Header Image

Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek - Mary Ann Shaffer, Annie Barrows

Lubię od czasu do czasu sięgnąć po lekkie czytadełko, szczególnie w klimacie „Nie oddam zamku”. Jestem świeżo po króciutkiej powieści epistolarnej o koszmarnej nazwie „Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek”. Już na etapie pierwszych rozdziałów wiedziałam, że trafiłam na książkę-bezę: słodkie niby-nic. 


Powieść zaczęła się obiecująco – jest rok 1946, mieszkaniec Guernsey, farmer Dawsey Adams zaczyna korespondencję z pisarką Juliet Ashton, a pretekstem do tego jest egzemplarz książki Charlesa Lamba, który niegdyś do pisarki należał. Moje skojarzenia z „Charing Cross 84” były oczywiste, więc uznałam, że bohaterowie są w średnim wieku. Ale im głębiej w las, tym bardziej książka odchodziła od moich oczekiwań i szła w bardzo przewidywalną stronę. 

Powieść nie jest jednak zła, bo i język jest strawny i postacie zachęcające. Jednak całość – jak beza; słodkie, lekkie i mało treściwe! Wszyscy są dobrzy, odważni i przyjaźni (nawet okupujący Wyspy Normandzkie Niemcy), a wątek miłosny jest przewidywalny i – moim zdaniem – nie potrzebny. Nie wiem, co w tej powieści jest, ale kiedy czytałam ją przed snem, dawałam radę tylko kilka, kilkanaście stron, bo mnie Stowarzyszenie regularnie usypiało. 

Film na podstawie powieści miał premierę zaledwie kilkanaście dni temu. W rolach głównych Lily James oraz Michiel Huisman. To nie jest zbyt wymagający film, ale na sierpniowe niedzielne popołudnie wprost idealny. Szkoda, że nie wszystkie wątki zmieszczono (listy O. F. O'F. W. W.), ale na pocieszenie dostałam Toma Courtenay’a oraz Penelope Wilton, których aktorstwo przedkładam nad młodsze pokolenie. 

Czy to znaczy, że się zawiodłam? Hm, chyba jednak nie, ponieważ nie liczyłam na nic więcej niż miłą, niewymagającą rozrywkę. W sumie może nie była aż tak lekka, skoro poruszała temat Ravensbrück? Jednak lektura pozostawia spoty niedosyt, który prosi się o zaspokojenie – ale czym? 

Książkę wzięłam z wymiany książkowej i chyba znów puszczę ją w obieg. A nuż trafi na swojego czytelnik?

2 komentarze:

  1. Tytuł mi się spodobał i miałam nadzieję na coś z polotem, coś intrygującego i dobrze skrojonego, ale skoro to przewidywalny romans, to podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam dawno temu
    https://mcagnes.blogspot.com/2010/05/stowarzyszenie-miosnikow-literatury-i.html
    i rzeczywiście, dla mnie też było nieco za słodko, wszystko miało kończyć się dobrze i się tak kończyło. Inaczej niż w życiu.

    OdpowiedzUsuń