O Thomasie Hardym powiedziałam (bądź napisałam) już wiele. O pojedynczych powieściach, o życiorysie, nawet o moim zbiorku jego dzieł. Teraz przyszedł czas na poezję.
Hardy całe życie czuł się bardziej poetą niż prozaikiem, choć niewiele osób kojarzy go z domeną Euterpe (muza poezji lirycznej), a wielka szkoda, ponieważ poetą był naprawdę wielkim i dość płodnym.
Niewielki zbiorek wydany z żółtej serii PIWowskiej wyszedł w 1989 roku. Przedmową zajął się Zygmunt Kubiak, który również dokonał wyboru wierszy, a także ich tłumaczenia.
Poezja Mistrza właściwie nie różni się od jego prozy - lekko sentymentalna, ukazująca przewrotność losu; wiersze z młodości nasycone są miłością, ale tą złamaną, wzgardzoną, jednak podmiot liryczny nie biada w wierszach na swój los (jak to w wierszach bywa), nie jesteśmy świadkami dramatów, wszystko jest ciche, wytłumione, ale nacechowane silnymi uczuciami (Pośrednie tony, Podczas miodowego miesiąca w hotelu). W starszym wieku sam sobie się dziwi, że dane jest mu żyć tak długo. Patrzy wstecz, na całe swoje życie, na zmieniający się świat (Sędziwy do sędziwych). Do tego cechuje Hardy'ego specyficzny humor, lekki, nieco ironiczny, ale nie prześmiewczy (Pogrzeb organisty, Portret wroga).
Wiersze Hardy'ego opowiadają historię, mają fabułę i przesłanie, które każe czytelnikowi kontemplować jego strofy (jak materiał na wspaniałe opowiadanie - Życie i śmierć o wschodzie słońca). Dużo w tej poezji krajobrazów Dorset, samotnych wrzosowisk, krzaków kolczastego janowca, wieczorów, które niosą echem śpiew drozdów i kosów o "krokusowych" dziobkach.
Dzisiaj zatrzymałam się na dwóch Jego wierszach, w tłumaczeniu S. Barańczaka, a mianowicie: 1/ Niedoszłe spotkanie; 2/ Spacer.
OdpowiedzUsuń