„Nim zapadnie noc” Michaela Cunninghama, jest powieścią na wskroś nowojorską. Rebecca i Peter, niemłode małżeństwo, oboje po czterdziestce. Jak na zamożnych (i modnych) nowojorczyków przystało mieszkają w lofcie; Peter prowadzi drugorzędną galerię, Rebecca jest redaktorką w magazynie poświęconym sztuce. Przyjęcia w niezmiennym gronie, dyskusje przy kieliszku wina, potem rutynowy seks, co niedziela telefon do dorosłej córki... Jednym słowem stagnacja.
Ale jak w „Wujaszku Wani” stagnacja crescendo zmienia się w dramat; i jak u Czechowa głównym powodem jest wizyta. U Harrisów zatrzymuje się Ethan, młodszy brat Rebecki. Myłek, jak oboje nazywają Ethana, narkoman, buntownik bez powodu, przypomina do złudzenia Peterowi starszego ubóstwianego starszego brata, który zmarł prawdopodobnie na AIDS. Mężczyzna jest pod erotycznym urokiem młodzieńca, co prowadzi do tragicznego finału.
Powieść czyta się bardzo dobrze. Wciąga, ale nie od razu; najpierw trzeba zaakceptować konwencję strumienia świadomości, do której nawiązuje styl. Peter, jak na nowojorskiego intelektualistę przystało (właściwie, mogę powiedzieć, że raczej wypada mu być intelektualistą) filtruje fakty przez pryzmat kiedyś tam przeczytanego Fitzgeralda (myli i dopowiada sobie wydarzenia), Manna (którego raczej oglądał, ponieważ nawiązuje do „Śmierci w Wenecji”, który to film jest ekranizacją „Tonio Krogera”); dzięki takim „cudom niepamięci” Peter jest człowiekiem z krwi i kości, dobrze napisanym, nieomalże żyjącym. Fabuła jest prosta, ale uważam to za wielką zaletę książki. Końcówka na swój sposób zaskakuję, bo o ile mogę trochę zaspoilerować - grom uderza z innej strony, niż było go słychać.
„Nim zapadnie noc”, to książka dla ludzi dojrzałych, lubiących czytać, szczególnie Woolf, spod której wpływu Cunningham nie może się - tak sądzę - uwolnić. Może się okazać trudna w odbiorze, ale tym bardziej jest godna polecenia.
Z ciekawostek chciałabym dodać, że jako Myłka wyobrażałam sobie Hugh Dancy'ego, może o dekadę młodszego (któż z czytelników nie „obsadza” książki aktorami?), jakież było moje zdziwienie, kiedy na stronie z podziękowaniami zobaczyłam widniejące nazwisko aktora (wraz z małżonką, Claire Danes). Może przez chwilę trafiłam do umysłu autora nieco głębiej?
Polecam!
Ale jak w „Wujaszku Wani” stagnacja crescendo zmienia się w dramat; i jak u Czechowa głównym powodem jest wizyta. U Harrisów zatrzymuje się Ethan, młodszy brat Rebecki. Myłek, jak oboje nazywają Ethana, narkoman, buntownik bez powodu, przypomina do złudzenia Peterowi starszego ubóstwianego starszego brata, który zmarł prawdopodobnie na AIDS. Mężczyzna jest pod erotycznym urokiem młodzieńca, co prowadzi do tragicznego finału.
Powieść czyta się bardzo dobrze. Wciąga, ale nie od razu; najpierw trzeba zaakceptować konwencję strumienia świadomości, do której nawiązuje styl. Peter, jak na nowojorskiego intelektualistę przystało (właściwie, mogę powiedzieć, że raczej wypada mu być intelektualistą) filtruje fakty przez pryzmat kiedyś tam przeczytanego Fitzgeralda (myli i dopowiada sobie wydarzenia), Manna (którego raczej oglądał, ponieważ nawiązuje do „Śmierci w Wenecji”, który to film jest ekranizacją „Tonio Krogera”); dzięki takim „cudom niepamięci” Peter jest człowiekiem z krwi i kości, dobrze napisanym, nieomalże żyjącym. Fabuła jest prosta, ale uważam to za wielką zaletę książki. Końcówka na swój sposób zaskakuję, bo o ile mogę trochę zaspoilerować - grom uderza z innej strony, niż było go słychać.
„Nim zapadnie noc”, to książka dla ludzi dojrzałych, lubiących czytać, szczególnie Woolf, spod której wpływu Cunningham nie może się - tak sądzę - uwolnić. Może się okazać trudna w odbiorze, ale tym bardziej jest godna polecenia.
Z ciekawostek chciałabym dodać, że jako Myłka wyobrażałam sobie Hugh Dancy'ego, może o dekadę młodszego (któż z czytelników nie „obsadza” książki aktorami?), jakież było moje zdziwienie, kiedy na stronie z podziękowaniami zobaczyłam widniejące nazwisko aktora (wraz z małżonką, Claire Danes). Może przez chwilę trafiłam do umysłu autora nieco głębiej?
Polecam!
Brzmi ciekawie ale chyba po nią nie sięgnę.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja i pewnie się skuszę. Tym bardziej, że "Godziny" były świetne. I do tego Nowy Jork!
OdpowiedzUsuńU Ciebie to zawsze można znaleźć coś fajnego do poczytania :)
OdpowiedzUsuńP.S.
U mnie znów otwarte :)