Header Image

Krótka historia książki w XX-tym wieku

Nie jestem specjalistą z dziedziny księgarstwa, ale ten temat mnie bardzo interesuje. Chciałabym Wam przybliżyć moje przemyślenia na temat tego, jak wydawane były książki w XX-tym wieku.



Na zdjęciu Róża Żeromskiego nakładem Wydawnictwa J. Mortkowicza

Jedno z najstarszych polskich wydawnictw specjalizujące się w beletrystyce powstało w Warszawie w 1857 roku. Gebethner i Wolff w 1937 roku na swoim koncie miało wydanych około 7 tysięcy pozycji (drugie tyle nut). GiW wydawało przede wszystkim literaturę polską (Orzeszkowa, Konopnicka, Sienkiewicz, i in.), oraz pisma (Kurier Warszawski, Tygodnik Ilustrowany, i In.) Wydawnictwo działało globalnie – filie rozmieszczone były nie tylko w większych miastach Polski, ale i w Paryżu, a także w Stanach Zjednoczonych. W latach 30-tych redaktorem wydawnictwa był Aleksander Wat.
Po wojnie, niestety wydawnictwo zostało zlikwidowane. Co prawda w latach 90-tych były próby reaktywacji, ale bez większego skutku.

Zdjęcie powyżej przedstawia grzbiet tomu Dzieł Shakespeare'a

Na przełomie XIX-go i XX-go wieku „modna” była klasyka: od Mickiewicza (już od czasu śmierci uznawanego za klasyka) do Shakespeare’a. Mam w domu jeden tom (z bodajże ośmiu), wydane we Lwowie w latach 1895-97. Nad przekładem pracowali najwybitniejsi poeci, w tym m.in. Kasprowicz. Z opisu aukcyjnego wynotowałam: Nakładem Księgarni Polskiej. Płótno z tłoczeniami i barwieniami na grzbiecie oraz wizerunkiem autora na licu



 Jeżeli myślicie, że książki dodawane do gazet wymyśliła Wyborcza, to wyprowadzę Was z błędu. Jest to zabieg dość stary, o czym świadczy tom Listów z Afryki Sienkiewicza. Zwróćcie, proszę uwagę na datę.
Bezpłatny dodatek do prenumeraty Tygodnika Ilustrowanego 1901r. 


Ozdobny inicjał
W latach 20-tych sztuka użytkowa była na wysokim poziomie. Widać to po architekturze, wystroju wnętrz, artykułach gospodarstwa domowego, które nierzadko były projektowane przez artystów (w XIX-tym wieku artystami chcącymi podnieść sztukę użytkową do rangi sztuki przez duże „S”  byli prerafaelici, a na rodzimej ziemi – Wyspiański). Nad książkami pracowali najlepsi graficy; nawet „zwykłe” wydanie miało ozdobniki w postaci choćby ciekawych inicjałów.

Nie wiem, czy okładka jest oryginalna, czy zrobiona wtórnie, ale jako ciekawostkę pokażę Wam okładkę wspaniale wydanej beletryzowanej biografii Balzaca. Okładka jest barwiona! Nad przekładem czuwał Leo Belmont, prozaik, eseista, znawca i tłumacz literatury francuskiej. Belmont zmarł w getcie warszawskim.  
Jak widać do wybuchu II wojny światowej książki były wydawane w większości w twardych okładkach (mam również okładkę tekturową z wydania kieszonkowego Damy Kameliowej, oraz papirus i papier czerpany w tomiku poezji), na dobrym jakościowo papierze. Książki miały tłoczenia, złote litery, bogate inicjały, etc. Mam w domu album dotyczący starożytnego Egiptu; album pochodzi z Berlina z 1922 roku, a wydany jest na papierze kredowym!


Po II wojnie światowej choć część matryc została zachowana, nie było materiałów, by produkować dobre jakościowo książki (i widokówki na przykład). Lata 46-49 to papier złej jakości, klejenia, które nie trzymały i zwykła tekturka  zamiast okładki z prawdziwego zdarzenia. Wydawało się przede wszystkim książki mające służyć nauce, poezję (Słowacki, Kochanowski) w szczególności autorów rodzimych. (Zakładam, że wydawano również autorów radzieckich, ale nie mogę się „pochwalić” ani jedną „zagraniczną” książką z tamtych lat. Co warto zauważyć – książki w większości były „do samodzielnego przecięcia”. Przekrój początkowo był wydawany w większym formacie i strony były nierozcięte, stąd nazwa tygodnika. O ile pamiętam Przekrój w takim wydaniu ukazywał się jeszcze w późnych latach 80-tych.

Ilustrowane wydanie Lalki Bolesława Prusa


Dopiero „odwilż” przyniosła prawdziwy boom na dobrze wykonane tomy: Iskry, Ossolineum, Czytelnik, czy Państwowy Instytut Wydawniczy w połowie lat 50-tych zaczęły wydawać wielotomowe dzieła najsławniejszych pisarzy polskich i zagranicznych. Niektóre wydania ukazały się do tej pory tylko raz (jak w przypadku Thomasa Hardy). Twarde okładki były obłożone w materiał, klejenie było dodatkiem do szycia, książki nierzadko ukazywały się z ilustracjami. Matryce były dobrze przygotowane i dobrze odbijały dopracowany druk.  Właściwie z tych czasów pochodzą moje najukochańsze (i najpiękniej pachnące) zbiory.


Na zdjęciu seria z lat 70-tych

Lata 70-te to miniaturyzacja (która zaczęła się w późnych latach 60-tych). Niewymieniane matryce były słabe, a papier coraz cieńszy. Okładki przeważnie twarde, ale zbyt dużo było (jak dla mnie) eksperymentów. PIW, Czytelnik (seria Nike) i inne wydawnictwa „kombinowały” z formatem.
Od tamtych czasów zaczęła się równia pochyła: koniec lat 70-tych oraz lata 80-te przyniosły książki złej jakości, wydawane coraz tańszym kosztem. Jak widać wszystkie przemiany społeczne, historyczne i kulturowe odbijają się i na książkach. Koniec lat 80-tych i początek 90-tych to totalna wolna amerykanka wydawnicza. Słyszałam o wydawnictwach, które zatrudniały studentów i każdemu rozdzielały po powiedzmy rozdziale do tłumaczenia, co dawało kuriozalne skutki w postaci książek źle przetłumaczonych i niespójnych.
Na szczęście koniec lat 90-tych przyniósł świeży powiew jakości. Zaczęto wydawać na powrót książki o twardych okładkach, dobrze przygotowane edytorsko. Co prawda takie wydawnictwa jak Amber, czy Zielona Sowa stawiały na niską cenę, nie na jakość (Abmerowi zarzucam okropną czcionkę, Zielona Sowa rozpada się po jednym czytaniu, a odstępy między wierszami po prostu nie istnieją), ale Świat Książki, PIW czy PWN trzymały wysoki poziom. Od lat 90-tych w kioskach i tak zwanych salonikach prasowych pojawiają się również kolekcje Hachette i tym podobne. Chociaż okładki mają nawiązywać do „starych dobrych czasów”, kiedy oprawiano książki w półskórek, to jednak pod względem edytorskim książki pozostawiają wiele do życzenia (literówki!!!).

Pokój Jakuba nakładem WL uważam za książkę z najpiękniejszą okładką, jaką widziałam. Dla porównania również nakładem WL Fale z 1983 roku.


Ostatnio w księgarniach można dostać cudnie wydane książki, które mimo kryzysu wydawane są naprawdę wzorowo. Dobrą pracę wykonuje tu między innymi Wydawnictwo Literackie, dla którego zawsze miałam szacunek, oraz Zysk i S-ka, Znak; wydawnictwa te postawiły na dobrą jakość, wspaniałych grafików (okładki są po prostu piękne!), dobrych pisarzy. Te książki na pewno przetrwają przynajmniej jeszcze jeden wiek, a już na pewno „przeżyją” i mnie.
Wszystkie książki i wydawnictwa podałam jako przykłady. Temat jest bardzo szeroki, a ja chciałam go zarysować. Mogłabym książkę napisać o samych wydawnictwach podając przykłady książek, które posiadam.  Cieszę się, że wydaje się obecnie dużo dobrej literatury, okładki są ładne (nie mówcie, że nie zwracacie uwagi na okładki, bo nie uwierzę;), druk czytelny, a strony nie odlatują po otwarciu. Życzę nam, czytelnikom, by książki były tak wspaniale wydawane, jak za najlepszych czasów. Chociaż trochę psioczę na te wydane pod koniec ubiegłego wieku, to miałam okazję zapoznać się z wieloma wspaniałymi tytułami.

16 komentarzy:

  1. Uwielbiam stare ksiazki z dusza, ich papier, wspaniala zazwyczaj jakosc i ten zapach, z ktorym nic sie nie moze rownac!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja Droga, cudowny post, miód na moje serce. Czytałam i czytałam, nie mogłam się oderwać. Proszę częściej o takie artykuły! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się niezmiernie:) Mam dużo pomysłów i wczoraj "napadłam" na bibliotekę wynosząc mnóstwo wartościowych pozycji z dziedziny księgarstwa:)

      Usuń
  3. Po śmierci Babci razem z mamą przywiozłam kilka jej książek do domu (niewiele ich miała w swojej biblioteczce, ale za to niemal samą klasykę) i one mają swój niesamowity urok. Potrafię czytać non-stop "Krzysię Bezimienną" mimo, że brakuje jej -dzieści kartek. Najstarsza książka w naszym domu jest z 1932 roku, "Pierwszy Żołnierz Odrodzonej Polski", potem z '48 "Krzyżacy" i z '49 "Faraon" z biblioteczki Babci. Stoją u mnie w biblioteczce i chucham na nie i dmucham, byle im się nic nie stało. trzeba je zostawić naszym wnukom i prawnukom :)
    Pozdrawiam!
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również jestem zdania - nawet, gdy my nie sięgniemy po jakąś książkę, zrobią to nasze dzieci. Książki mają służyć nie jednokrotnemu przeczytaniu, a pokoleniom.

      Usuń
  4. W starożytność pisano na pergaminie

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny tekst, lubię czytać o książkach :)

    Dla mnie forma, w jakiej wydawane są książki, jest bardzo ważna. Lubię ładne, starannie wydane tomy, cieszącą oko szatę graficzną na okładkach, lubię eleganckie serie wydawnicze na mojej półce :) Chciałbym, żeby wszystkie wydawnictwa o to dbały.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy post. Te stare książki są po prostu wspaniałe. Z resztą jak większość rzeczy które powstały dawniej. Kiedyś ceniło się artyzm i dobre rzemiosło. Szkoda że przy naszej technice tego nie umiemy.
    A jeśli chodzi o "Pokój Jakuba", to niestety "poleciałam" na okładkę, kupując tą książkę. :))) Ale nie żałuję bo zawartość b. dobra. :)))

    A tak na marginesie czytam teraz dzienniki V. Woolf, czasem opisuje ona jak składali z mężem książki, trwało to naprawdę długo i było pracochłonne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, tak sobie myślę, że mogłabym to robić: mogłabym cały dzień składać literki, znaki, szpalty.

      Usuń
  7. Bardzo przyjemny wpis i takież zdjęcia :-). Z ciekawością wyczekuję następnych!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wyobrażam sobie życia bez książek. Bardzo ciekawy post!

    OdpowiedzUsuń
  9. Agata, świetny post, z pasją. Będzie więcej takich?

    OdpowiedzUsuń
  10. Też uwielbiam to wydanie "Pokoju Jakuba" - okładka mnie powaliła na kolana, oddaje klimat treści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że to najpiękniejsza książkowa okładka wszech czasów:)

      Usuń