Header Image

Niespokojna krew - Robert Galbraith

Jeszcze nigdy tak szybko nie pochłonęłam tak obszernej książki. Co dziwne, nawet specjalnie nie ekscytowałam się wydaniem „Niespokojnej krwi”. Mam oczywiście poprzednie tomy serii z Cormoranem Strike’iem, więc przezorny święty Mikołaj sprezentował mi ostatni tom, i tak się zdarzyło, że zaczęłam czytać od razu po odpakowaniu popijając poranną kawę ze świątecznego kubka o pojemności 400 ml. 


„Niespokojna krew” to piata część serii kryminalnej Roberta Galbraitha (czyli ukrywającej się pod męskim pseudonimem JK Rowling). Prywatny detektyw, zwalisty, jednonogi, nieco gburowaty Strike przywodzi na myśl krzyżówkę Harry’ego Pottera i Rubeusa Hagrida, a idąc tym tokiem myślenia jego piękna i inteligentna partnerka, Robin Ellacott to dalekie echa Hermiony Granger. Tak mi się skojarzyło w każdym razie. 

Tym razem przed wydaniem powieści rozgorzała niemała dyskusja wokół niefortunnych tweedów Rowling, na co nałożył się wybór głównego antagonisty, który przebiera się w kobiece ubrania. Morderca budzi skojarzenia z Buffalo Billem z Milczenia owiec, choć jego pobudki nie są tak oczywiste. Byłam pewna, że przebieranki są uzasadnione w toku fabuły, ale bez tego „szczegółu” można się było spokojnie obejść. Niestety, jak w przypadku Żniw zła czytelnicy dostają potężny kawał mrocznych zbrodni z serii „mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”; gdyby autorem rzeczywiście był mężczyzna, można byłoby go posądzić o jawną mizoginię. I szczerze wolałabym, żeby morderstwa nie były tak brutalne – ot, coś w stylu Christie byłoby (jak dla mnie) w sam raz. 

Autorka rozrzuciła multum okruszków, po których czytelnik powinien dojść do rozwikłania zagadki kryminalnej. Jednak jak dla mnie tropów było zbyt wiele i… niemal straciłam zainteresowanie głównym wątkiem! O wiele przyjemniej czytało mi się o relacjach między głównymi bohaterami, które przypominają paradoks strzały: niby mają się ku sobie, ale nigdy z sobą nie będą. 

Jedyną drzazgą była dla mnie Charlotte. Jest taka postać, Mildred u Somerseta Maughama (W niewoli uczuć), która kiedy tylko pojawiała się na kartach powieści wywoływała u mnie mdłości – była jak wysypka, nieznikająca plama na środku drogiego dywanu. Takiego samego odczucia doznawałam kiedy oglądałam Downton Abbey (w przypadku Thomasa, jednego z kamerdynerów). Całą powieść zastanawiałam się, dlaczego Cormoran nie zerwie z nią kontaktów? 

Miłym zaskoczeniem dla mnie prywatnie była wzmianka o Skegness, w którym miałam okazje być kilkanaście lat temu. Miło wspominam ten czas i niemal łezka mi się w oku zakręciła na wzmiankę o fokarium, czy wiktoriańskim zegarze na środku placu niedaleko mola. Jednak żadnych osiołków nie pamiętam ;) 

Niewątpliwie głównymi atutami Rowling są jej styl oraz pełnokrwistość bohaterów. 900 stronicowy kryminał przeczytałam w rekordowym tempie; mało tego – zaczęłam ponownie Wołanie Kukułki! Gdybym miała krytykować Rowling, wręczyłabym jej zbiór esejów Rebbeki Solnit „Mężczyźni objaśniają mi świat”. Czy czekam na nowy tom? Jasne!

Tytuł: Niespokojna krew   
Autor: Robert Galbraith (J.K. Rowling)
Tytuł oryginalny: Troubled blood
Tłumaczenie: Anna Gralak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnosląskie 
Rok wydania: 2020
Opis fizyczny: 909 [3] stron
Gatunek: kryminał
UKD: 821.111-3

2 komentarze:

  1. Chętnie przeczytam, ale zacznę od pierwszej części ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i polecam :) mnie się baaardzo podobała

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.