Dziewczyna z pociągu jest wspaniałym produktem marketingowym, ale bardzo średnim thrillerem. Hawkins mówi o naszej kondycji, jako społeczeństwa, nie ważne, że rzecz dzieje się w Wielkiej Brytanii, bo przemoc wobec kobiet, przemoc domowa jest poważnym problemem na całym świecie.
źródło: LubimyCzytac.pl |
Alkoholiczka Rachel po rozwodzie z Tomem pomieszkuje u przyjaciółki. Rano, jak zwykle wybiera się do pracy pociągiem ósma cztery… z tym, że nie pracuje już od jakiegoś czasu. U kobiety pogłębia się depresja, kiedy widzi swoją następczynie, Annę z dzieckiem. Z dzieckiem, którego nie mogła dać Tomowi. Równocześnie zza okna wagonu obserwuje parę idealną, i ogrzewa się w blasku ich idealnego życia. Jednakże pozory mylą i nic nie jest takie, jakie się wydaje. Dochodzi do tragedii i tylko Rachel mogłaby pomóc, gdyby nie zaniki pamięci.
Historia jest dość prosta. Mamy raczej do czynienia z dramatem kameralnym niż kryminalnym. Może czytałoby się to dobrze, ale język jest prosty jak dla sześciolatka i od pierwszych stron właściwie można się domyślić, co się wydarzy. Rachel jest wykreowana na bohaterkę złamaną, doświadczoną, która ma odbić się od dna, odegrać ważną rolę, ale jest irytująca i natrętna jak końska mucha; ma prawo być słaba, przecież jej przeżycia każdego uczyniłyby słabym, ale jakoś nie mogłam się zmusić, by jej współczuć.
Filmu jeszcze nie widziałam, ale zamierzam. Lubię Emily Blunt i jestem ciekawa, czy ożywiła postać Rachel.
Nie ożywiła:P
OdpowiedzUsuńOj ;)
UsuńJa też jestem ciekawa filmu, mimo że książka mnie nie zachwyciła. Uważam ją za dobrą, ale nic więcej.
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że film też do arcydzieł należał nie będzie.
UsuńPonoć wydawnictwo zakupiło książkę, kiedy była napisana w połowie. I to widać w "Dziewczynie z pociągu". Pomysł wydaje się niezły, ale nazbyt go uproszczono, przez co akcja zamiast biec, truchta, a postaci zdają się być płytsze niż powinny. Zgadzam się w 100% - to marketingowy majstersztyk. Ktoś potrafił odzyskać pieniądze, które wydawnictwo w ciemno zapłaciło za średnią książkę :)
OdpowiedzUsuńWystarczą słowa Kinga, a książka sprzeda się sama. To trochę jak z fenomenem Oskara i pani Róży, gdyby nie Otylia, mało kto słyszałby o Schmitcie. (Abstrahując oczywiście od wartości dzieła - mechanizm ten sam.)
Usuń