John Banville jest jednym z najbardziej znanych irlandzkich pisarzy, zdobywcą wielu prestiżowych nagród, a także znajduje się na liście "pewniaków" do literackiej Nagrody Nobla. Co dziwne, w Polsce niemal nieznany. Dwa lata temu telewizja BBC wypuściła bardzo dobry serial o perypetiach detektywa Quirke'a (Gabriel Byrne), będący ekranizacją prozy Banville'a, piszącego kryminały pod pseudonimem Benjamin Black.
John Banville urodził się 8 października 1945 roku jako najmłodszy z trójki rodzeństwa: i brat Martin i siostra Vonnie również są pisarzami. Banville w odróżnieniu od większości pisarzy nie zdobywał uniwersyteckich szlifów - choć w jednym z wywiadów przyznał, że żałuje swojej decyzji, wolał wyrwać się czym prędzej z rodzinnych pieleszy.
Pierwszą powieść opublikował już w 1970 roku, ale doczekała się ona miażdżących recenzji: powieść określano mianem absurdalnie pretensjonalnej. Niezrażony pisarz postanowił porzucić temat współczesności i zająć się wielkimi nauki: Keplerem, Kopernikiem i Newtonem. Ale to właśnie Księga zeznań uczyniła z Banville'a pisarza rozpoznawalnego. Ta ostatnia, wydana w 1989 roku zdobyła nagrodę GPA (Guinness Peat Aviation Award), oraz była na liście książek nominowanych do nagrody Bookera. Banville ostatecznie zdobył tę nagrodę powieścią Morze w 2005 roku.
Od pierwszych stron wiemy, co spowodowało, że Freddie Montgomery, główny bohater Księgi zeznań (The Book of Evidence) znalazł się z więzieniu. Popełnił zbrodnię, do której z pełną świadomością się przyznaje... nie widząc w tym niczego złego... Freddie, będący jednocześnie narratorem, zwraca się do wyimaginowanego "wysokiego sądu" tłumacząc swoje postępowanie i naświetlając powody swojego aktu. Bezwolny, pozbawiony empatii, niekiedy chełpi się swoim dokonaniem. Na pytanie "dlaczego zabił", odpowiada "bo mogłem". Jednocześnie podziwia piękno otoczenia, słońce prześwitujące z rana przez jesienne liście, etc.
Powieść czytałam w oryginale. Z początku Freddie mnie męczył, ale poznając jego zbutwiały charakter skłaniałam się do tezy Hannah Arendt o banalności zła. Banville opisując dzieje Motgomery'ego oparł się na zbrodni dokonanej przez Malcolma Edwarda MacArthura, który zabiwszy pielęgniarkę schronił się w domu niczego nieświadomego przyjaciela. Z racji podobieństwa narracji powieść porównuje się do Obcego Alberta Camusa i Zbrodni i kary Fiodora Dostojewskiego.
Polecam wywiad z autorem na YT: https://www.youtube.com/watch?v=aJAw4Pdq9CE
Tak podejrzewałam, że nasz, polski ogląd literatury światowej ma się nijak do rzeczywistości. Wszystkim trzęsą wydawnictwa i tłumacze. Tak oto, kolejny, szeroko znany w świecie pisarz, w Polsce jest nieznany, bo ktoś uznał, że nie warto tłumaczyć jego książek, nie sprzeda się, albo jest jakaś jeszcze przyczyna.
OdpowiedzUsuńCzęsto dopiero przyznanie Nagrody Nobla odkrywa dla nas istnienie jakiegoś autora.
I nasze typowanie tegorocznych Nobli na podstawie "ocenzurowanej" znajomości literatury światowej jest, za przeproszeniem, o kant słupa otłuc ;)
Trzeba uczyć się języków, albo trzymać za pisarza kciuki :)
Poprawka: Ta i kilka innych książek tego autora zostało wydanych w Polsce, po polsku. To ja o nim nie słyszałam, o czym z żalem zawiadamiam...
UsuńWłasnie czytam jego kryminał o Quirku Tajemnica Christine Falls. mam mieszane uczucia. Podejrzewam, że gdyby to był skandynawski kryminał, to by się sprzedał praktycznie sam.
UsuńJeśli chodzi o literaturę brytyjską, to trzymam rękę na pulsie i ku zdziwieniu obserwuję, że do nas większość nie dochodzi...