Header Image

Ktoś we mnie - Sarah Waters

Z pewnością podobnie jak ja, hołdujecie zasadzie „najpierw książka potem film”? Jeżeli tak, sięgnijcie śmiało po powieść Sarah Waters „Ktoś we mnie”. Zdjęcia do filmu już się rozpoczęły i nawet wyciekły pierwsze fotki z planu. Liczę na klimatyczny kameralny horror w doborowej obsadzie i mam nadzieję, że film spełni moje oczekiwania co do wizualnej strony. Spodziewam się czegoś w klimacie doskonałego moim zdaniem filmu „Szepty” (The Awakening). 

źródło: LubimyCzytac.pl

Jednakże książką jestem lekko rozczarowana. Chyba zbyt wiele spodziewałam się po tak utytułowanej autorce. Być może trafiłam na jej słabszą pozycję, więc nie skreślam jej definitywnie (chciałabym przeczytać jej sztandarowe dzieło „Muskając aksamit”). Na moje rozczarowanie wpływ miała nie sama fabuła, co niespieszna, co i rusz zwalniająca narracja, niesprecyzowana konwencja oraz irytujące cliffhangery. 

Całą historię poznajemy z ust małomiasteczkowego lekarza, doktora Faradaya, który za sprawą wizyty w podupadającym domostwie zaprzyjaźnia się z jego lokatorami. Jednakże stary dom skrywa swoje tajemnice, i jak to się często zdarza w wiekowych domostwach, sprawa ociera się o spirytyzm. Jednakże polski tytuł sugeruje, w która stronę „powinien być” skierowany języczek u wagi. 

Owszem, powieść może się podobać, szczególnie jej wątek socjologiczny, chodzi bowiem o zubożałą po II wojnie światowej angielską arystokrację; niedawni panowie w pocerowanych ubraniach roboczych zasuwają po gumnie jak nie przymierzając „jacyś chłopi”, a panie zamiast nosić perły, otulają się powycieranymi kocami, bo nie ma czym w piecach palić. Degradacja, a co za tym idzie wycofanie z życia publicznego potęguje tylko wrażenie wyobcowania. 

Głównym moim zarzutem jest niezdecydowanie autorki co do konwencji. Jeżeli to ma być horror – za mało straszy, jeżeli powieść psychologiczna, to portret doktora Faradaya jest niezbyt skomplikowany. Czegoś zabrakło, choć domyślam się, że rozwiązanie miało być niejednoznaczne i zostawiać nutkę niepewności, ale dla mnie osłabiło wymowę całej powieści. I kiedy już już akcja strzela w górę fajerwerkami ektoplazmy, wszystko nagle ucicha i jesteśmy świadkami nudnawej konwersacji w zdegradowanym saloniku. 

Jak wspominałam na początku, czekam z utęsknieniem na film, w którym grają Domhnall Gleeson (doktor Faraday), Will Poulter (Roderick Ayres), Ruth Wilson (Caroline Ayres) oraz czarująca jak zwykle Charlotte Rampling (pani Ayres). Pozostaje mi jedynie nadzieja, że polski dystrybutor nie zawiedzie (jak w przypadku „Goodby, Chrostopher Robin”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz