Header Image

Kobieta w klatce - Jussi Adler-Olsen

Przeczytałam coś dla mnie bardzo... nieoczywistego, a mianowicie - skandynawski kryminał. Owszem, znam Stiega Larssona, ale na tym się kończy moja znajomość tego rodzaju literatury. Jeśli kryminały - to Agatha Christie. Ale tydzień temu wybrałam się do DKFu na film Zabójcy bażantów i stwierdziłam, że dawno nie widziałam tak dobrego, rzetelnego filmu kryminalnego. Przy okazji dowiedziałam się, że Zabójcy są drugą z kolei zekranizowaną książką Adler-Olsena o Departamencie Q, a że nie miałam okazji obejrzeć "jedynki", postanowiłam ją przeczytać.
Akcja Kobiety w klatce dzieje się dwutorowo - w 2002 roku zostaje porwana piękna, młoda posłanka, Merete Lynggaard. Policja podejrzewa, że wypadła, bądź została wypchnięta z promu. W 2007 roku policjant Carl Mørck zostaje szefem nowo powstałej komórki o nazwie Departament Q, mającej zajmować się ważnymi lecz nierozwiązanymi sprawami sprzed lat. Mørck ma do pomocy jedynie uchodźcę z Syrii, Assada, którego ze złotej rączki "awansuje" na kogoś w rodzaju swojego osobistego adiutanta.

Chociaż zagadka kryminalna skonstruowana jest tak, że już po kilku rozdziałach można się domyślić, kto jest sprawcą (tak samo jak w filmie), powieść czyta się z niekłamaną przyjemnością. Assada polubiłam od razu, i choć Mørck jest dość odpychający (typowy rozwiedziony glina z ciężkim życiem osobistym i niewyparzonym językiem), i jego nie sposób nie polubić. Całość przypomina mi stare, dobre brytyjskie kryminały na czele z serialowym Taggartem.
Pewnie tak "wygląda" większość skandynawskich (akurat Adler-Olsen jest Duńczykiem) kryminałów i moje zachwyty wydają się dość dziwne, ale szczerze mnie wciągnęła ta seria i mam zamiar kontynuować moją przygodę z Departamentem Q. Poza tym lekturze oddawałam się w niezwykle przyjemnych okolicznościach przyrody: weekend, upragnione słońce, a w cieniu niewysokich drzewek leżak, a tuż obok kawa mrożona.

15 komentarzy:

  1. Nie czytałam książki, lecz wychodzi na to, iż oglądałam film nakręcony na jej podstawie. Był mocny, mroczny i wciągający, a także wywoływał pewne wrażenie klaustrofobii.

    Przyznam szczerze, że o książce w ogóle nie słyszałam wcześniej, bo pewnie najpierw chciałabym sięgnąć po lekturę. Skoro "Kobiety w klatce" już nie mam szans przeczytać przed oglądnięciem ekranizacji to może chociaż uda mi się to z drugą książką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, i to szczerze, bo dobra książka i podejrzewam, że ekranizacja Kobiety tak samo rzetelna jak w przypadku Zabójców. Ja muszę nadrobić film.

      Usuń
  2. Nie, wcale większość kryminałów skandynawskich tak nie wygląda, Adler-Olsen jest jednym z lepszych autorów, jest wiele takich książek, w których akcja się snuje i generalnie nie wiadomo o co chodzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, byłam pewna, że wszystkie dobre, a okazuje się, że wyjątkowo dobrze trafiłam:)

      Usuń
  3. O widzisz, ja oglądałam film i wcale taka mądra nie byłam, żeby wpaść na właściwego sprawcę :) Teraz czytam, bo interesują mnie szczegóły dotyczące Departamentu Q i, ponieważ znam fabułę, idzie mi to czytanie dużo wolniej niż zwykle.

    A wśród skandynawskich kryminałów moim zdaniem panuje spora różnorodność - Arnaldur Indriðason, Jo Nesbø, czy Mankell, to różne odsłony tego gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś Ty? Może mnie tak ta Christie przyzwyczaiła, a może mam zadatki na detektywa?
      Nie wiem, czy zdecyduję się tak hurtem na Skandynawów, ale ten mi bardzo pasuje. Nawet nie znam stylu tych pisarzy, ale wiem, co "chodzi" ;)

      Usuń
    2. Ja jakoś tak bardziej podejrzewałam wątek polityczny :)
      A i w filmie sceny z przeszłości Merete są pokazane dużo później i nie ma głosu kobiecego mówiącego do uwięzionej, więc będę się bronić, że było trudniej niż w książce ;-)

      Usuń
    3. No chyba, że tak. Mnie przekonało, kiedy przeczytałam, że kobieta miała niemłody głos.

      Usuń
  4. Jestem fanką tego autora, wyróżnia się na tle innych Skandynawów :) A ekranizacje jego książek też są dobre :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja nie czytałam kompletnie nic skandynawskiego. Nawet Millenium. Jeszcze. Ostatnio strasznie zaczęła mnie fascynować Skandynawia, więc chcąc nie chcąc muszę zacząć sięgać po ich książki Ta wydaje się być ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest bardzo ciekawa. Skandynawia również i mnie fascynuje. Byłam w tym roku na wycieczce w Sztokholmie i doszłam do wniosku, że mogłabym tam zamieszkać.

      Usuń
  6. "Coś jest na rzeczy" ze skandynawskimi kryminałami ostatnio u mnie - wielu moich znajomych je podczytuje i zachęca mnie do nich.

    A jeżeli chodzi o klasykę - Agathę Christie - pierwszy raz sięgnęłam po jej kryminał czekając na wielkie bum i... zawiodłam się. Nie wiem dokładnie czego oczekiwałam, ale na pewno wartkiej akcji, mniejszej przewidywalności i żywszych charakterów. Może źle trafiałam z książką albo zwyczajnie nie czuję tego. Wiem, że na tej się nie zrażę, sięgnę po kolejną/e i dopiero wyrobię sobie zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, mnie się wydaje, że z Christie jest tak, że to literatura pop, jak piosenki beatlesów. Jest dość specyficzna i lekka. Żadnej rzezi, żadnego torturowania ludzi, żadnych psychopatów - przeważnie chodzi o zadawnioną wendettę.

      Usuń
    2. Ano właśnie wydawała mi się na tyle lekka i banalna, że po następną sięgnę, ale po angielsku - przynajmniej będzie "jakiś pożytek".

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.