Są książki, które idealnie wpasowują się w chwile; potrzebowałam czegoś uroczego i z humorem. I tak sięgnęłam po Zdobywam zamek Dodie Smith.
Jakieś dwa lata temu (a może tylko rok?) czytałam dziecku 101 dalmatyńczyków tejże autorki. Na skrzydełku obwoluty przeczytałam, że jej najbardziej znaną powieścią nie-dla-dzieci jest I capture the castle. Niestety, próżno szukałam po bibliotekach, bo książka nie była tłumaczona! A na Wyspach wydano ją w 1948 roku. Ale polscy wydawcy chwała Bogu naprawili ten błąd i dostaliśmy tę fantastyczną książeczkę do rąk w tym roku.
Zdobywam zamek jest intymnym pamiętnikiem siedemnastoletniej Cassandry, która mieszka z rodziną w zrujnowanym zamku na angielskiej prowincji. A rodzinę ma całkiem oryginalną: ojciec (który moim zdaniem ma coś z Joyce'a) znany z jedynej jak dotąd powieści, ku zdziwieniu rodziny coraz bardziej dziwaczeje, macocha - bladolica muza artystów - gotuje, sprząta i farbuje ubrania, siostra Cassandry, Rose - niczym postać z Jane Austen, czeka na dobre zamążpójście. Jest jeszcze osiemnastoletni, przystojny jak młody bóg, Stephen szaleńczo zakochany z Cassandrze. Nie chcę zdradzać zbyt wiele z fabuły, ale gwarantuję, że przy scenie, w której w życie bohaterów wkraczają dwaj młodzi Amerykanie, rykniecie ze śmiechu! No i oczywiście mamy wspaniałe zwierzęta: suczkę Heloizę i kota - a jakże - Abelarda!
Cassandra ze swadą opisuje uczucia i perypetie, które przytrafiają się jej rodzinie; dzienniki są stenografowane (dziewczynki lubią szyfry) w trzech różnych zeszytach, które są jakby odbiciem statusu majątkowego rodziny (pierwszy zeszyt za sześć pensów, drugi został kupiony za jednego szylinga, ostatni za dwie gwinee). Bo rodzina choć dobra i wykształcona, to klepie biedę okrutną: "O, mój Boże, Topaz [macocha] naprawdę gotuje jajka. Nikt mi nie powiedział, że kury wysłuchały naszej modlitwy. Ach, wspaniałe kury! Myślałam, że na kolację będzie tylko chleb z margaryną, a ja nie mogę się przyzwyczaić do margaryny tak, jakbym chciała. Dziękuję niebiosom, że nie ma jakiejś formy chleba tańszej od chleba". Po tym cytacie chyba rozumiecie, o co mi chodzi.
Główna bohaterka, taka fajna rezolutna nastolatka, stoi moim zdaniem w jednym szeregu z Elizabeth Bennet oraz Anią Shirley (nie Andzią!;) i czytając miałam wrażenie, że się z nią bardzo zaprzyjaźniam. Może to też przez fakt, że podejrzałam sobie obsadę filmu "Nie oddam zamku" i rolę Cassandry gra Romola Garai, którą po prostu uwielbiam (znacie ją zapewne choćby z czteroczęściowej Emmy, czy z Pokuty). No i teraz poluję na ten film.
Ale wracając do książki - jak już ostatnio napisałam, przypomina mi z jednej strony narratorkę Jajko i ja Betty MacDonald, przesympatycznej opowiastki o miastowej młodej kobiecie, która na odludziu zakłada z mężem kurzą farmę, a z drugiej strony marzycielskość Cassandry bliska jest bohaterowi Białych nocy Dostojewskiego.
No i dziwna rzecz: dziś ja się "wprowadzam" do nowego zeszytu. Poprzedni - jak zauważyło kilka osób - pochodził ze strychowych wykopków. Ten jest czarny, w twardej okładce i ma gumkę i zakładkę. Już się nie mogę doczekać, jak coś w nim zapiszę.
No i dziwna rzecz: dziś ja się "wprowadzam" do nowego zeszytu. Poprzedni - jak zauważyło kilka osób - pochodził ze strychowych wykopków. Ten jest czarny, w twardej okładce i ma gumkę i zakładkę. Już się nie mogę doczekać, jak coś w nim zapiszę.
Mam straszną ochotę na tę książkę! Zwykle nie ulegam namowom blogerów, ale czuję, że "Zdobywam zamek" to lektura w sam raz dla mnie!
OdpowiedzUsuń'Pozdrawiam serdecznie:)
Koniecznie sięgnij, bardzo pozytywna fajna lektura w sam raz na początek słonecznej jesieni:)
UsuńBardzo ciekawi mnie tak książka :) Pozdrawiam ):
OdpowiedzUsuńSympatyczna książka i mili bohaterowie, których z pewnością polubisz:)
UsuńIntryguje mnie ta książka, a kolejne recenzje utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto sięgnąć. Ale na razie kupuję dwie książki Kate Morton.
OdpowiedzUsuńWarto, warto - nawet z czystej ciekawości, co też ta pani od Dalmatyńczyków wymyśliła:)
UsuńJa mam już za sobą film, coś mi się wydaje że będę teraz polować na książkę, bo to mój klimat. :D Film niestety muszę powtórzyć, bo zachciało mi się obejrzeć go na tygodniu, w jakimś najeździe rodzinnym i ciągle mi przerywali, pamiętam z niego piąte, przez dziesiąte.
OdpowiedzUsuńSzepnij słówko - skąd masz ten film, bo jakoś nie umiem namierzyć:/
UsuńJuż słyszałem o tej książce i Twoja recenzja jeszcze bardziej mnie przekonała, że muszę przeczytać tę pozycję!:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie!
UsuńZaraz, czy to Tobie pisałam, że mam zamówioną tę książkę w bibliotece? ;-)
OdpowiedzUsuńA skoro mowa o "Białych nocach"... właśnie sobie przywiozłam z domowych zapasów ;-)
I odkryłam, że mam... Hardy'ego! "Pierwszą hrabinę..." z Kolibra! Ale to na "dalsze potem".
Z Pierwszą hrabiną jest piękne opowiadanie W pewnym miasteczku (bodaj taki tytuł nosi) - prześliczne jest, ładniejsze od Hrabiny nawet:)
UsuńTak, mnie pisałaś:) Fajnie, że będziesz to czytała, bo lektura naprawdę przyjemna:) Białe noce bardzo mi się podobały - ech, jak ja kocham tych cudownych Rosjan!
Co opinia, to pozytyw. Mam na książkę chrapkę.
OdpowiedzUsuńI gratuluję nowego zeszytu, czyste białe strony kryją w sobie tyle możliwości.
Książka jest bardzo miła, ale jej urok również tkwi w tym, że napisano ją bardzo dawno temu:)
UsuńAgata, przeczytałam i bardzo mi się podobała. Jest piękna, chociaż na początku myślałam, że jestem za stara na pamiętnik nastolatki. Bardzo dziękuję, że mnie namówiłaś swoją recenzją na nią.
OdpowiedzUsuńNo to bardzo, bardzo się cieszę, że Ci się podobało:)
UsuńCałkiem mi się ta urokliwa powieść podobała, ale podejrzewam, że miłośnikom powieści w stylu "Dumy i Uprzedzenia" o wiele, wiele bardziej by do gustu przypadła :).
OdpowiedzUsuńhttp://zakamarek2013.blogspot.com/2013/12/zdobywam-zamek-i-corka-tatarskiego-chana.html