1/52. Ponoć Polacy nie czytają
książek. Obracam się w dwójnasób specyficznych kręgach (bo i biblioteka i
książkowa blogosfera) i jestem odmiennego zdania. A że czytający biją rekordy i
wyrabiają normę za nieczytających, o tym można się przekonać na wiele sposobów,
wśród których jest na przykład wyzwanie
Moją pierwszą z (przynajmniej) pięćdziesięciu
dwóch jest Dziennik roku chrystusowego Jacka Dehnela. Zabawne, że czytam go
akurat kończąc swój rok chrystusowy; co prawda ten Dehnelowski jest sprzed dwóch lat, a mój wydarza się teraz, ale jednak taka zbieżność cieszy.
Przypomina mi się, że czytając Joyce'a zrównałam się ze Stefanem Dedalusem (by
ostatecznie go jednak wyprzedzić).
Jaki ten rok chrystusowy dla
Dehnela był? Mam wrażenie, że reprezentatywny dla reszty jego życia; spokojny,
pracowity, ot, jak rok każdego z nas. Nawet kiedy wydarzało się coś złego, jak
śmierć babci Pietii, działo się coś, co niezaprzeczalnie należy do koła życia.
Niedawno czytałam dziennik
Susan Sontag, pełen wyrwanych z kontekstu zapisków, urwanych myśli, list
wszelakich. Dziennik Dehnela jest zgoła inny, wartko płyną chwile w czasie
rozmaitych wyjazdów, autor często pisuje siedząc w pociągu. Dużo tu przemyśleń
na temat religii, światka poetów polskich, społeczeństwa. Dostajemy znakomite obserwacje
ludzkich charakterów, zachowań, anegdotki i dykteryjki, a także takie zupełnie
na świeżo, niewystudiowane (bądź na takie miały wyglądać) "recenzje" koncertów, obrazów,
pejzaży. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu na LC wyłowiłam jedno wyrażenie
opisujące "ponoć" ów dziennik: przeintelektualizowany.
Nie mogę się podpisać pod takim stwierdzeniem i musiała je napisać osoba
niepotrafiąca się odnaleźć w języku Dehnela (takiej osobie polecam powieści[dła]
o uczuciach polskich autorek).
Na koniec jeszcze jedna taka
myśl, właściwie pytanie zadawane samej sobie - czy wolę czytać coś, co było
intymne, schowane do szuflady, pisane na kolanie, naprędce, czy dziennik
prowadzony "specjalnie" dla czytelnika? Nie umiem na to pytanie
jednoznacznie odpowiedzieć. Trzymam się (przy dziennikach wszelkiej maści)
zasady, iż nie należy osądzać - czy to stylu, czy tym bardziej cudzego życia. Sama
bowiem pisuję takie chaotyczne dzienniki, pełne zapisków bez związku. A może
powinnam pisać dla kogoś, uważać na styl, prowadzić myśli, wątki, by nie
biegały jak kury po podwórku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz