"Zgiełk czasu" to z pozoru zapis curriculum vitae Dymitra Szostakowicza, a z pozoru dziennik duszy, swoisty strumień świadomości nawzajem przenikających się głosów narratora i samego kompozytora. Ciężko rozgraniczyć pojedynczy głos w tym dwugłosie - co dzieje się w duszy a co dzieje się "obok".
Wiele ze zdań Barnesa jest wspaniale cytowalna, niemal stoi w swej mądrości w opozycji do internetowych truizmów przypisywanych pewnemu brazylijskiemu pisarzowi. Np. "Ironia, kiedy zatracasz jej poczucie, ścina się w sarkazm. I co z niej wtedy? Sarkazm to ironia, która straciła duszę."
Życie i twórczość Szostakowicza (to brzmi niemal jak tytuł tematu w Wielkiej Grze!) przypada na okres stalinizmu. Jedynie słuszna partia rozwiązuje organizacje i przejmuje kontrolę nad wszystkimi aspektami życia. Partią rządzą ignoranci, bo tych co bardziej inteligentnych pozbywa się pod byle pretekstem. W kraju panuje terror. Ludzie znikają, a "mięsożerna", jak pisze Barnes, partia sięga po więcej mięsa.
I właśnie w tym czasie triumfy święci opera Szostakowicza "Lady Makbet mceńskiego powiatu". Triumf - aż do czasu, kiedy Słońce Narodu, sam Józef Wissarionowicz nie zjawia się w loży. Nazajutrz "Prawda" donosi o obrazie partii, odsądza Szostakowicza od czci i wiary, nazywa go wrogiem ludu, a muzykę "kwakaniem". Od kiedy władza zaczęła ingerować nawet w muzykę "będą - pisze Barnes - dwa rodzaje kompozytorów: żywi zastraszeni i martwi." Totalitarna przemoc odziera ludzi z człowieczeństwa, zmienianie odwracalnie ich charaktery.
Szostakowicz komponuje. Nie są to już opery, ale symfonie podtrzymujące na duchu Człowieka Radzieckiego, a także muzykę do filmów dla mas. Publikuje w prasie - co prawda nie są to jego słowa, jego przemyślenia, lecz on się pod tym podpisuje. Władza bawi się z nim jak kot z myszką.
Powieść Barnesa to nie tylko biografia, ale i wiwisekcja tyranii - w odróżnieniu od "potworów" Szekspira, te prawdziwe nie miały "wątpliwości, złych snów, wyrzutów sumienia, poczucia winy".
Czy jest zatem "Zgiełk czasu" porterem człowieka słabego, czy złamanego przez system? A może jednak biografią oportunisty?
Tytuł: Zgiełk czasu Autor: Julian Barnes Tytuł oryginalny: Noise of time Tłumaczenie: Dominika Lewandowska-Rodak Wydawnictwo: Wydawnictwo Świat Książki Rok wydania: 2017 Opis fizyczny: 224 strony, okładka twarda Gatunek: powieść UKD: 821.111-3 |
Czytałem kilka książek J. Barnesa, cenię bardzo jego język, styl i erudycję, ale jednak jego książki mnie denerwują.
OdpowiedzUsuńBarnes w kilku książkach dotyka tematu muzyki oraz życia w krajach komunistycznych więc obiecywałem sobie sporo po książce o Szostakowiczu. Znowu spotkał mnie zawód.
Po pierwsze - książka. Według mnie Barnes zbyt drąży temat oportunizmu Szostakowicza - zagłębia się w jego życie prywatne, rodzinne. Nie wiem w jakim celu. Dla mnie te rozważania są po prostu niesmaczne.
Po drugie - muzyka Szostakowicza. Nikt nie może powiedzieć jak przebiegłaby kariera tego kompozytora gdyby żył w wolnym kraju jednak trudno mi sobie wyobrazić aby zakończyła się wiekszym sukcesem. Jego dzieła są cenione, często wykonywane - czego więcej można chcieć?
A zatem, w sensie artystycznym, komuna mu zbytnio nie zaszkodziła.
A w sensie osobistym? Na pewno dostarczyła mu wiele rozterek i okresów strachu, tego nie da się zmierzyć. Z drugiej strony oferowała mu stosunkowo dobre, materialnie beztroskie życie.
W tm punkcie wracamy do niemiłego mi tematu oportunizmu.
Jako miłośnik muzyki nie lubię jak ktoś ją łączy z osobowością kompozytora, to tylko wprowadza dzysonans.
Na marginesie - opera - Lady Makbet... Jej powodzenie było raczej względne. W 1935 roku, a zatem jeszcze przed wpadnięciem opery w niełaskę, krytycy na Zachodzie oceniali ją nisko. Strawiński określił ją - żałośnie prowincjonalna. Paradoksalnie ta niełaska stała się atutem, dzięki niej operę wystawiło już po wojnie kilka teatrów operowych, ale żadne z tych wystawień nie zakończyło się istotnym sukcesem, raczej potwierdziły opinię, że nie jest to wielka sztuka.
Wczoraj w radiowej Dwójce mieliśmy okazję usłyszeć IX Symfonię.
UsuńZ biografią (lub quasibiografią) jest niestety tak, ze nie oddaje porteru osoby w pełni. Wszystko zależny od zapatrywań autora. Sama się zastanawiam, jak to z tym oportunizmem u Szostakowicza było - czy czasy miały wspływ na charakter, czy to jedynie zlepek wielu zbiegów okoliczności?