Elmer Gantry to zjadliwa satyra na obłudne środowisko małomiasteczkowych amerykańskich duszpasterzy. Od wydania tej głośnej powieści Sinclaira Lewisa minęło niemal sto lat, ale poruszana problematyka jest ponadczasowa, choć może nie ma takiej siły rażenia jak w 1927 roku. Jeżeli tytuł wydaje się znajomy, to spieszę donieść, że ekranizacja z 1960 roku przyniosła znakomitemu Burtowi Lancasterowi Oscara.
Sinclair Lewis przyszedł na świat w 1885 roku jako najmłodszy z trójki pociech doktora Edwin J. Lewis i Emmy Kermott Lewis, która obumarła dzieci w 1891 roku. W rodzinnym domu Lewisa w Sauk Centre, w stanie Minnesota, znajduje się muzeum poświęcone pisarzowi. Drobny, niepozorny, nieładny, nie znajdował w oczach ojca uznania, lecz szybko zachwycił środowisko niewątpliwym talentem literackim wynikającym z daru wnikliwej obserwacji. W czasie studiów w Yale publikował opowiadania oraz wiersze. Pierwszą powieścią Lewisa jest utrzymana w stylu science-fiction Przejażdżka samolotem (wydana w 1912r.). O uwielbieniu dla G. H. Wellsa może świadczyć nie tylko wybór tematu dla debiutu, ale i to, że synowi nadał imię Wells (Wells Lewis zginął w czasie II wojny światowej).
Sinclair Lewis, 1930r. źródło: Wikimedia.org |
Choć pisał bezustannie i wydawał regularnie powieści, największy sukces odniósł krytyczną w stosunku do zaściankowości małych miasteczek Główną ulicą (1920r.). Kolejne powieści, Babbit oraz Arrowsmith ugruntowały pozycję Lewisa jako kongenialnego pisarza młodego pokolenia. Do tego Lewis był niepokorny: odmówił przyjęcia nagrody Pulitzera!
W roku 1930 został laureatem Literackiej Nagrody Nobla, za „szlachetnie podniosłą i różnorodną poezję, która zawsze wyróżniała
się świeżością natchnienia i rzadko spotykaną czystością ducha”*
Elmer Gantry to satyryczne i demaskujące bigoterię spojrzenie na światek religijnych kongregacji. Tytułowy bohater obdarzony stentorowym głosem, charyzmą i niezwykłym wręcz talentem do wygłaszania płomiennych kazań jest zarazem skłonnym do bitki i do wypitki, ganiającym za spódniczkami płytkim narcyzem o moralności wielkości brudu za małym paznokciem. Lewis demitologizuje bukoliczne maleńkie miasteczka, przewodników duchowych w których upatruje hipokrytów, a także odsłania kulisy wielkich karier pastorów, wśród których są i kobiety. Powieść znalazła się oczywiście z racji krytykowanego tematu na cenzurowanym (powieść trafiła na purytańską listę Banned in Boston).
Dość odpowiadał mi sarkastyczny humor oraz wartkie tempo wydarzeń. Pomiędzy kaznodziejstwem Gantry'ego, a czasami, kiedy był trzeciorzędnym komiwojażerem natrafiłam na arcyciekawy i aktualny fragment o... coachingu! Elmer pod wpływem pani Evans Riddle, prekursorki new age, zaczyna wygłaszać wykłady o sile woli w iście nowoczesnym stylu! Lecz pomimo wszystkich niewątpliwych zalet tej powieści (humor, prowokacja, dysputy teologiczne), czytanie Sinclaira Lewisa jest jak wycieczka rowerowa. W deszczu. Pod górę. Z pękniętym łańcuchem. Pierwsze 100 stron super; kolejne 300 - niepotrzebne... Może to wina jednowymiarowych postaci, chociaż rozumiem, czemu miały służyć, to jednak brak w nich innych aspektów i niuansów. Na półce mam jeszcze opowiadania Lewisa i z pewnością kiedyś po nie sięgnę.
* za Wikipedia. pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz