Header Image

Po co komu filozofia?

Od mojej obrony minęło pięć lat z kupką. Studia wybrałam świadomie i bardzo się przygotowywałam, żeby na nie zdać (nie było wtedy konkursów świadectw). Gdybym dziś miała zdawać na studia, wybrałabym te same, na tej samej uczelni (niestety, niektórych profesorów dziś już nie ma).

Studia zawsze były elitarne, a studiowanie filozofii zarezerwowane było dla garstki chętnych, którzy wybierali ten kierunek z zamiarem rozwoju osobistego i – być może – przyczynienia się do tego, by świat był lepszy, lub bardziej zrozumiały. Dzisiaj wyznacznikiem wszystkiego są pieniądze: nie liczy się wnętrze człowieka, to, co sobą reprezentuje, jakie wyznaje wartości, tylko ile można z niego wycisnąć. Żyjemy w Matrixie, gdzie ludzkie bateryjki harują by utrzymać się na minimalnym poziomie egzystencji. Ten, kto wybiera studia kierując się nie kryterium własnych predyspozycji, a zapotrzebowaniem rynku buduje ten świat z Matrixa i staje się niewolnikiem. Dziś 50% maturzystów idzie na studia, zamiast na przykład zdobywać zawód. Powinno się otwierać szkoły zawodowe – i to mówię bez przekąsu, bo jeśli ktoś chce zbijać kokosy, to studia humanistyczne są złym wyborem: lepiej zostać ślusarzem, frezerem, czy krawcową.
2006 r. UŚ.
Co daje filozofia? Mądrujemy się i używamy trudnych słów? No właśnie nie: potrafimy zrozumieć trudne słowa (na samym początku pierwszego roku nasza grupa przeżyła szok w postaci tytułu „Prolegomena do historiozofii”, a potem było znacznie ciekawiej), ale starożytni uczą nie zadzierać nosa, bo może go nam ktoś utrzeć. To nie prawda, że filozof nie potrafi liczyć – mamy logikę, logikę matematyczną, musimy potrafić liczyć i znajdować najmniejszy błąd w toku rozumowania. Czepiamy się słówek? Właśnie niedawno naprowadzałam kogoś na to, że słowa „uczucie” i „emocje” nie są tożsame. Oskarżana, że nic nie robiłam te pięć lat i nie mam żadnej wiedzy, przeważnie mówię, że potrafię myśleć; wtedy słyszę „ech, kochana, myśleć to każdy potrafi”. No dobrze, ale jak to jest z wyciąganiem wniosków, z poprawnością myślenia, z różnymi punktami widzenia, z giętkością myślenia? No i kto się zastanawia nad myśleniem samym w sobie, dochodzi do wniosków samodzielnie? Filozofia właśnie na tym polu szlifuje mózg. Oczywiście równocześnie student zapoznaje się z przekrojem światowej (głównie europejskiej, ale nie tylko) filozofii na przestrzeni dziejów, co uczy nas nie wywarzania otwartych drzwi, oraz szacunku dla mnogości systemów filozoficznych. Częścią filozofii jest również etyka (oraz bioetyka), na zajęciach z której są naprawdę gorące dyskusje!
Ja nie mam mentalności niewolnika, żaden również ze mnie handlarz: może sobie przypominacie początek Kolumbów, kiedy Jerzy wraca z handlu z niczym, bo nie ma do tego smykałki, za to w głowie mu literatura. No to właśnie ja tak mam. Zdarzało mi się pracować w różnych zawodach i zawsze kierowałam się etyką – nie potrafiłam kłamać o towarze, że dobry, kiedy wiem, że nie jest wart ceny, etc. Teraz robię to, co lubię. Nigdy nie spodziewałam się kokosów za swoją pracę; pieniądze są takim powiedzmy miłym dodatkiem, który spożytkowuję kupując książki, itp. Ale nigdy nie były celem; no cóż, tak zostałam wychowana.
Jednej rzeczy nauczyłam się niemal na samym początku studiów: nie wyrażać się w sposób stanowczy, nie narzucać swojej woli innym, nie pozjadałam przecież wszystkich rozumów i mało kogo obchodzi moje zdanie, bo i tak każdy ma własne i bardzo lubi je wygłaszać publicznie, choćby było tak nielogiczne jak kwadratowe koło. Filozof to nie mędrzec, to osoba, która pragnie być mądrym, chce się rozwijać, doskonalić. Filozof to nie rzemieślnik, ani koń pociągowy. A na zmywaku w Anglii – z całym szacunkiem - może wyładować zarówno filozof, jak i socjolog, politolog, oraz matematyk.

50 komentarzy:

  1. Zgadzam się z twoim postem w 100%:) W wielu aspektach (jak to że liczy się głównie kasa..) niestety też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już małe dzieci są uczone, że kasa jest wyznacznikiem człowieczeństwa: dzieciaki w podstawówce, a w gimnazjum to już na bank - zwracają uwagę na to, kto się jak ubiera (czy ma markowe ciuchy), jaką ma komórkę (jakiego najnowszego smartfona). Straszne.

      Usuń
    2. EEE nie mam smartfona ani najnowszego, ani starszego:) no ale ja jestem niedzisiejsza archeologię śródziemnomorską studiowałam a z filozofii miałam fakultet humanistyczny, dobrowolnie wybrany.
      A straszne to jest fakt. Pieniądze owszem są ważne, nie czarujmy, trudno bez nich żyć, ale nie mogą być sensem życia, celem tylko i wyłącznie.
      Ja już się nauczyłam, że ocenianie człowieka przez pryzmat ubrania, auta etc nic dobrego nie przyniesie i na ogół nie jest wyznacznikiem tego jaki człowiek jest i co sobą reprezentuje.

      Usuń
    3. Jeżdżę autobusem i obserwuję młodzież, która ma takie komórki, że musiałabym pół roku sobie, za przeproszeniem "od gęby odejmować", żeby sobie takie cudo sprawić. Poza tym już od najmłodszych lat dziecko jest przyuczane do wyścigu szczurów, co uważam, że jest strasznym przekleństwem naszych czasów.

      Usuń
  2. Ale super, że napisałaś ten post - bo właściwie mało kto wie, na czym tak naprawdę polegają studia filozoficzne. Swoją drogą ja też zastanawiałam się nad filozofią, ale ostatecznie zdecydowałam się na filologię klasyczną. I chociaż ludzie pukają się w głowę (bo z góry wiadomo, że studia te nie dadzą mi pracy, co określane jest stwierdzeniem "nie dadzą mi nic"), to ja jestem nimi coraz bardziej zachwycona! Myślę, że to była jedna z moich lepszych decyzji w tamtym roku! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - humanista przecież nic nie robi przez te pięć lat, prawda? Coś przeczyta i idzie na piwo;) Kiedy zaczynałam studia było nas na roku ponad setka (plus około 30 osób w filli UŚ w R-ku). Nikt raczej nie miał sprecyzowanych planów co do tego, co będzie robił po studiach. Liczyło się BYĆ, nie mieć. Teraz już w gimnazjum ludzie mają określone plany na sto lat z góry.
      Filologia klasyczna - piękny przedmiot!

      Usuń
    2. Przerażające jest to, że ludzie stawiają znak równości między 'nie dadzą ci nic' a 'nie dadzą ci pracy'.
      Takie tautologie nie śniły się filozofom ;)

      Usuń
    3. O tak, podpisuję się pod tym: gorzej, że sami absolwenci humany tak siebie nierzadko postrzegają:(

      Usuń
  3. Kochana! jak ja Cię rozumiem!!
    Żywię nabożny szacunek dla filozofii i dlatego w tym roku postanowiłam sobie nadrobić dzięłą WiIelkich!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę abyś miała z lektury wyniosła dużo satysfakcji!

      Usuń
    2. Już wynoszę :) czytam sobie Pascala i sobie rozważam.
      Nie chcę być snobką, nie chcę mieć jakiegoś wygórowanego mniemania o sobie, ale mnie zachwyca takie pochylanie się nad problemami egzystencjalnymi, chociaż dla wielu to takie gadanie o niczym.
      Pusto byłoby w moim życiu gdybym myślała tylko jakie szpilki kupić do nowej sukienki, żeby pasowały do torebki i żeby wyrwać faceta.

      Usuń
    3. Ha ha, też tak mam - chodzę po mieście i wolę zwracać uwagę na architekturę niż na witryny;)
      Pascal był jednym z moich ulubionych filozofów. Chyba powinnam do niego wrócić, sprawdzić, czy nadal nim jest;)

      Usuń
  4. Świetny tekst, czytałam z zapartym tchem. Ja jestem po filologii polskiej - studiowałam to, co naprawdę kochałam (no, może prócz gramatyki historycznej, bleee:P). Gdybym miała wybierać raz jeszcze, to pewnie wybrałabym tak samo... Chociaż widzę, co się dzieje - pracy w wyuczonym zawodzie jak na lekarstwo (powinnam stać przed tablicą i tłumaczyć dzieciom np.zasady ortografii), więc łapię to, co dostępne. Mnie też przeraża ten pęd za dobrami materialnymi - a już szczególnie u dzieci i młodzieży.
    Ps. O smartfonie nawet nie marzę:P ;-) Miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Cieszę się, że jest grono ludzi myślących podobnie!

      Usuń
  5. Szczerze mówiąc do niedawna miałam raczej złe nastawienie do filozofii (patrzyłam na nią tak jak większość, czyli że jest to kierunek raczej bez perspektyw i do tego pewnie nudny), ale na studiach miałam wstęp do filozofii i zmieniłam zdanie - kurcze, niewiele rzeczy tak bardzo zmusza do myślenia! :) Żałuję że nie miałam z nią więcej styczności, chociaż ostatnio zabrałam się za czytanie Platona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - filozofia zmusza do myślenia. Wiele osób "przerabia" tylko podstawowy kurs (np rok, po godzinie tygodniowo) i nie rozumie w czym rzecz. To naprawdę piękny przedmiot, z którego dużo się wynosi, który pozwala spojrzeć na różne rzeczy z szerszej perspektywy, znaleźć niuanse, itp.

      Usuń
    2. Czemu nie? :D
      Chodzić po runku i ludzi wkurzać:)

      Usuń
  6. Też mi się nóż w kieszeni otwiera, kiedy słyszę bezmyślnie powtarzane o studiach opinie w mediach. Toż to nie szkoła zawodowa! Studia są po to, żeby zrobić z nas inteligencję, istoty myślące i świadome (inne sprawa, że nie wszystkie kierunki i uczelnie to robią), a nie przygotować nas do zawodu. Myślę, że ludzie też na studia idą ze złym nastawieniem, oczekując że to jakoś ustawi ich w życiu, a przecież nie o to chodzi. Nie rozumiem też demonizowania niektórych kierunków, jak filozofia czy politologia właśnie, bo jeśli człowiek jest myślący, to sobie w życiu poradzi. Zwłaszcza, że gro zawodów dziś dostępnych na rynku (patrz: korporacje) nie wymaga wcale konkretnego wykształcenia i najpewniej filozof, matematyk i politolog będą tam pracowali razem.

    Zawsze mnie też śmieszyło hasło: "Idźcie na politechniki, po tym jest praca". Naprawdę świetny pomysł, pójdę i - o ile nie wylecę - zostanę bardzo złym inżynierem, bo to nie moja dziedzina. Na pewno ktoś mnie wtedy zatrudni. Aż ciężko uwierzyć, że w dyskursie publicznym zapomina się o tak podstawowej rzeczy, jak fakt, że nie każdy nadaje się do wszystkiego. Inną kwestią, która działa na mnie alergicznie, jest wrzucanie wszystkich do jednego wora, humaniści w jednym, ścisłowcy w drugim. A przecież poszczególne dziedziny w każdym z tych worków bardzo się różnią! Choć tu w przypadku ścisłowców jest chyba jeszcze gorzej niż w naszym. Akurat mój mąż jest po politechnice i często się z tego śmieje, bo ok to fakt, że dla niektórych specjalizacji jest w Polsce praca, ale dla większości nie ma. Bo po prostu ta gałąź przemysłu nie jest rozwinięta albo nie występuje wcale. Trochę zboczyłam z tematu, ale chciałam pokazać, że nawet wybór studiów z nastawieniem na przyszły zysk może zwieść na manowce, spędzi się pięć lat an czymś, czego się nie lubi, a potem wyląduje w podobnej sytuacji na rynku pracy, jak ten nieszczęsny filozof, z tą różnicą, że on się czegoś chociaż nauczył.

    Btw. Powiedzieć ludziom, że się studiuje afrykanistykę to dopiero przeżycie. Naprawdę wiele osób puka się w głowę, bo co można niby po tym robić. A kiedy już mówię, że mnie interesuje historia, kultura i języki krajów afrykańskich, to niemal jakbym próbowała komuś wmówić, że kosmici istnieją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, główna bolączka większości kierunków: co po tym będziesz robić? Straszne i głupie pytanie, z rodzaju tych zadawanych bezdzietnym parą, kiedy będą mieli dziecko.
      Dokładnie, tak jak piszesz, późniejsza kariera zawodowa zależy od różnych czynników i można skończyć Bóg wie jakie studia i nie mieć pracy, bo się człowiek nie nadaje.
      Co do wrzucania do jednego wora humanistów, to to jest stereotyp, z którym powinno się walczyć: fizyka w niektórych aspektach niemal ociera się o filozofię, podobnie jak matematyka! Wręcz filozofia jest matką obu: żeby sobie chociaż pitagorejczyków przypomnieć.

      Usuń
    2. Oho, fanka paradoksu Fermiego jak widzę ;)
      Nie dogodzisz - jak widać. Zapytałabym z chęcią i ciekawością, co słychać u Zulusów, ale skoro obraziłaś moją bezinteresowną wiarę w życie pozaziemskie...

      Usuń
  7. Zazdroszczę takich ciekawych studiów. Zastanawia mnie zawsze czy w PRL-u studia rzeczywiście "produkowały" inteligencję? Tak narzekamy na obecny niski poziom nauczania, szkoły wyższe przyrównywane są do komunistycznych liceów, jednak patrząc na niektórych absolwentów państwowych uczelni, którzy kończyli studia w czasach komuny jako tzw. "inteligencja", mam wielkie wątpliwości. To taka moja osobista refleksja. Wiadomo, patologie były i będą, ale takie uogólnianie też nie jest za dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Produkowały, to dobre określenie - inteligencja została w 90% wytłuczona w czasie II wojny światowej, w latach galopującego stalinizmu na studia dostawały się dzieci chłopów i robotników, bo miały przyznawane punkty za pochodzenie. Niestety, w latach 80, 90 na studia szli również mężczyźni, którzy chcieli się wymigać od wojska. Tak, że ciężko powiedzieć, czy wychodziła z tego inteligencja, bo już na starcie przecież trzeba sobą coś reprezentować.
      Teraz jest mało techników (czy w ogóle zostały zlikwidowane?), pozamykano zawodówki. Kiedyś był dość wysoki poziom w liceach, przynajmniej tak słyszałam. Teraz to, co się robi z maturą jest śmiechu warte. Do tego brak egzaminów na studia, które odsiewały by ludzi, którzy nijak nie pasują na określone kierunki.

      Usuń
  8. Ja sobie zadaję to samo pytanie, kiedy na polskim muszę słuchać tych wszystkich bzdur (nie obraź się, biol-chem jestem:)) o tym, że Arystoteles sądził to, a Sofokles tamto. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety polska szkoła tak ma, że nie pozostawia zbyt wiele pola na samodzielne myślenie. Na studiach każdy czyta teksty, a potem sam dochodzi do wniosków, czasem naprowadzany przez profesora, doktora, magistra lub całą grupę.

      Usuń
    2. Teraz gdy sama czytam teksty źródłowe, albo wnikliwsze opracowania widzę z ilu rzeczy okradł mnie polski po macoszemu traktując filozofię.

      Usuń
    3. Jedną z pierwszych rzecz na f. było odrzucenie czyjegoś punktu widzenia na rzecz wyrabiania własnego tekstami źródłowymi. Do teraz tak mam, że muszę się dodrążyć do oryginału.

      Usuń
  9. Zajęcia z filozofii, na które uczęszczałam w liceum początkowo były dla mnie prawdziwym szokiem, a po jego oswojeniu fantastyczną przygodą intelektualną. Żałuję, że na moim kierunku (filologii polskiej) nie ma elementów filozofii.
    Gratuluję świadomego wyboru kierunku i zadowolenia z wykonywanej pracy . Pieniądze nie są najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      Swoją drogą, jestem bardzo ciekawa jak prowadzi się te zajęcia w szkole. Mam znajomego, który właśnie prowadzi f. w szkole i mogę tylko powiedzieć, jak on to przedstawia.

      Usuń
  10. Studiowałam przez rok filozofię. Nie wybrałam jej by skończyć, ale żeby przeczekać rok przed następną próbą dostania się na te przeze mnie upatrzone (jeden filozof w domu wystarczy-dziecko tylko nie filozofia! hehe a i tak się moje drogi poukładały, że a jednak chociaż chwilę). I powiem tak przyglądając się moim późniejszym przygodom w zakresie studiowania, że ten czas na filozofii był najbogatszy i najmądrzejszy. Do tego najweselszy i obfitujący w głębokie relację międzyludzkie. Byliśmy barwną grupą nie do końca "normalnych" ludzi, którzy potrafili usiąść na środku chodnika przed budynkiem uczelni i walić się zeszytami w głowę (scena modlitwy z Monty Pythona). Eh jak nam było ze sobą dobrze! Nauka... W życiu się tyle nie musiałam uczyć jak na filozofii. Wtedy na (jeszcze przez chwilę) WSP zielonogórskim filozofia miała najwyższą kategorię A i równała się poziomem z filozofią na UJ (kilka osób się przeniosło do Krakowa). Co tydzień kolokwia. W środy dwa z logiki (o rany!) i ze Wstępu do filozofii. Do tego łacina. Mózg musiał się przestawić na zupełnie inne myślenie. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Pierwszy semestr jakoś zdałam, ale w drugim już wiedziałam, że będzie ciężko! Logika dopóki wiedza była typu jeśli q to p ogarniałam (z pomocą ludzi z grupy), ale potem jak zobaczyłam te szlaczki na tablicy na wykładzie oniemiałam z wrażenia. W okolicy drugiej sesji już wiedziałam, że muszę się dostać na inne studia (to nie były ostatecznie te wymarzone) i egzaminy przeniosłam w razie co na sesję poprawkową. Nie musiałam ich zdawać bo się dostałam do Opola. W życiu bym nie zdała tej logiki! Do tego na trzecim roku chyba dochodziły wykłady z wybranej filozofii (niemieckiej, angielskiej itp) gdzie wykłady były prowadzone w obcym języku przypisanym do wybranej opcji. I tak do końca studiów. Skończyli naprawdę nielicznie, najsilniejsi i najmądrzejsi. Tylko ci co chcieli naprawdę. Ja po 15 kolokwiach do grudnia w pierwszym semestrze śmiałam się z moich koleżanek na następnych studiach, które wpadały w panikę przy drugim. Że jak to aż tyle! To był niesamowity trening intelektualny. Do tego wykładowcy z prawdziwego zdarzenia! Nic mi nie było straszne potem jeśli chodzi o naukę. Szkoda tylko, że mój mózg tak zdziadział. Minęło już 15 lat od tamtego spotkania z filozofią a ja nadal wspominam tamten czas jako bardzo bogaty i gęsty także towarzysko. Dziękuje za przypomnienie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to nie wiedziałam, że miałaś taki fajny epizod:) Taaa, logika z początku była prosta, a potem się zaczęło! A logika matematyczna to dopiero jazda. Do tego greka, łacina i przedmioty kierunkowe. Pierwsze trzy lata to był faktycznie intensywny wysiłek, szczególnie, kiedy trzeba było napisać ileś tam prac na semestr, przetłumaczyć dziesięciostronicowy tekst o filozofii, itp. Kolokwiów było dużo, szczególnie ze słówek (prawie co zajęcia).
      Rzeczywiście, jak się tak zastanowić to myśmy też nieźle zryci byli:D Fajne czasy, szkoda, że nie da się ich powtórzyć.

      Usuń
  11. Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa pod moim podsumowaniem roku :). Studia filozoficzne dobrze robią, jak widać, bo Twój post mnie ujął. I tym właśnie wyważonym przekazaniem swojego zdania i spokojem :). Życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Będę zaglądać częściej, pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
  12. Zgadzam się, że pieniądz zawładnął nie tylko umysłem ludzi, ale także ich sercem. Choć myślę, że chodzi też o to jak wykorzystujemy pieniądze. To, że ktoś je ma, nie znaczy, że jest bezmyślny i odwrotnie, bieda nie oznacza tego, że ludzie stają się bardziej szlachetni i uczciwi.
    Mam znajomego, który skończył filozofię i całkiem dobrze mu się wiedzie. Cały czas pracuje w swoim zawodzie - na Uniwersytecie. Ja skończyłam historię sztuki. Kierunek też bez głębszych perspektyw, ale wykształcenie to jedno a umiejętności drugie. Te ostatnie są nieograniczone i w dużej mierze zależą od naszego pomysłu i chęci ich wykorzystania. Studia, nie koniecznie muszą się wiązać z naszym przyszłym zawodem. Jestem za tym, aby nie trzymać się kurczowo wyuczonego zawodu. Szkoła nie powinna ograniczać, tylko rozwijać i poszerzać naszą wiedzę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, oczywiście, że to nie jest równoznaczne;) Znam naprawdę wiele osób, które pokończyły rozmaite kierunki i zarabiają fajnie, znam też osoby, które się po kilka razy przebranżawiały, żeby coś tam sobie znaleźć.
      Ja sobie zamarzyłam skończyć jeszcze bibliotekoznawstwo, bo bardzo chciałam pracować w bibliotece, a moje koleżanki poszły np. na prawo, na psychologię, kulturoznawstwo, etc.
      Bieda, no cóż, ja nie piszę o tej prawdziwej biedzie, po ta prawdziwa bieda jest straszna i uwłaczająca.
      Co do znajomego, to mu bardzo gratuluję, bo to chlubny wyjątek:) Szczerze, nie wiem, czy bym się nadawała do wykładania, bo mam za dużo wątpliwości, za mało... wiem. Trzeba być nie lada specjalistą w danej dziedzinie, by móc przekazać taki kawał wiedzy.

      Usuń
    2. Życzę, Agatko, aby spełniły się Twoje marzenia zawodowe i nie tylko :) Wytrwałości!

      Usuń
    3. Dziękuję:) Teraz znalazłam naprawdę świetne zajęcie. To na razie staż, ale małe światełko nadziei jest:)

      Usuń
  13. A ja nie napiszę jakimi w życiu kierowałam się wyborami, ale co zrobiłabym teraz, z taką wiedzą jaką posiadam w tym momencie. Zdobyłabym konkrenty fach np stolarz artystyczny, bo z czegoś trzeba żyć, a wtedy studiowałabym to na co mam ochotę.
    Pewnie, że pieniądze nie są w życiu najważniejsze, ale niewiele osób obecnie może sobie pozwolić na luksus tracenia 5 lat życia studiując kierunek, po którym nie będzie pracy. Chyba że mają wspierających finansowo rodziców lub nie chcą się usamodzielnić.
    Mając lat naście człowiek nie ma jeszcze świadomości, że w pewnym momencie będzie za siebie odpowiedzialny i jeśli nie będzie umiał na siebie zarobić to wyląduje w przytułku albo na ulicy. Świat to nie jest bajka i ja dobrze rozumiem osoby myślące o swojej przyszłości i rozwoju zawodowym właśnie pod kątem finansów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie twierdzę, że nie lubię pieniędzy, czy nimi pogardzam, bo byłabym totalnie zakłamana - to prawda, że dobrze mieć dobrze płatne zajęcie po studiach, ale nikt nikogo nie zmuszał do studiowania, a zwłaszcza do marnowania pięciu lat. Jeżeli czujesz, że zmarnowałaś czas, jest mi Ciebie żal, ale zawsze można iść na podyplomówkę, albo jakiś kurs. Wiem co mówię, bo ja dosłownie uciułałam na studia podyplomowe i po prawie roku znalazłam wreszcie coś dla siebie. Od skończenia studiów przepracowałam może rok, nie mówię nawet w ilu zawodach.
      Ale studiów nie żałuję, a tego, że po nich nikt nie dał mi żadnej rady co dalej. Niestety, przyjęłam pierwszą lepszą pracę, co zaowocowało podobnymi stanowiskami przez lata.
      Więc lepiej niech ludzie nie studiują wcale, niż mają narzekać, że ktoś im ukradł te pięć lat.

      Usuń
  14. Zgadzam się z Tobą zupełnie. Znakomity tekst, podziwiam i podzielam Twoje racje.
    Z filozofią miałam co prawda styczność niewielką- ot roczny kurs historii filozofii, wykład + ćw, ale całkiem miło je wspominam, zwłaszcza, że dzięki ocenie z ćw nie musiałam zdawać egz., hehe ;-) Z wpisami z tego przedmiotu wiąże się też pewna przygoda - zamieszanie, które utkwiło mi w pamięci, ale nie o tym chciałam...
    Też mnie irytuje materialistyczne podejście, przekładanie wszystkiego na pieniądze, zachłanność.Uważam, że przyjemnie jest wiedzieć, myśleć, mieć pasję, robić coś dla siebie, a nie tylko dla zarobku.
    Wrzucanie wszystkich do jednego wora - mija się z sensem. Sama - niby bardziej humanistyczna - zdawałam z wyboru na maturze matematykę, koleżanka - mat./inf. - zaczytana po uszy w beletrystyce itp. itd.
    Trudno dziś powiedzieć, po jakim kierunku będzie praca, a po jakim nie. Jak wszyscy tłumnie pójdą w jedną stronę, to za dużo będzie jednych, a za mało drugich na rynku zawodowym. Mam wrażenie, że dyplomy się zdewaluowały, np.każdy może skończyć prywatną szkołę, ale dyplom i tytuł nie zawsze jest miarą wartości człowieka, jego wiedzy, umiejętności itp.

    I na koniec - bardzo mi się podoba to, co napisałaś w ostatnim akapicie, albowiem sama oprócz kłamstwa i łakomstwa nie znoszę wygłaszania własnego zdania jako jedynie słusznego i prawdziwego, a niestety, wiele osób tak robi, przy czym dodatkowo poniża i uważa za głupiego, tego, kto sądzi inaczej na dany temat.

    Tak, czy owak - brawa dla ludzi z pasją, dla tych, którzy wolą być niż mieć.

    Ściskam mocno!
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że dyplom nie jest równoznaczny z wartością człowieka. Znam wiele osób, które "stanęły" na maturze a potrafią człowieka wprawić w konsternację swoją rozległą wiedzą.

      Za każdym razem, jak poruszam jakiś problem, ludzie czytają nie to, co jest napisane i mają do mnie o coś pretensje. Chciałam tylko obronić filozofię przed oskarżeniami, że jest niepotrzebna i nic nie daje.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  15. Bardzo ciekawy tekst.
    Traktuję studia jako środek pozwalający mi zdobyć swego rodzaju konkretne umiejętności i wiedzę, abym później mogła wykonywać określony zawód: technik dentystyczny. Mój kierunek, mimo iż jest na uczelni medycznej łączy w sobie przedmioty z Politechniki (biomechanika, materiałoznawstwo) jak i również rodem z ASP (jak się nieraz śmiejemy) - modelarstwo i rysunek. Nie powiem, że uwielbiam to, co robię. Grunt, że spełniam się jako umysł ścisły z dodatkiem zainteresowania medycyną jak i dozą zdolności manualnych. Gdybym mogła podążać za swoimi pasjami pewnie byłoby to np. filmoznawstwo czy bibliotekoznawstwo, ale niestety nie stać mnie na taki luksus. Nie potrafiłabym spać spokojnie ze świadomością tego, że w sumie nie mam określonego zawodu i nie wiem, gdzie po studiach szukać pracy. A dobra praca da mi środki na rozwój samej siebie, swoich pasji, zainteresowań. Dlatego poniekąd podziwiam ludzi na/po kierunkach humanistycznych, gdyż wiem, że wiedzą i świadomością własnej osoby odstają ode mnie na kilometry wzwyż (czasem wstyd mi za samą siebie, że nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi, czy nie potrafię odpowiednio zinterpretować tekstu/sytuacji).
    Sytuacja z życia: robiąc sobie przerwę w nauce do egzaminu z psychologii (tak, uczelnia medyczna również dba o rozwój swoich studentów racząc nas przedmiotami typu: socjologia czy etyka) przychodzę do pokoju mojej koleżanki - studentki psychologii i podziwiam za chęci studiowania tego kierunku, gdyż osobiście - nie miałabym ani ochoty ani siły ani cierpliwości zagłębiać się w to szczegółowo. Wniosek: nie nam osądzać, co ważniejsze wiedza czy pieniądze. Jedni stawiają na całkowity rozwój samego siebie, ale nie mają konkretu, drudzy na konkret i pieniądze za to pozostają ubożsi w wiedzę. Pocieszeniem jest to, że mają środki, aby poszerzyć horyzonty. A pasje kosztują, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz, zdaje się bardzo dobrą pracę, a w dodatku podstawy do wcale świetnego hobby; mam znajomą technika dent. a w dodatku rzeźbiarkę i malarkę.

      Wiesz, te dziesięć lat temu rynek pracy wyglądał zupełnie inaczej niż teraz i byłam pewna, że uda mi się znaleźć dobrą pracę od razu, ale okazało się zupełnie inaczej. Studiów nie żałuję, ukształtowały mnie, pozwoliły mi się rozwinąć. Bez nich byłabym duchowo uboższa, a nigdzie nie jest zagwarantowane, że miałabym pracę w tej alternatywnej rzeczywistości...:)

      Usuń
  16. Studiowałaś filozofię? Zawsze myślałam, że filologię polską :D

    To, co piszesz jest prawdą - studia humanistyczne bardzo rozwijają człowieka i otwierają umysł, a także uczą samodzielnego myślenia, szacunku do poglądów innych itp.
    Ale jednocześnie taki absolwent (jak ja :P) rzadko kiedy ma potem szansę w ogóle zarabiać na siebie, a jeśli już, to nie w zawodzie. Taka praca męczy go, frustruje, bo absolwent ma świadomość, że to nijak się ma do jego wykształcenia i wręcz hamuje jego rozwój. Pracując w innej branży, zapomina to, czego się nauczył na studiach, a ośmiogodzinny czas pracy (+ dojazdy) nie pozwalają mu inwestować w siebie po pracy, bo zwyczajnie nie ma już na nic sił :(

    Taka jest niestety smutna rzeczywistość, dlatego chyba najlepiej jest studiować dziennie coś, co da zawód, a zaocznie - ukochaną dziedzinę. Chyba tylko taka strategia jest w stanie zapewnić brak depresji i frustracji po studiach. Szkoda, że nie wiedziałam o tym sześć lat temu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerabiałam już niejedną pracę w trybie 8h + dojazdy i tu się zgodzę: koszmar. Miałam strasznie smutne doświadczenia i rzeczywiście nie to marzyło mi się na studiach, ale do samych studiów i do mojego wyboru raczej żadnych pretensji nie mam.
      Przykro mi, że wiele młodych osób żałuje swoich decyzji co do wyboru studiów. To bolączka naszych czasów.

      Usuń
    2. Z samego wyboru się cieszę i bardzo miło wspominam studia :) Choć przydałoby się jeszcze coś praktycznego...
      Może kiedyś uda mi się zdobyć pracę w zawodzie (z elastycznymi godzinami ;) )

      Usuń
  17. "nie wyrażać się w sposób stanowczy, nie narzucać swojej woli innym, nie pozjadałam przecież wszystkich rozumów i mało kogo obchodzi moje zdanie, bo i tak każdy ma własne i bardzo lubi je wygłaszać publicznie, choćby było tak nielogiczne jak kwadratowe koło. " niestety to chyba na każdym kierunku... :(

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny post. Z tym matrixem zgadzam się w 100 %. Ileż to ja razy słyszałam, ironiczne docinki, że ja przecież nic nie robię, nie wezmę się do "uczciwej" roboty, tylko jakieś papierdoły mi w głowie. Jak na razie, na tych "papierdołach" wyszłam najlepiej. Może w tej chwili nie jest dobrze, ale nie wierzę, że to tak zostanie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie najbardziej ściska, kiedy słyszę "zarządzanie zasobami ludzkimi"...

      Usuń
  19. W moim liceum na lekcjach filozofii na początku mieliśmy nauczycielkę z pasją. Mimo, że po kolei realizowaliśmy materiał z historii filozofii, każdy z tematów był tylko pretekstem do ciekawej dyskusji. Myślę, że najlepszą recenzją był zawsze wianuszek uczniów, który otaczał panią profesor na przerwach. Niestety potem nauczyciel się zmienił i filozofia ograniczyła się tylko do wkuwania kolejnych partii materiału na sprawdzian. Nie mówiąc już o uczeniu się na pamięć praw z logiki na matematyce - horror.

    Podziwiam twój wybór studiów i przede wszystkim zazdroszczę pasji.

    OdpowiedzUsuń