Lodowi wojownicy, Ice warriors, to polscy alpiniści,
których specjalnością jest atakowanie szczytów ośmiotysięczników zimą. Zimowe
wyprawy, szczególnie kiedy sportowcy wspinają się bez butli tlenowych, należą
do szczególnie trudnych. Historię Ice
warriors zaczęto pisać czterdzieści lat temu, kiedy to odbyła się zwycięska
wyprawa na Lhotse – już wtedy zeszło z góry mniej alpinistów, niż na nią weszło…
Jak widać góry, niczym jacyś mityczni bogowie dają niezwykłe szczęście, w zamian
żądając krwawej ofiary.
Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak to bardzo trudna książka. Trudna, bo o trudnym
temacie. Wyprawa wysokogórska została zorganizowana, by godnie pochować ciała
Macieja Berbeki i Tomka Kowalskiego, którzy zdobywszy zimą szczyt Broad Peak,
zostali w górach na zawsze. Decyzję o wyprawie, właściwie od razu po tragedii,
podjął brat Macieja, Jacek. Jedni dowodzą, że tragedia rozegrała się, ponieważ
zabrakło braterstwa liny, zrzucając
całą winę na Artura Małka i – w szczególności na Adama Bieleckiego („Bielecki
pognał sam, było mu za wolno”), inni tragedią obarczają samych zmarłych – zbyt starego na wyprawę Berbekę, oraz Tomka
Kowalskiego, który miał kombinowane raki i któremu, najprawdopodobniej zabrakło
pokory wobec gór, który „zawsze powtarzał, że jego nazwisko musi się znaleźć w
encyklopedii”. Młodych alpinistów atakowano również za celebrytyzm – podczas,
kiedy starci koledzy „robili swoje” bez medialnego szumu wokół siebie, młodzi
wrzucali wszystkie swoje wrażenia, zdjęcia, nowiny do mediów społecznościowych.
Alpinizm jest nie tyle hobby, co
sposobem życia, pomysłem na nie. Kierownik zimowej wyprawy na Broad Peak,
Krzysztof Wielicki mówi o tych, którzy zostali w górach, że byli „zachłanni
życia”, „potrzebowali (…) potężnych emocji, których jednego dnia mogą mieć
tyle, ile inni nie uzbierają przez całe życie”. Ten sport jest zmaganiem się nie
tylko z górami, z warunkami zewnętrznymi, ale i sprawdzaniem siebie: „wspinasz
się, jesteś u kresu wytrzymałości, niemal umierasz ze zmęczenia, głodu,
pragnienia, boli cię każdy mięsień, całe ciało, ale jesteś szczęśliwy”.
Hugo-Bader pisze o górach od strony laika, człowieka spoza kręgu; może za dużo
w Długim filmie samego Badera, ale
podziwiam go za jego gotowość do bycia
wszędzie. Oprócz forsowania „swojej prawdy” podaje również ciekawostki o
chorobie górskiej, czyli deterioracji, która była przyczyną śmierci wielu
alpinistów. Na śmiałków czyhają nie tylko AMS, która powoduje obrzęk płuc, czy mózgu,
ale i „lawiny, spadające kamienie, załamanie pogody”, a przede wszystkim
zmęczenie i limit własnych możliwości. Dzięki autorowi dowiedziałam się również
ile, orientacyjnie, kosztuje taka „przyjemność”.
Hugo-Bader cytuje również niesmaczne,
anonimowe wypowiedzi zamieszczane na forach – każdy stał się nagle ekspertem od
alpinizmu. Gdyby media i specjalnie powołana komisja nie zrobiły z tragedii
szopki medialnej, śmierć Berbeki i Kowalskiego byłyby zapisane jako kolejne
śmierci w górach, które przecież tak często się zdarzają. „Raport opublikowany
przez komisję jest druzgocący, ale tylko dla tych, którzy przeżyli”; Bielecki mówi
wprost – „gdybym nie przeżył tej wyprawy, byłbym bohaterem”. Jaka jest prawda?
Kto zawinił? Dlaczego doszło do tragedii? Myślę, że nie powinniśmy szukać
winnych, nie znając się na alpinizmie, nie powinniśmy oceniać charakteru Bieleckiego,
Kowalskiego, nie zwalać winy na wiek Berbeki, czy kombinowane raki Kowalskiego.
Ryzyko jest wielkie, ale alpinizm należy do jednego z najbardziej ekstremalnych
sportów. Powołanie komisji mającej na celu wyjaśnienie tragedii uznaję za wielkie
nieporozumienie, bo krwiożercze góry połykają alpinistów garściami.
Jaka jest zatem książka Jacka
Hugo-Badera? Jak już zauważyłam – dużo w niej samego autora, jego spostrzeżeń,
jego wizji wyprawy i tego, co mogło się stać zimą na Broad Peak. Jednak czuję,
że cytując fora, autor chce nas odwieźć od oceniania czegoś, na czym większość
z nas się zwyczajnie nie zna. Jeśli o mnie chodzi, to alpinizm jest mi obcy,
ale nazwiska takie jak Kukuczka, czy Rutkiewicz znam, a alpinistów, jako ludzi
o niespotykanym harcie ducha darzę szacunkiem. Moim zdanie – co się zdarzyło w
górach, zostaje w górach.
Ta książka czeka na przeczytanie. Ciągle i nieustająco. Jestem jej bardzo ciekawa, zwłaszcza po twoim wpisie.
OdpowiedzUsuńMnie zmobilizowało spotkanie DKK, na które idę w przyszłą środę :)
UsuńCały czas rozważam kupno i przeczytanie tej książki, bo interesuje mnie tematyka, tylko wydaje mi się ona hmm... bardzo komercyjna? Sama nie wiem.
OdpowiedzUsuńW sumie to chyba nawet można powiedzieć "modna".
UsuńCoś w tym jest - wszędzie mi ostatnio "wchodzi" w oczy :)
Usuń