Gdyby Jacek Dehnel pisał powieści
w Wielkiej Brytanii już dawno byłby laureatem Bookera. W każdym razie najnowsza
powieść autora Lali, Czarnych obrazów i Balzakiany zasługuje na najwyższe
uznanie – i to usankcjonowane nagrodami, i – chyba dla każdego autora najwyższe,
czyli uwagę czytelników.
O tym, że Dehnel ma na „tapecie”
matkę Makrynę Mieczysławską wiedziałam już od jakiegoś czasu, bo na spotkaniu
autorskim, na którym miałam wielką przyjemność być, autor podzielił się z nami
planami na najbliższe miesiące.
Przyznam się, że o „fałszywej”
matce nie słyszałam wcześniej, ale mnie jej postać zaintrygowała, a skoro
jestem wielką wielbicielką prozy tego beletrysty, to ze szczególną przyjemnością
sięgnęłam po jego najnowsze dzieło.
Od razu powiem, że ta książka nie
jest dla każdego. Napisana niezwykle sugestywnie, naszpikowana archaizmami „spowiedź”
hochsztaplerki jest pełną pasji próba zrozumienia fenomenu tej niezwykłej
postaci, która przewróciła – na pewien czas - do góry nogami rozpolitykowany
światek spod znaku Hôtelu Lambert.
Makryna Mieczysławska ponad sto
pięćdziesiąt lat temu pojawiła się praktycznie znikąd i od razu podbiła serca i
dusze Polaków. Rzekomo męczona, bita i poniewierana zakonnica, bazylianka ze „ściany
wschodniej”, prześladowana przez Rosjan za to, że nie przeszła na prawosławie. Jednak
prawda była zupełnie inna – i tego dowiadujemy się już na początku powieści:
uboga jak mysz kościelna wdowa po rosyjskim żołnierzu, bita przez swojego
wiecznie zapijaczonego małżonka, po latach tułaczki, żebraniny i życia z dnia
na dzień trafia do Polaków, którym – częściowo dla wzbudzenia litości – wmawia,
że jest poniewieraną bazylianką. A potem z impetem lawiny wszystko toczy się
nakręcane patriotyzmem i nienawiścią do moskali. Makryna/Żydówka Julka/Irena
Wińczowa snuje swoja opowieść i tę
zmyśloną, w którą coraz mocniej wierzy, i te prawdziwą, lub domniemaną przez
autora. Część monologu Makryny jest oparta na cytatach z jej prawdziwych
wypowiedzi zamieszczanych w pismach, broszurach oraz poemacie Słowackiego,
który dał się uwieźć czarowi jej strasznej historii.
Dehnel – bez szafowania arbitralnymi
opiniami – utkał pełną życia opowieść o kobiecie z krwi i kości, która, mimo iż
napisana językiem trudnym dla współczesnego czytelnika, jest zrozumiała i
fascynująca.
Jak już wspomniałam na początku,
jestem miłośniczką prozy Dehnela i na Matkę Makrynę bardzo się cieszyłam. Archaizmy mnie nie
przestraszyły – wręcz przeciwnie, dodały smaczku powieści (co trudniejsze słowa
można znaleźć w słowniczku na końcu książki). Mam nadzieję, że ta powieść
znajdzie się w zestawieniu najlepszych książek 2014 roku, bo praca autora, oraz
wspaniałe wykonanie zasługują na uznanie.
Mnie "Matka Makryna" bardzo rozczarowała, owszem, "czyta się" ale szału nie ma. Gdzie jej tam to do "Lali" czy "Saturna".
OdpowiedzUsuńA u mnie - jak widzisz - pełen zachwyt:)
UsuńWiadomo, zawsze w ostateczności to sprawa gustu :-)
Usuń:)
UsuńAle fakt - Lala jest tylko jednak:)
Zapowiada sie naprawde smakowicie. Cenie Dehnela i lubie jego styl, uwielbiam "Lale". Pewnie skusze sie i na ta powiesc. Dziekuje za rekomendacje :)
OdpowiedzUsuńProszę, mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu:)
UsuńA ja jeszcze tego autora nie czytałam :/
OdpowiedzUsuńPolecam:)
UsuńNie miałam jeszcze okazji sięgnąć po twórczość autorka. Trochę martwi mnie język tej powieści, ale może nadarzy się okazja, żebym po nią sięgnęła.
OdpowiedzUsuńW miarę postępu czytania wcale nie czuje się, że język czytelnika przerasta.
UsuńPrzeczytałam najpierw pełną rezerwy opinię Marlowa, potem dostałam książkę w prezencie, a teraz twoja opinia. Ciekawa jestem odbioru i nie miałabym nic przeciwko temu, aby moje wrażenie bliższe były twoim, niż Marlowa. Lalę i Saturna przeczytałam z ogromną radością i za nie najbardziej cenię pisarza.
OdpowiedzUsuńjestem niezmiernie ciekawa twojego odbioru, bo rzeczywiście skrajne te nasze opinie :)
UsuńGoszcząc na Targach Książki w Krakowie wybrałem się na spotkanie z panem Dehnelem. Pisarz promował na nim właśnie "Matkę Makrynę" i na podstawie tego co mówił, również odniosłem wrażenie, że to lektura, której warto poświęcić czytelniczą uwagę. Trochę zniechęcająca okazała się recenzja Marlowa, ale teraz dla równowagi opinia pozytywna :) W każdym razie muszę najpierw zmierzyć się z "Saturnem" ozdobionym autografem, który ciągle stoi nieprzeczytany na mojej półce :)
OdpowiedzUsuńTak jak pisałem na mój odbiór "Matki Makryny" w dużej mierze rzutowała znajomość "Makryny Mieczysławskiej" x. Urbana, jeśli jej nie znasz, to jest szansa że będzie Ci się podobała.
UsuńRównież chętnie poszukam.
UsuńJa Makryną jestem zauroczona! nie przeszkadzał mi język, może przez pierwsze strony. O bohaterce wcześniej nie słyszałam, więc chłonęłam historię jak gąbka. Bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńMnie również nie przeszkadzał, ale są czytelnicy, którym taki pełen archaizmów język nie podchodzi.
Usuń