Header Image

Opowiadacze

Po lekturze opowiadań Etgara Kereta złapałam się na stwierdzeniu, że nie lubię opowiadań. Nie dokończyłam jeszcze myśli i już miałam poważne wątpliwości, co do prawdziwości stwierdzenia. Ależ ja bardzo lubię opowiadania!


Opowiadanie ma być długie – taki stawiam warunek. Ma być „o czymś”, oraz cechować się spójnością logiczną i językową. Niestety, coraz częściej trafiam na jakieś szkice, wygłupy, słowna papkę na dwie strony. Nie tędy droga. Może jestem poważnie skażona klasyką, ale waśnie takie opowiadania lubię czytać.

Dość przekornie, bo od ekranizacji zaczęła się moja przygoda z Rudyardem Kiplingiem. Mając kilka lat zakochałam się w bohaterskim ichneumonie Rikki Tikki Tavim. Naturalnie po filmie (nie była to kreskówka, a film z prawdziwymi zwierzętami!) sięgnęłam po całą Księgę dżungli, którą po prostu pokochałam.

Kiedy miałam naście lat do moich ulubionych pisarzy należał również Edgar Allan Poe, którego twórczość również poznałam dzięki telewizji. Dawno temu tv puszczała Hammerfilmy z niezapomnianym Vincentem Price’em. Do dzisiaj ciarki mnie przechodzą, kiedy pomyślę o Dziwnym przypadku Pana Waldemara. Ma się rozumieć kiedy tylko zdobyłam egzemplarz Opowieści Nadzwyczajnych, pożarłam je na miejscu (nocą!). Opowiadania mam w tłumaczeniu Leśmiana, co jeszcze potęguje ich niesamowitość.

Zaczytywałam się w powieściach i opowiadaniach Henry’ego Jamesa. Dla mnie jest niekwestionowanym królem opowiadań. Owszem, można mu zarzucić monotematyczność: wszystkie jego opowiadania rozgrywają się wśród bogatych Amerykanów zwiedzających Kontynent, ale sam język oraz tematy poruszane w opowiadaniach są godne polecenia.

W tym samym czasie czytałam opowiadania Williama Somerseta Maughama. Maugham podróżował po Dalekim Wschodzie, którym był urzeczony – jego psychologiczne opowiadania rozgrywają się właśnie w większości w malowniczych zakątkach Chin, czy innych równie egzotycznych zakątkach.

24 godziny z życia kobiety Stefana Zweiga stawiam bardzo wysoko w rankingu najlepszych zbiorów opowiadań. Zafascynowany Freudem tworzył bogate duchowo opowieści o skomplikowanych ludzkich losach. Prócz tytułowego opowiadania, polecam Nowelę szachową. Sięgnijcie, proszę, po PIWowski tomik, w którym jest aż dziewięć opowiadań – niektóre wydania zawierają zaledwie trzy.

Popełniłabym ogromny błąd, jeślibym nie wspomniała o Antonie Czechowie. Jest w jego opowiadaniach jakaś mądrość, sentymentalizm, prostota. Równocześnie są wysublimowane, i mimo pogody - smutne. Dama z pieskiem, czy tomik siedmiu opowiadań Baby (Seria z Kolibrem) nie zostawiają czytelnika obojętnym.

O mały włos zapomniałabym również o Erneście Hemingwayu. Samotność myśliwego opisuje z taką precyzją, że choć pisane prostym językiem, czytelnik niemal ma wrażenie, że towarzyszy w wędrówkach bohaterowi. Kawa gotowana na ognisku pachnie, woda ze strumienia jest przyjemnie zimna, a gałęzie delikatnie smagają nasze ciała, kiedy razem z myśliwym przemierzamy las. Jestem przeciwna polowaniom, ale Hemingway po prostu urzeka.

Wielu jest genialnych „opowiadaczy”, choćby wspomnieć Jamesa Joyce’a, Kurta Vonneguta jr, czy Stephena Kinga (chociaż nie należę do miłośników mistrza horroru, uwielbiam jego Balladę o celnym strzale), lub choćby Jeffrey Archer, którego opowiadanka kryminalne tak miło mi się słuchało na audiobookach w czasie anginy.

10 komentarzy:

  1. Ja również bardzo lubię opowiadania. Nieistotne czy są długie, czy krótkie, ważne, żeby były, jak piszesz, "o czymś". Ostatnio zatraciłam się w opowiadaniach Alice Munro, Czechowa też cenię, a Poego praktycznie nie znam (i trochę mi wstyd) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie Munro kariery, niestety, nie zrobiła. Poego Ci bardzo polecam.

      Usuń
  2. Wygląda na to, że opowiadania Hemingway'a by mi się spodobały. Po Czechowa też mam ochotę sięgnąć. Co do Kinga to go lubię, choć nie wszystko to co pisze. "Ballady..." jeszcze nie znam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam takie do samodzielnego złożenia opowiadanie z Fantastyki z lat 80-tych, ale komuś pożyczyłam, i niestety nie wróciło do mnie.
      Hemingwaya polecam komu bije dzwon. Szybko się czyta i robi ogromne wrażenie.

      Usuń
    2. "Komu bije dzwon" leży w moim pokoju w rodzinnym domu i czeka, aż po niego sięgnę. Ale zawsze mam jakieś inne książki, a to z biblioteki, a to od kogoś, a to dostałam, a to skądś coś wygrzebałam lub kupiłam i biedny Ernest czeka dalej :)

      Usuń
    3. Świetna książka. Na mnie wywarła ogromne wrażenie.

      Usuń
  3. Mnie Keret nie zauroczył, ale Zweiga także stawiam na wysokim miejscu. Podobnie jak Jamesa. Kiplinga nie czytałam. Dorzuciłabym może Hrabala, co?
    A jak Poe to i Lovecraft i Grabiński.

    Tak myślę kto ze współczesnych, Cortazar pewnie. A z popularnej to i Pilipiuk dużo opowiadań pisze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hrabal jest dla mnie zbyt... ojej, czeski? Sama nie wiem, jak to nazwać. W ogóle lit. czeska (czechosłowacka) jest dosyć specyficzna. Chyba zbyt głęboko siedzę w anglosaskiej :)

      Usuń
  4. Ja właściwie opowiadania bardzo lubię. Sam Poe chyba twierdził, że idealna długość dzieła literackiego to taka "na jedno siedzenie", żeby czytelnik mógł wszystko na raz przetrawić :) Widzę powyżej duuużo inspiracji na przyszłe czytanki do poduchy. Od siebie mogę jeszcze dorzucić Doris Lessing, bo jej wnikliwe spojrzenie na rzeczywistość oczarowało mnie ostatnio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na jeden wieczór najlepiej ;)
      Lessing, no spróbuję, bo po trzech jej powieściach deczko się do niej przekonuję.

      Usuń