Header Image

Tulipanowa gorączka - Deborah Moggach

Znana z takich powieści jak Hotel Marigold czy Huśtawka Deborah Moggach zabiera nas w malowniczą podróż do XVII-wiecznej Holandii. Zmysły czytelników wypełnione są kolorami, dźwiękami, zapachami. Po raz pierwszy wydana w 1999 roku od razu zyskała ogromną rzeszę fanów, nic więc dziwnego, że prędzej czy później musiała zostać zekranizowana.

Cornelis Sandvoort, dobrze sytuowany amsterdamczyk pragnie unieśmiertelnić na portrecie siebie i swoją młodziutką śliczną żonę, Sophię. Do tej pracy wynajmują Jana Van Loosa, malarza nie stroniącego od flirtów z klientkami. Rzecz oczywista młodzi nawiązują romans za plecami Cornelisa. Jednakże Tulipanowa gorączka, nie jest typowym romansem - ważny jest w powieści również aspekt psychologiczny i wydźwięk moralny; czy za cenę kłamstw i oszustw Sophia może stać się wolną i uciec spod kurateli niekochanego małżonka? Czy ma prawo go nie kochać i pójść za głosem serca wybierając malarza, nawet poświęcając dotychczasowe życie w luksusie? 


Powieść może poszczycić się również wspaniałymi postaciami drugoplanowymi, jak Maria, służąca Sophii, oraz jej narzeczony, Willem, a także niefrasobliwy sługa Jana, Gerrit. Niekiedy ich losy przypominały mi fatum, które prześladowało większość postaci powieści Thomasa Hardy'ego, niezawiniony traf, qui pro quo i nieszczęście obejmuje nie jedną, lecz kilka osób. Choć powieść niewątpliwie skupia się na Sophii, możemy również poznać historię Cornelisa, co niewątpliwie ociepla jego wizerunek "starego męża" - może się starzeję, ale zrobiło się się żal Cornelisa i wydał mi się sympatyczniejszy niż para zakochanych.

Wielkim atutem powieści jest przedstawienie założeń naszpikowanego symbolami malarstwa złotego wieku. Moggach daje nam wykład historii sztuki i robi to, moim zdaniem, wyśmienicie. Każdy element obrazu mistrzów flamandzkich niesie przesłanie, które miało ukazywać przemijanie ludzkiego losu. Niezwykle ciekawie dobrane jest również tło historyczne, którego głównym akcentem jest spekulacja cebulkami tulipanów; handel tulipanami zaczął się w 1634 roku, by przejść w niemal histerię - spekulowali dosłownie wszyscy, niektórzy dorabiali się spektakularnych fortun, inni tracili majątek życia. "Tulipanowa gorączka" trwała trzy lata aż do krachu sztucznie pompowanych cen cebulek. Możemy się jedynie domyślać, że dla Amsterdamu oznaczało to tyle, ile krach na Wallstreet.

Jan Davidszoon Heen, Wazon z kwiatami, 1660 rok. źródło: wikipedia.org

Z wypiekami na twarzy śledziłam rozwój wypadków. Wątki się zagęszczały, a intryga stawała się niezwykle napięta, w momencie największego zwrotu akcji dosłownie złapałam się za głowę! Czułam się jakbym czytała najlepszy z kryminałów. Książkę pochłonęłam w jeden wieczór; zarwałam pół nocy żeby dokończyć, tak silne emocje we mnie obudziła. A prawdę mówiąc nieco wzbraniałam się przed Tulipanową gorączką, bo przeważnie stronię od romansów, ale skoro ekranizacja na dniach wchodzi do kin, wiadomo, że najpierw trzeba sięgnąć po oryginał, żeby potem ewentualnie kręcić nosem.

Do kina wybieram się w przyszłym tygodniu i już nie mogę się doczekać, bo zapowiedź zrobiła na mnie dobre wrażenie - lubię filmy wysmakowane plastycznie, a Justina Chadwicka na taki właśnie wygląda.

4 komentarze:

  1. Natychmiast przychodzi mi na myśl "Dziewczyna z perłą" i już mam wielką ochotę przeczytać tę książkę. Jakoś przegapiłam wieść, że będzie taki film. A po przeczytaniu, jak bardzo Cię wciągnęła powieść, chyba muszę się za nią rozejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja Tulipanowej gorączki toczy się nieco wcześnie, bo zaledwie trzy powiedzmy dekady przed Dziewczyna z perłą. Tematy dość pokrewne i przyznam się, że to też moje pierwsze skojarzenie.

      Usuń
  2. Nigdy nie słyszałamo tej książce! Jestem nawet zaskoczona, bo o filmie też nie słyszałam :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto czy to przeczytać czy wybrać się do kina :)

      Usuń