Header Image

Thomas Hardy - Z dala od zgiełku tłumu

 
1874 roku w Wielkiej Brytanii zaczęła ukazywać się w odcinkach powieść Z dala od zgiełku tłumu Thomasa Hardy'ego. W Polsce doczekaliśmy się jej po nieomalże stu latach w 1957 w tłumaczeniu Róży Czekańskiej-Heymanowej. Jak dotąd jest to jedyne wydanie, bardzo trudno dostępne i wycofywane z bibliotek.*


Farmer Gabriel Oak zakochuje się w przyjezdnej młodej kobiecie, Betsabie Everdene. Ona jednak odrzuca oświadczyny Gabriela i znika z jego życia. Na Oaka spada nagły cios - za sprawą psa o nieutemperowanym charakterze ginie całe stado owiec. Farmer musi się najmować jako parobek, by zarobić na utrzymanie. Pewnego dnia przypadkowo trafia do dużego folwarku, gdzie panią jest Betsabie. Czy wolno mu kochać ją nadal? Jak potoczą się losy ich miłości? Czy Betsaba wybierze Boldwooda, dżentelmena z sąsiedztwa, czy bon vivanta sierżanta Troya? A może żadnego (w powieściach tego autora kobiety często są niezależne i nieraz dają temu wyraz)? U Hardy'ego nic nie jest proste, a najmniej losy bohaterów. Autor - jak w prawie każdej swej powieści - kreuje świat złamanych serc i zawiedzionych nadziei. Dostajemy pięknie napisany kameralny dramat wpasowany w dziewiętnastowieczną angielską wieś; opisy samotnych wrzosowisk, humorystyczny nieraz przekrój wiejskiego społeczeństwa, strzyżenie owiec, emancypacja Betsaby (zwolniła ekonoma i sama jeździ na giełdę zbożową!) są tłem do ukazania odwiecznych rozterek serca, pomyłek brzemiennych w skutki, oraz złośliwości losu.
Jak większość klasycznej literatury, tak i Z dala... doczekało się ekranizacji. W 1967 do brytyjskich kin trafił zgrabnie zrealizowany film Schlezingera z Julie Christie w roli Betsaby i Alanem Batesem w roli Oaka.


Z dala... była drugą książką Hardy'go, po którą sięgnęłam. Pierwszą była Powrót na wrzosowisko, w której z perspektywy Diggory'ego Vane'a, czerwonego jak diabeł sprzedawcy farby, poznajemy mieszkańców Egdonu. Samotne wietrzne wrzosowiska potęgują tęsknoty bohaterów, doprowadzając do tragicznego finału. Pamiętam jak dostałam niezły ochrzan od świętej pamięci doktora W., kiedy podczytywałam Hardy'ego na ćwiczeniach z logiki - ale było warto! Proza Hardy'ego wciąga; piękny język, wspaniale konstruowane zdania oraz fascynująca fabuła to atuty nie do odrzucenia.
Na swoim koncie mam również Burmistrza Casterbridge, Pierwszą hrabinę Wessex (w tomie jest również opowiadanie W pewnym miasteczku, które od Hrabiny jest o niebo lepsze), Pod drzewem, pod zielonym, a także wybór wierszy. Naturalnie sięgnęłam również po smutną, bezbronną Tessę d'Urberville, oraz po Judę nieznanego. Nie dziwię się krytykom, kiedy blisko wiek temu opisywali Judę słowami kontrowersyjny, szokujący; jest to najtragiczniejsza z powieści Hardy'ego. Bohater na początku przepełniony odwagą, dobrymi chęciami i nadzieją, na kolejnych kartach książki musi się zmagać z przeciwnościami losu, przepisami, ostracyzmem, a także z osobistą tragedią (po latach od przeczytania dalej jestem w szoku - celowo nie zdradzam szczegółów).
Hardy zaczął karierę prozatorską (abstrahuję w tej chwili od poezji, którą sam określał jako właściwą dziedzinę swojej twórczości* od sielanek, wśród których można by wymienić choćby Pod drzewem, pod zielonym, by coraz bardziej odchodzić od tej formy w stronę naturalizmu. 

* w chwili pisania postu
** Zygmunt Kubiak we wstępie do Wyboru Wierszy, PIW, Warszawa 1989

I że Cię nie opuszczę - Elizabeth Gilbert

"Kiedy ponownie postawiłam to pytanie, inna z moich niezamężnych przyjaciółek odpowiedziała: Dla mnie chęć wyjścia za mąż wyraża pragnienie, by czuć się tą w y b r a n ą. Dalej pisała, że choć sama idea budowania wspólnego życia z inną osobą jest nęcąca, to tak naprawdę jej serce wypełnione jest pragnieniem przeżycia ceremonii ślubnej, publicznej uroczystości, która jednoznacznie udowodni wszystkim, szczególnie zaś mnie samej, że jestem osobą na tyle cenną, by ktoś mógł mnie sobie wybrać na zawsze."

Jedz, módl się i kochaj - notatki o książce

Jedz, módl się i kochaj okazała się fantastyczną książką - część o Włoszech (jedyny minus - tłumaczka nagminnie używała słowa Italia) przeczytałam na jedno (nocne) posiedzenie (czytałam do 2;30), tak samo Indie pochłonęłam na raz. Na filmie Rzym i Bali podobały mi się najbardziej i kiedy miałam przeczytać o tym jak wylądowała w aśramie, to tylko westchnęłam, ale ten rozdział jest mądry i piękny, a film jest jedynie dowodem na to, że nie wszystkie książki powinny być ekranizowane. Wczoraj w nocy zaczęłam Indonezję, ale tak mi się błogo czytało i... obudziłam się koło pierwszej. Prawdę mówiąc obawiałam się kalki z Pod słońcem Toskanii i tym podobnych książek o rozwódkach podejmujących wyzwanie, jak dom na krańcu świata, etc. Na prawdę polecam tę książkę - przynajmniej jako doskonała letnia lektura.