Jedno z najliczniejszych i najpiękniejszych miast Europy nie raz zostało uwiecznione na kartach powieści; od opracowań historycznych, po Morderstwo w Orient Expresie Agathy Christie. Z ciekawostek: nie wiem czy wiecie, ale w Stambule zmarł Adam Mickiewicz.
W mieście znajduje się 2691 czynnych meczetów, oraz 123 czynnych kościołów chrześcijańskich oraz 26 czynnych synagog. Miasto liczące 13 854 740 mieszkańców mogłoby być z powodzeniem swoistym polis (jak niegdyś, kiedy nosiło nazwę Bizancjum), państwem-miastem, w którym przegląda się cała Turcja, jak w zwierciadle. Geert Mak, holenderski pisarz i dziennikarz, wyciął z tego jeszcze mniejszą płachetkę - Most Galata. Na moście spotykają się najbiedniejsi z biednych, którzy na straganach handlują okularami przeciwsłonecznymi, herbatą, książkami, etc. Ale Most to nie tylko obraz współczesnego, znanego z wycieczek Stambułu, to także przyczynek do nakreślenia historii tego pięknego miasta. Ta niewielka objętościowo książka, licząca zaledwie 144 strony zawiera kompendium wiedzy na temat życia i struktury dawnego Konstantynopola; lata świetności, zapaść, odbudowa - jak Most Galata, na którym codziennie można spotkać te same twarze - wielokrotnie odbudowywany służy nie tylko przeprawie na drugi brzeg, ale jest spoiwem, symbolem i ważną arterią miasta. Mak pisze o specyfice tureckiego myślenia, o przetrwaniu, tradycji i honorze. I jak na zawołanie akurat po Moście miałam okazję przeczytać Honor Elif Şafak.
W swojej najnowszej książce Şafak opowiada historię honorowego morderstwa. Rok rocznie na całym świecie odnotowuje się liczne przypadki tego typu morderstw; w oczach rodziny, czy nawet całej społeczności kobieta, decydująca się na życie z mężczyzną innym, niż nakazuje jej rodzina, zostaje "ukarana". I taki właśnie los spotyka jedną z bliźniaczek z niewielkiej tureckiej wioski; mąż Pembe Toprak odszedł do innej, a ona sama została z trojgiem dzieci i długami męża. Zbieg okoliczności postawił na jej drodze mężczyznę, któremu oddała serce, ale z obawy przed rodziną spotykają się po kryjomu. Jak w Annie Kareninie Şafak piętnuje nierówność płci wobec tradycji; Adem, niewierny mąż nie ponosi konsekwencji zdrady, a Pembe płaci śmiercią za odrobinę szczęścia - zupełnie jak Anna.

Na tej ziemi, gdzie urodziły się Różowe Przeznaczenie i Dość Urody, honor był czymś więcej nie jedynie słowem. Był również imieniem. Dziecku można było dać na imię Honor, jeśli był to chłopiec. Bo honor mieli mężczyźni. Starcy, mężczyźni w średnim wieku, a nawet chłopcy tak młodzi, że ciągle pachnęli jeszcze mlekiem matki. Kobiety honoru nie miały. Miały za to wstyd - ale jak wszyscy wiedzieli, nie byłoby zbyt przyjemnie nosić takie imię.
Jednym z głównych bohaterów jest İskender, pierworodny Adema i Pembe. Już od pierwszego rozdziału wiemy, że to on jest odpowiedzialny za zabójstwo własnej matki. Jednakże nic nie jest takie, jakim się wydaje, przedziwne zbiegi okoliczności działają jakby w imieniu losu (tureckie kismet), wbrew któremu działali bohaterowie.
Honor wciąga. Czyta się go jednym tchem. Şafak, jak Agatha Christie daje nam wskazówki już od pierwszych chwil, a koniec i tak zaskakuje dając jednocześnie nadzieję. Może jestem bardzo nieobiektywna, bo uważam Elif Şafak za jedną z najlepszych pisarek, jakich prozę miałam okazję czytać, ale w jej pisarstwie jest coś, co przykuwa na długie godziny do fotela i sprawia, że człowiek zapomina o bożym świecie. Część, która rozgrywała się w Londynie przypominała mi Białe zęby Zaidie Smith (chyba byłam zbyt ostra dla tej książki, która w gruncie rzeczy była całkiem niezła).
Jeśli mielibyście możliwość, czytajcie właśnie w tej kolejności: Most, potem Honor. Obie polecam bardzo gorąco.
A jeśli chodzi o Stambuł, to bardzo chętnie bym się wybrała, ale tak fizycznie, nie tylko "duchem", jak do tej pory.