Gdzie anioł nie może, tam Lokiego pośle. Tak mogłoby brzmieć przewodnie hasło Kłamcy Jakuba Ćwieka. Kłamca bowiem jest, że się tak wyrażę "pseudonimem artystycznym" nordyckiego boga oszustwa. Skłócony z resztą starożytnej braci (pamiętamy z mitologii, lub przynajmniej z Avengersów - o co poszło;), znalazł zajęcie u boku aniołów jako - powiedzmy sobie szczerze - wykidajło. Kłamca obfituje w migawki z kariery Lokiego, który zmieniając postaci, jak ubrania wykonuje przerozmaite zadania*. Oprócz nordyka żującego wykałaczki, mamy także rzeszę aniołów, na czele z furiatem archaniołem Michałem, który rozwala demony jak Rambo wrogów.
Książkę czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Nie jest to literatura najwyższych lotów, ale świetnie się sprawdza do poduszki po ciężkim dniu, bądź jako wypełniacz czasu w komunikacji miejskiej. Postacie są takie troszkę tekturowe, główny bohater wręcz razi (z tą obleśną wykałaczką, fe!), ale z opowiadania na opowiadanie coraz bardziej wciągałam się w historię. Najlepsza i chyba najlepiej opowiedziana była historia z Mikołajem-Światowidem, a i historia o egzorcyzmach jest również godna zapamiętania. Nie wiem, czy sięgnę po kolejne części (do tej pory powstało ich pięć), ale mam jeszcze Liżąc Ostrze, które jest ponoć horroro-trillerem. No, zobaczymy jak się rozwinie moja "przygoda" z Ćwiekiem;)
*od rana rymuję:D
Właśnie zabieram się do "Kłamcy" bo bardzo spodobały mi się obie części "Chłopców" Ćwieka :) Polecam. Ostry języki mnóstwo poczucia humoru też czyta się lekko i szybko :D
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Archanioł Michał furiatem... :) No w sumie. Na wszystkich obrazach jest przedstawiany, w trakcie spuszczania łomotu demonowi, więc i w książce też tak go sportretowano. :) Kiedyś lubiłam czytać książki z tego gatunku, teraz już jakoś mniej. Może kiedyś sięgnę, z sentymentu do św. Michała. ;)
OdpowiedzUsuń