Header Image

Śmierć pięknych saren - Ota Pavel

Przyznaję się bez bicia, że sięgnęłam po Śmierć pięknych saren z rekomendacji Mariusza Szczygła, tyle razy słyszałam, jak zachwala tę książkę, że musiałam się na własne oczy przekonać, czy warto. No więc: warto!
Przedwczoraj pisałam o  tym specyficznym wspólnym rysie czeskich opowiadań i powieści. Jest taka piosenka Nohavicy przybliżona niedawno przez Artura Andrusa - Cieszyńska (Těšínská) - która jest dla mnie taką kwintesencją czeskiej filozofii. Śmiech przez łzy, nostalgia, uprzejmość i ten niezwykły optymizm: nawet o rzeczach strasznych mówi się w sposób subtelny i melancholijny, nigdy tonem cierpiętniczym, nie ma rozliczania, czy walenia czytelnika dosadnymi obrazami po głowie.

I takie są również opowiadania Oty Pavla - Śmierć pięknych saren i zawarte w tym samym tomie Jak spotkałem się z rybami. Piękne, nieco tęskne nowele autobiograficzne o świecie, który przeminął, o dzieciństwie, młodości przerwanej wojną oraz dorastaniu przypadającym na powojenny, wcale nie aż tak wesoły czas. Jednak nawet kiedy Pavel pisze o wojnie - znajduje w tym coś pozytywnego, jak anegdota ze stawem i stróżem (uwielbiam to opowiadanie!). I oczywiście takie domowe smaczki - czy wiecie, co to jest pumperdentlich? "Jest to podobno coś takiego - pisze Pavel - jakby szła piękna dama w sukni balowej lub fantastycznym futrze i wszystkim gały na wierzch wychodzą, a  ona na raz wdepnie w gówno."

Może i ignorantka ze mnie (ale w sumie skąd miałam wiedzieć?), ale wypożyczając książkę bardzo się zdziwiłam okładką. No bo przecież karpie to nie sarny! Ale spokojnie - już po pierwszych zdaniach doszłam do wniosku, że okładka jest jak najbardziej prawidłowa, a Pavel pisze o rybach (Śmierć pięknych saren to określenie psa-kłusownika). Ale myliłby się ten, kto czytałby książkę tylko na tym rybnym poziomie; to traktat o ludzkiej naturze, przyrodzie, miejscu w świecie, jak w opowiadaniach Hemingwaya, które pozornie traktują o polowaniu.

Na pisarstwo Oty Pavla wpływ z pewnością miała przebyta przez niego choroba psychiczna (Pavel był korespondentem sportowym i podczas w igrzysk Insbrucku przeżył ciężki epizod psychotyczny); pisać zaczął w ramach kuracji. A jego przemyślenia dotyczą czegoś ponadczasowego. Pavel pisze pięknie. Po prostu jego język zachwyca, na przykład kiedy opisuje słońce: "Dopiero słońce przywróciło nam dobry humor. Można powiedzieć, że słońce jest często wielką żółtą pigułką od niebiańskich psychiatrów, która rozpędza smutek i wytwarza różowy nastrój. Słońce działa niekiedy skuteczniej niż szwajcarskie proszki noveril czy amerykański aventyl HCl. Słońce jest także żółtym ręcznikiem frotte, który nas samoczynnie wyciera do sucha. Słońce również dostaje się nam do krwi, by ogrzać nasze serca, kiedy są zimne jak psi nochal." I co, piękne, prawda? 


Nie mogłam sobie odmówić umieszczenia Cieszyńskiej, ale chyba zgodzicie się ze mną, że niesamowicie pasuje klimatem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz