Mam taka prywatną listę pisarzy do zapoznania. Na tej liście od czasu spotkania autorskiego (półtora roku temu) "wisi" Eric-Emmanuel Schmitt. Julia Orzech zachęciła mnie do Intrygantek, które znalazłam raz-dwa i po powrocie do domu zaczęłam czytać.
I tutaj muszę zrobić dygresję: otóż abstrahując od spotkania, (które było niezwykle udane, autor dosłownie rozkochał w sobie publiczność, tłumacz niemal czytał w myślach Schmitta, a Bugalski pełnił funkcję wisienki na torcie) spodziewałam się czegoś nieznośnie babskiego w duchu jak nie Coelho, to przynajmniej Wiśniewskiego. Okładka z półnagą kobietą, tytuł oraz tekst z tyłu okładki miały mnie utwierdzić w tym przekonaniu. I dlatego przez te półtora roku nie sięgnęłam po prozę Schmitta. No więc jakież było moje zdziwienie, kiedy Intrygantki okazały się zbiorem świetnych dramatów scenicznych, dotyczących nie tylko miłości, ale i winy, tożsamości, przemiany, woli, Boga i przyczynie zła na świecie.
Na okładce jak byk stoi:
Pięć kobiet pałających żądzą zemsty zastawia pułapkę na mężczyznę, który dawno temu złamał każdej z nich serce. Jednak kiedy zwabiony podstępem Don Juan wpada w ich sidła, cały misterny plan wali się w gruzy. Okazuje się, że mimo upływu lat uwodzicielskie słowa Don Juana nie straciły nic ze swojej zniewalającej mocy.
Kobiety szybko odkrywają, że tajemniczy łajdak, którego tak przez lata nienawidziły, wciąż ma nad nimi władzę.
Dawne namiętności odżywają – i okazują się o wiele silniejsze niż pielęgnowany latami gniew z powodu zdrady.
Kobiety szybko odkrywają, że tajemniczy łajdak, którego tak przez lata nienawidziły, wciąż ma nad nimi władzę.
Dawne namiętności odżywają – i okazują się o wiele silniejsze niż pielęgnowany latami gniew z powodu zdrady.
Proszę państwa, pozory mylą - wydawca zapewne chciał skierować książkę do masowego odbiorcy, któremu wmówił, że to literatura w spódnicy. A ja oczyma wyobraźni widziałam znakomite przedstawienia teatralne, w które wcieliłam najznakomitszych polskich aktorów. Ani słowa o pozostałych trzech dramatach!
Co więcej, ze zdumieniem przeczytałam, że autor skończył filozofię; kiedy nieznajomy mężczyzna z dramatu "Gość" mówi o niewinie Boga i wolnej woli człowieka, od razu poczułam się, jakby Schmitt uczęszczał na te same wykłady u prof Dembińskiego, co ja. Do tego ostatni, króciuteńki dramacik jest bardzo przewrotną kpina z wielkich filozofów.
Tytuł oryginału brzmi: Théâtre. La Nuit de Valognes, Le Visiteur, Le Bâillon, L'École du diable, co można było przetłumaczyć: Dramaty: Noc w Valognes, Gość, Knebel, Szatańska filozofia (polskie tytuły poszczególnych dramatów). Czemu więc Intrygantki?
Oczywiście nie jest to moje ostatnie spotkanie ze Schmittem. Ale nie mogę się zdecydować po co sięgnąć teraz, żeby nie stracić tego, co odkryłam?
P.S. dla porównania pokazuję zagraniczną okładkę. Można bez kobiety? Można.