Kolejny raz sięgam po klasykę literatury pięknej. W tym miesiącu zapoznałam się z Don Kichotem, co pociągnęło za sobą naturalną konsekwencję - Dekameron. Dekameron dosłownie znaczy dziesięć dni (gr. deka hemeron), jest fikcyjnym zapisem odosobnienia czasu zarazy (1348 rok) dziesięciu osób snujących po dziesięć opowieści każde. Opowiadania piętnują skąpstwo, hipokryzję, chciwość, gnuśność. Potężnie obrywa się obłudnym mnichom i lubieżnym mniszkom. Nie brak pokrzepiających opowieści o odmianie losu, a także o nieszczęśliwych miłościach. Niektóre rzewne, inne rubaszne, czy umoralniające - cała gama tematów, zebrana w setkę - a właściwie w sto jeden powiastek, ponieważ historia dziesięciorga uciekinierów z morowej Florencji również jest dość ciekawą historią. Każdemu dniu przyświeca inna myśl przewodnia. Zbiór opowiadań powstał w XIV wieku (Giovanni Boccaccio żył w latach 1313-1375), a napisane było nie po łacinie, jak to było powszechnie przyjęte, a w języku włoskim. Co ciekawe, pierwszy datowany druk książki jest o wiek późniejszy. W XVI wieku Dekameron trafił na indeks ksiąg zakazanych.
Pierwszy przekład wyszedł spod pióra Władysława Ordona - pseudonim Wł. Szansera, młodego poety, który większość dojrzałego życia spędził z zakładzie dla obłąkanych - we Lwowie w 1874 roku. Kolejnym tłumaczem, który podjął się przełożyć dzieło Boccaccia był Paweł Chmielowski, a tomy wyszły we Lwowie w latach 20-stych ubiegłego wieku. W 1955 roku doczekaliśmy się wydania PIWowskiego w tłumaczeniu Edwarda Boyé*, a przedmową Mieczysława Brahmera. Wydanie to było zaopatrzone w ryciny Augustina de Zani, które pierwotnie ukazały się w wydaniu włoskim w 1518 roku. To samo wydanie, ale przejrzane i poprawione przez Krzysztofa Żaboklickiego wydał niedawno Świat Książki (2005 r.)
Pierwszy przekład wyszedł spod pióra Władysława Ordona - pseudonim Wł. Szansera, młodego poety, który większość dojrzałego życia spędził z zakładzie dla obłąkanych - we Lwowie w 1874 roku. Kolejnym tłumaczem, który podjął się przełożyć dzieło Boccaccia był Paweł Chmielowski, a tomy wyszły we Lwowie w latach 20-stych ubiegłego wieku. W 1955 roku doczekaliśmy się wydania PIWowskiego w tłumaczeniu Edwarda Boyé*, a przedmową Mieczysława Brahmera. Wydanie to było zaopatrzone w ryciny Augustina de Zani, które pierwotnie ukazały się w wydaniu włoskim w 1518 roku. To samo wydanie, ale przejrzane i poprawione przez Krzysztofa Żaboklickiego wydał niedawno Świat Książki (2005 r.)
W tłumaczeniu Boyé'a roi się od archaizmów: łacno (łatwo), lza (można), krom (prócz), siła (wiele). I tak zdanie: krom tego siła jeszcze prawił o prawości i niewinności nieboszczyka, można czytać: prócz tego wiele jeszcze mówił o uczciwości umarłego. Myślę, że w wypadku literatury tak dawnej język użyty przez tłumacza pasuje doskonale. Mam nadzieję, że żaden geniusz translatorski nie wpadnie na pomysł nowego tłumaczenia i nie zmasakruje Dekameronu nazywając go Dziesięciodniowcem.
* moje wydanie pochodzi z 1957 roku, jest wydaniem II i jest jak większość dwutomowe (zdarzają się trzytomowe, oraz skróty dla młodzieży)
Uwielbiam tę książkę. W teatrze telewizji wiele lat temu była ciekawa inscenizacja tej książki.
OdpowiedzUsuńBardzo piękne wydanie prezentujesz. Ja mam w domu wydanie mini, skromniejsze.
Teraz poluję na drugi tom. Ekranizacji nie widziałam, ale tak sobie wyobrażam ekranizację HBO... :D
UsuńCzytałam Dekamerona wieki temu, ale tylko tom drugi.. Ktoś poniósł z biblioteki tom pierwszy i do dziś jestem niedoczytana. Niewiele pamiętam, rzecz jasna. Powinnam zatem wrócić do lektury.
OdpowiedzUsuńA widzisz - a ja mam tylko pierwszy! No to już jest parka. Gdybyś chciała doczytać a nie tylko mieć to możesz znaleźć na Wolnych lekturach.
UsuńMam, ale czytałam w szkole tylko kilka opowiadań, muszę zdjąć z półki i nadrobić
OdpowiedzUsuńKoniecznie. Świetna lektura do poduszki.
UsuńEkscytowałem się "Dekameronem" w szkole, jeszcze w siermiężnych latach PRL-u. Jak na tamte czasy niektóre z opowiadań były naprawdę pikantne. Dzisiaj, kiedy na podorędziu jest "50 twarzy Greya" to już nie to :-).
OdpowiedzUsuńJednak moim zdaniem Dekameron przetrwa, a 50 twarzy ślusarzy - nie. Jest różnica między lekkością pióra Boccaccia a komercyjnymi wypocinami pani pisarki.
UsuńMyślę, że jednak nowe tłumaczenie by się przydało, jeśli książka ma jeszcze w ogóle mieć szanse być czytana przez kolejne pokolenia. Skoro podnosi się, że dzieci nie rozumieją Plastusiowego pamiętnika i nie wiedzą, co to stalówka...
OdpowiedzUsuńA ja się pozwolę nie zgodzić. Nie miałam żadnego problemu, nawet ze słówkiem "krom". kto chce sięgnąć po tę książkę, ten sięgnie, a nie ma co jej na siłę uwspółcześniać.
UsuńA jeśli dziecko nie wie, co to jest stalówka, czy jak klapie maszyna do pisania, to od czego są internety? Zawsze można wytłumaczyć. Są słowniki, encyklopedie, filmiki, etc. Język polski jest piękny i bogaty, trzeba z tego korzystać, bo stanie na tym, że będziemy używali stu słów, by się porozumieć.
No nie mogę. U Ciebie znów stare wydanie i w dodatku z pięknymi rycinami... Ale zazdroszczę.
OdpowiedzUsuń:D Takie kocham najbardziej. Przygarniam je tonami/tomami :)
UsuńZawsze warto sięgać po taką klasykę. Chociaż pamiętam, że kiedyś się nachodziłam za tą pozycją po bibliotekach, żeby ją poznać, ale wreszcie się udało.
OdpowiedzUsuńA mnie się wydaje, że teraz jest w każdej bibliotece, czy filii biblioteki. Stoi przeważnie w wydaniu z końca lat 70-tych.
UsuńJak na razie z "Dekameronu" udało mi się przeczytać jedynie nowelę "Sokół". Mam nadzieję że przed moją przyszłoroczną maturą zdążę zapoznać się z całym "Dekameronem", bo po tym przedsmaku mam ochotę na więcej tekstów Boccacico'ego ;)
OdpowiedzUsuńMoże uda Ci się w czasie wakacji - nie wiem, jak u Ciebie, ale u mnie wakacje upływają pod znakiem zaległych lektur.
UsuńGdzieś kiedyś czytałam fragmenty, które tak przypadły mi do gustu, że przeczytałam całość z wypiekami na twarzy - nooo, niektóre historie były pikantne, oj tak;-). Wspominam z sentymentem i na pewno jeszcze do niej zajrzę.
OdpowiedzUsuńZe szkoły pamiętam ogólny zarys i Sokoła, ale jakoś zawsze chciałam to przeczytać. Jak widać, co się odwlecze, to nie uciecze:)
UsuńJak chodziłam do ósmej klasy liceum/byłam ostatnim rokiem starego systemu/ mieszkałam u cioci.
OdpowiedzUsuńJak wróciłam z wakacji zauważyłam w nocnym stoliku "Dekameron" i pomyślałam, że dobra nasza - poczytam - zawiodłam się srodze, bo ciocia błyskawicznie książkę zwróciła do biblioteki.
Nie do pomyślenia było wówczas bym mogła w wieku licealnym będąc czytać takie książki jak dzisiaj dziewczęta czytają...te wszystkie erotyczno prawie pornograficzne powieści..... A dzisiaj sama uważam, że są one szkodliwe.
A kto by pomyślał nawet o tym, że "Dekameron" dzisiaj by kogokolwiek mógł zgorszyć.
Gdy to tylko frywolne opowieści....
Usuń