W oblężeniu Barbary Demick jest
próbą przybliżenia czytelnikom grozy wojny na terenach byłej Jugosławii, w
której zaledwie ponad dwadzieścia lat temu zginęło ponad 100 tysięcy ludzi, w
tym wielu cywilów; w masakrze w Srebrenicy wymordowano osiem tysięcy mężczyzn i
chłopców tylko dlatego, że byli Muzułmanami.
Demick, reporterka Los Angeles
Times'a kilkukrotnie odwiedziła Sarajewo podczas wojny. Na bohaterów reportaży
obrała kilkoro mieszkańców pięknej niegdyś ulicy Logavina: Serbów, Muzułmanów
oraz Chorwatów, którzy przed wojną oraz w czasie jej trwania żyją w tolerancji
i pokoju. "Wojnę tę powszechnie nazywano konfliktem etnicznym, chociaż wszyscy jej uczestnicy mają wspólne
pochodzenie. Różniła ich głównie wyznawana religia, ale określenie wojna religijna również wprowadzałoby w
błąd, ponieważ większość Jugosłowian miała obojętny stosunek do religii."
Trwający trzy lata konflikt
skupił się przede wszystkim na cywilach; reprezentacyjna ulica miasta z uwagi na
ostrzał stała się "aleją snajperów"; ukryci na dachach Serbowie
celowali do nieuzbrojonych mieszkańców próbujących przedostać się po pomoc
humanitarną, drewno, czy wodę. "-To nie wojna, tylko rzeź. Normalni ludzie
walczą na froncie, a nie strzelają z dział do cywili" - mówi jeden ze
sfrustrowanych mężczyzn po masakrze na targu, w której zginęło ponad
siedemdziesiąt osób, a dwie setki odniosły poważne rany. Oddziały Mladića
strzelały raniąc setki dzieci na podwórkach, starców, kobiety.
Codzienność w oblężonym mieście
to także proza życia - a w tym także jedzenie i opał. Zdaniem cywili pomoc
humanitarna była całkowicie niedostosowana do potrzeb: suchary - ku zdumieniu
Sarajewian - były z czasów wojny w Wietnamie, otrzymywano francuską ekskluzywną
wodę mineralną, a szare mydło było rozprowadzane w takiej ilości, że "można
było z niego zbudować dom". Ponadto w pomocowych paczkach znalazły się fasola, ryż i
makaron, które trzeba było ugotować, a nie było na czym, bo Sarajewo było
odcięte od dostaw gazu i prądu, nie było także drewna (zimą palono w prowizorycznych
piecykach meblami, a nawet deskami podłogowymi!)
W reportażu przebija także
jedna bardzo ważna konkluzja na temat obojętności ONZ - w owym czasie na
terenach byłej Jugosławii znajdowało się ponad 20 tyś żołnierzy sił pokojowych,
których głównym zadaniem było zabezpieczanie pomocy humanitarnej, a nie obrona
cywilów. Niestety, tak samo jak podczas masakry w Rwandzie (w tym samym
czasie!) ONZ nie zrobiła praktycznie nic, by ocalić cywili.
Dziś Sarajewo odradza się w
bólach z popiołów. Nadal elewacje kamienic i bloków są poryte odłamkami
moździerzy. Ludność boi się nowego konfliktu, ponieważ niesprawiedliwe parytety
(sic!) wprowadziły stały podział na Boszniaków (Bośniackich Muzułmanów), Serbów i Chorwatów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz