Lubię takie chwile, kiedy serce podskakuje z radości, że oto odnaleziony został kawałek Raju. W zeszły piątek umówiłam się do kina; do seansu zostało około dwu godzin, więc bezcelowo spacerowaliśmy po mieście. Oczywiście, jak to się zdarza molom książkowym, prędzej czy później nogi same niosą w okolice antykwariatu bądź księgarni. I nas ma się rozumieć również zniosło.
Oglądam nowości, półkę z filozofią, ładnie wyeksponowane judaica, tu kuszą biografie, a tam kokieteryjnie spozierają albumy. I nagle mąż mnie woła, wskazując taki kąciczek ze starociami. Aż mi się oczy zaświeciły z radości! Nie wiedziałam od czego zacząć, bo półek było dość dużo i chętnie obejrzałabym wszyściutko. I nawet weszłam na drabinkę, a normalnie nogi by mi się trzęsły, bo ja i wysokości to zupełnie inna inkrzość.
Wyszperałam najpierw W pustyni i w puszczy z 1917 roku, wydanie trzecie nakładem Gebethnera i Wolffa, tom XXXVII Pism Sienkiewicza. Stan bardzo dobry, pobiblioteczna. Mam inne wydania, ale nie tak ładne jak to.
Potem w natłoku Mickiewiczów, Słowackich i Krasińskich, oraz podręczników do zoologii, czy geografii natrafiłam na Dzieła Williama Szekspira (wolę zapis oryginalny nazwiska genialnego Anglika), Tom V - Dramaty Fantastyczne; Sen nocy letniej, Opowieść zimowa, oraz Burza. Nakładem Księgarni Polskiej, Lwów, 1895r. Stan niemal idealny, ale brakuje kilku ostatnich stron.
Troszkę żałuję, że nie mogę znów tam pojechać już teraz i pobuszować nieskrępowanie przez kilka godzin, bo wróciłabym obładowana wiekowymi tomami. Ale wrócę tam, jak nie w listopadzie, to w grudniu. I z pewnością znów coś znajdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz