Header Image
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jussi Adler-Olsen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jussi Adler-Olsen. Pokaż wszystkie posty

Kryminalne tango!

To już moje trzecie spotkanie z Departamentem Q. Jak już pisałam, seria wciągnęła mnie tak bardzo, ze postanowiłam przeczytać ją hurtem. Niestety, Wybawienie jest jak dotąd ostatnią przetłumaczoną na język polski powieścią Jussi Adler-Olsena, ale - czekam na trzy kolejne. Na luty 2016 roku jest zaplanowana premiera kolejnej części filmowego cyklu z Nikolajem Lie Kaasem w roli Mørcka.
Kryminał nie odbiega od dwu poprzednich, jest równie rzetelny, dobrze napisany i wciągający. I tym razem mamy do czynienia ze zbrodnią z przeszłości, która ma swoją straszną kontynuację. Głównym czarnym charakterem jest psychopata porywający dzieci. Więcej oczywiście nie zdradzę. W każdym razie ponad 500 stron czyta się raz-dwa.
Musze się przyznać, że śledzę również "historię" Assada, za którą moim zdaniem kryje się jakaś tajemnica.
Tak się jakoś składa, że czerwiec upływa mi pod znakiem kryminału; przypadkiem natrafiłam na serial True Detective z Matthew McConaugheyem i Woody Harrelsonem w roli śledczych. Abstrahując - serial ma niesamowitą czołówkę, która jest jedną z najpiękniejszych, oprócz czołówki Dra Hausa i pierwszego sezonu American Horror Story. Sam serial jest wciągająca mieszanki mrocznych odcinków Archiwum X (czy bardziej Milenium) z Twin Peaks. Chociaż deczko przeszkadza mi wątek rodzinno-obyczajowy. O ile Harrelsona ceniłam zawsze (serio), to z McConaugheyem miałam problem: nie lubię cukierkowych lowelasów. Jednak od Dallas Buyers Club z aktorem coś się stało (schudł i "nabrał talentu"?) i otrzymuje same genialne role, w których pokazuje, na co naprawdę go stać. Chyba podobnie było z Seanem Pennem, który od ról w Rzece tajemnic i Obywatelu Milku wreszcie jest brany "na poważnie".
Przede mną dwa ostatnie odcinki serii, a po niej kolejna seria, która właśnie się zaczęła. Szkoda, że nie ma - jak na razie - kolejnych tomów o Departamencie Q, bo chętnie zabrałabym je na wakacje.
Fotografia własna, inspirowana serialem True Detective

Zabójcy bażantów - Jussi Adler-Olsen

Seria o Departamencie Q wciągnęła mnie na dobre. Po tygodniu od przeczytania Kobiety w klatce sięgnęłam po Zabójców bażantów. Wcale mi nie przeszkadzał fakt, że niedawno oglądałam ekranizację, ponieważ film jest luźno oparty na motywach powieści, jest jakby wariacją na temat, nieco uładzoną w stosunku do książkowego pierwowzoru.
Fabuła Zabójców bażantów dzieje się niemal od razu po rozwiązaniu poprzedniej sprawy. Carl Mørck, niczym Chandlerowski Marlowe rozwiązuje sprawę mroczną, trudną i sięgającą szczytów hierarchii państwowej. Układy i układziki byłych członków elitarnej szkoły toczą Danię niczym rak. "W małej Danii było tak, że jeśli miało się na kogoś haka, to ten ktoś miał w zanadrzu coś równie druzgocącego. Tak mądrze urządzono ten system. Grzeszki jednej osoby szybko przechodziły na inną, jeśli się o nich milczało. Ta bardzo praktyczna zasada sprawiła, że nikt nic o nikim nie mówi, nawet przyłapany na gorącym uczynku." 
Tym razem na biurku Mørcka ląduje sprawa brutalnego zabójstwa nastolatków - zbrodnia wygląda na dokonaną bez motywu, ale tajemnicza lista dołączona do akt sprawy pokazuje pewną prawidłowość...
Chociaż powieść bardzo kojarzy mi się z gatunkiem Hardboiled nie jest pozbawiona elementów humorystycznych. Owszem, jest to humor bardzo specyficzny i wpisujący się doskonale w kryminał, najbardziej ubawiła mnie ulica imienia Egona Olsena i wtręty takie, jak ten: 

Mimo, że - jak już wielokrotnie wspominałam - widziałam film, powieść trzyma w napięciu, które nie pozwala odstawić książki na bok. Momentami szokująca historia jest traktatem o dobru i zły, które jest coraz bardziej brutalne i z pozoru nietykalne. 
Przede mną trzecia z książek o Mørcku, Assadzie i Rose, która dołączyła do Departamentu w drugiej części, która nosi tajemniczy tytuł "Wybawienie". 

Kobieta w klatce - Jussi Adler-Olsen

Przeczytałam coś dla mnie bardzo... nieoczywistego, a mianowicie - skandynawski kryminał. Owszem, znam Stiega Larssona, ale na tym się kończy moja znajomość tego rodzaju literatury. Jeśli kryminały - to Agatha Christie. Ale tydzień temu wybrałam się do DKFu na film Zabójcy bażantów i stwierdziłam, że dawno nie widziałam tak dobrego, rzetelnego filmu kryminalnego. Przy okazji dowiedziałam się, że Zabójcy są drugą z kolei zekranizowaną książką Adler-Olsena o Departamencie Q, a że nie miałam okazji obejrzeć "jedynki", postanowiłam ją przeczytać.
Akcja Kobiety w klatce dzieje się dwutorowo - w 2002 roku zostaje porwana piękna, młoda posłanka, Merete Lynggaard. Policja podejrzewa, że wypadła, bądź została wypchnięta z promu. W 2007 roku policjant Carl Mørck zostaje szefem nowo powstałej komórki o nazwie Departament Q, mającej zajmować się ważnymi lecz nierozwiązanymi sprawami sprzed lat. Mørck ma do pomocy jedynie uchodźcę z Syrii, Assada, którego ze złotej rączki "awansuje" na kogoś w rodzaju swojego osobistego adiutanta.

Chociaż zagadka kryminalna skonstruowana jest tak, że już po kilku rozdziałach można się domyślić, kto jest sprawcą (tak samo jak w filmie), powieść czyta się z niekłamaną przyjemnością. Assada polubiłam od razu, i choć Mørck jest dość odpychający (typowy rozwiedziony glina z ciężkim życiem osobistym i niewyparzonym językiem), i jego nie sposób nie polubić. Całość przypomina mi stare, dobre brytyjskie kryminały na czele z serialowym Taggartem.
Pewnie tak "wygląda" większość skandynawskich (akurat Adler-Olsen jest Duńczykiem) kryminałów i moje zachwyty wydają się dość dziwne, ale szczerze mnie wciągnęła ta seria i mam zamiar kontynuować moją przygodę z Departamentem Q. Poza tym lekturze oddawałam się w niezwykle przyjemnych okolicznościach przyrody: weekend, upragnione słońce, a w cieniu niewysokich drzewek leżak, a tuż obok kawa mrożona.