
W szkole podstawowej uczyłam się
wiersza „Pieśń o żołnierzach z Westerplatte”. Prócz „Alarmu dla miasta Warszawy”
(Słonimski) i „Minucie ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej” (Szymborska) zapadł mi w
pamięć wiersz o zupełnie innej, nie związanej z patriotyzmem tematyce. Jak w
piosence powtarzał się refren o zaczarowanej
dorożce, zaczarowanym dorożkarzu i
zaczarowanym koniu. Nagle odkryłam
inny, liryczny świat, w którym rymy nie musiały sławić wydarzenia z historii
Polski, a przenosiły czytelnika w świat fantazji. Coś takiego przeżyłam jeszcze
przy okazji „Ballad i Romansów” oraz onirycznych wierszy Leśmiana. Później,
kiedy odkryłam dla siebie Przekrój
(mówię o świadomym czytaniu prasy) stwierdziłam, że to ta sama duchowa kraina
Konstantego Ildefonsa, która odkryłam przy okazji Zaczarowanej dorożki (tu biję się w pierś, bo przez lata
przechowywałam skrót wiersza, który wyrwałam z podręcznika do polskiego!).
Potem naturalnie były i „Listy z fiołkiem” i „Serwus, Madonna”, które rozpadają
się z zaczytania, oraz wycinane przeze mnie „Teatrzyki Zielona Gęś”. Mimo iż
przygoda Gałczyńskiego z Przekrojem
była stosunkowo niedługa, bo zaledwie parę lat, to humor poety ze stylem krakowskiego
pisma jest nierozerwalny.
Po biografię Zielonego Konstantego sięgnęłam z prostej przyczyny – w lutym na
spotkaniu DKK będziemy tę książkę omawiać. Nie miałam jej w planach, ale i nie
wzbraniałam się przed nią. Nie sposób przecież nie znać życiorysu ulubionego
poety, a uzupełnienie obrazu zawsze mile widziane! Nie zawiodłam się, jak to było
w przypadku biografii Grzebałkowskiej o księdzu Twardowskim. Tym razem odczuwałam
prawdziwą przyjemność podczas lektury.
Niebezpieczny poeta jest obszernym i wyczerpującym curriculum vitae jednego z najważniejszych
poetów ubiegłego wieku. Autorka biografii, historyk sztuki Anna Arno,
absolwentka Institute of Fine Arts (New York University), analizuje życie poety
poprzez obszerne fragmenty jego wierszy, oraz wypowiedzi zarówno samego
Gałczyńskiego, jak i jego rodziny i znajomych, wśród których znaleźli się
najważniejsi literaci minionej epoki, tacy jak Putrament, Waldorff, czy
niedawno zmarły Jerzy Andrzejewski.
Antysemita, alkoholik, oportunista
sławiący stalinizm, czy ofiara systemu (jego poezję potępiono jako zbyt
burżuazyjna jak na czasy kultury szytej „pod” prostego robotnika), niesamowicie
utalentowany i płodny liryk? Fakt, że Gałczyński nie wypierał się, że pisze dla
pieniędzy, ale mam wrażenie, że jest jednym z niewielu przykładów talentu
totalnego, dla którego apanaże są jedynie pretekstem do nałogowego przelewania myśli na papier. Ja w tej
biografii nie widzę biografki; niestety, dziś jest to nagminne, dlatego miałam
nieodparte wrażenie, że czytam książkę napisaną przez kogoś o wiele starszego,
ze starej dobrej szkoły pisania biografii, a nie książek typu jak-JA-to-widzę. Arno
nie zajmuje żadnego stanowiska w „krytycznych” momentach; oddaje głos innym, i
tak po opublikowaniu „Poematu dla zdrajcy” o ucieczce Miłosza z kraju, czytamy
wypowiedź Jana Lechonia o „zbydlęceniu się”
Gałczyńskiego. Resentymenty w literackim światku nieraz dochodzą do głosu i
zdziwiłby się ten, kto spodziewa się układnych, uduchowionych wieszczy.
Autorka odnosi twórczość do życia
prywatnego Gałczyńskiego, do jego przeżyć, obsesji, marzeń. Każdy wers ma swoje
realne uzasadnienie, nic nie jest wyrwane z próżni. Przedwojenne liryki
kontrastują z powojennymi panegirykami ku czci robotnic, wojna usypia talent Konstantego (przez sześć lat powstało zaledwie siedem wierszy!), a po epizodach z
kochankami poeta wraca do swojej Srebrnej
Natalii i tworzy jeden z najpiękniejszych wierszy miłośnych jakie powstały
(Rozmowa liryczna).
Mam wrażenie, że mimo epizodu z
faszystowskim pismem prosto z mostu, mimo hymnów ku czci nowego systemu,
Gałczyńskiego nie sposób „znielubić”. To jeden z poetów wnoszących jakiś wyjęty
z ram czasu urok, a humor Teatrzyku nie traci na wartości mimo tego, że autor
pisał go w zupełnie innych realiach.
Ciekawe, że Gałczyński został dla Lechonia bydlęciem z powodów politycznych a nie obyczajowych, które były przecież od lat przedwojennych tajemnicą poliszynela i doczekały się nawet literackiego upamiętnienia we "Wspólnym pokoju".
OdpowiedzUsuńWidać to nikogo nie raziło, a tym poematem "przegiął pałę". Zresztą Miłosz się odgryzł w Umyśle zniewolonym.
UsuńByć może, wcześniej mógł się zachowywać skandalicznie i patrzono na to przez palce ale gdy tylko zadrasnął miłość własną to od razu go "podsumowano".
UsuńŚwietny post ...Gałczyński to też mój ulubiony poeta i chyba mało jest osób, które w ten sposób o nim by nie napisały.
OdpowiedzUsuńNa razie mam prze sobą "Srebrną Natalię" Kiry, ale dla tej książki zarzucę na moment swoje postanowienie na ten rok, bo ją po prostu warto mieć.
Uwielbiam Gałczyńskiego, ale jakoś trudno mi się zabrać za tę biografię, na pewno przyjdzie i na mnie pora :D
OdpowiedzUsuń