatytułowane Seans w Domu Egipskim. Schyłek XIX wieku przyniósł falę zainteresowania spirytyzmem. Moda na media i wirujące stoliki rozpowszechniła się również w Krakowie. I tym razem Maryla Szymiczkowa czerpie garściami z ówczesnego „Czasu” (pismo dostępne na stronie https://polona.pl/czas), a także wkłada w usta osób autentycznych ich własne słowa (bohaterami drugoplanowymi są tu i Przybyszewski i znany z poprzednich części młody lekarz Boy-Żeleński). 

Obszernie o dwu pierwszych książkach cyklu pisałam przed rokiem (Profesorowa Szczupaczyńska na tropie). Nie pozbyłam się wrażenia, że obcuję z innym wcieleniem Barbary Niechcic, ale tym razem „wyklarował” mi się Ignacy, którego coraz bardziej wyobrażam sobie jako skrzyżowanie Bogumiła Niechcica z Felicjanem Dulskim (zadziwiające, obie postacie grane przez nieodżałowanego Jerzego Bińczyckiego). Klimat powieści kojarzy mi się nieodmiennie z serialem „Z biegiem lat, z biegiem dni...”, który dla Krakowa jest tym, czym „Blisko, coraz bliżej” dla Śląska.


W odróżnieniu od brutalnego półświatka kreowanego przez innego przedstawiciela kryminału retro, Marka Krajewskiego, Dehnel i Tarczyński komponują świat wysublimowany, nieco egzaltowany, lecz ta egzaltacja nadaje powieści smak wybornej frużeliny, której nie powstydziłaby się Franciszka, niezastąpiona kucharka i gospodyni u Szczypaczyńskich. Widać, że autorzy wyśmienicie bawili się pisząc kolejny tom (odniosłam przynajmniej takie wrażenie), a każde zdanie było rozwałkowywane i zagniatane jak ciasto francuskie.

O seansie spirytystycznym pisałam w poście Seans spirytystyczny, o początku mody na duchy pisałam tu, a o wspomnianym w posłowiu książki Julianie Ochorowiczu pisałam w tym poście