Header Image

Jonathan Strange i pan Norrell - Susanna Clarke

Nie pamiętam już dokładnie, w jakie odmętu internetu się zapuściłam, ale nagle zaświtała mi w głowie myśl - muszę wreszcie wypożyczyć Strange'a i Norrella. Przez kilka lat bezskutecznie poszukiwałam serialu (niestety nadal szukam, podobnie jak kolejnych odcinków Szkarłatnego płatka i białego). Książkę z miejsca zamówiłam w bibliotece i już wieczorem mogłam się nią delektować.


Tak, delektować! Magia. Kocham to słowo. Nie tylko całkiem przepadłam w Potterowskim uniwersum, ale dalej poszukuję czegoś choć odrobinę przypominającego genialny miniserial o Merlinie z Samem Neillem.

Wielka Brytania, czasy regencji (literacko – czasy Jane Austen), magia jest uprawiana czystko teoretycznie, co skojarzyło mi się z filozofią, którą dziś uprawia się wyłącznie w ujęciu historii filozofii. I nagle po setkach lat jeden nieśmiały egocentryczny człowieczek przywraca magię Anglii, a wręcz światu. Tytułowy Pan Norrell czyni z magii obiekt mody na miarę (późniejszych) wirujących stolików. Jednakże szybko zyskuje ucznia oraz, jak to często bywa, głównego adwersarza w osobie Jonathana Strange'a.

Powieść o angielskich magach jest debiutem Susanny Clarke. To debiut znakomity, przemyślany i świetnie napisany. Neil Gaiman wypowiada się o powieści w samych superlatywach; nie dziwota, że autorowi Nigdziebądź podoba się ten specyficzny mrok, fantazja i nieprzewidywalność fabuły, bo w niektórych momentach miałam wrażenie, że Susanna Clarke jest tym, czym Robert Galbraith dla JK Rowling.

Powieść liczy sobie z górką osiemset stron. I to jest... mało! Przygody magów i ich znajomych są tak pochłaniające, że angażują bez reszty. Sugestywnie wykreowane uniwersum wykreowane jest wręcz doskonałe - skłaniają się na to legendy, liczne przypisy, które odwołują się do wielu magicznych publikacji, a nade wszystko różnorodne i pochłonięte swoimi spraw(k)ami istoty magiczne, które lekce sobie ważą ludzkie ambicje i uczucia. Słowem - w Jonathanie Strange'u i Panie Norrelu można się zakochać!

11 komentarzy:

  1. Zewsząd kuszą książki z serii UW. Mam wszystkie a czytałam chyba tylko trzy. Smutne. Mam nadzieję, że uda mi się po kilka sięgnąć w tym roku☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wydaje mi się, że to jedna z lepszych współczesnych serii.

      Usuń
  2. Zwięzła, ale jak cudnie esencjonalna recenzja :) Tak właśnie widzi mi się ta książka, którą od dawna mam w planach, ale wciąż czekam na TEN moment.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam ten zachwyt towarzyszący lekturze, mimo że była ona dosyć żmudna. Polecam "Damy z Grace Adieu" - przeurocze opowiadania i baśnie z tego uniwersum <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie na nie poluję :)
      Fakt - książkę czyta się dziwnie powoli. Ale bynajmniej nie nuży.

      Usuń
  4. Kurcze już tyle o tej książce słyszałam, że muszę ją sobie skombinować...

    OdpowiedzUsuń
  5. Od dawna mam ją w planach. W mojej bibliotece jest jeszcze stare, trzytomowe wydanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie wiedziałam, że jest trzytomowe wydanie. W sumie to nawet logiczne, bo rzeczywiście części powieści jest tyle. Zachęcam do przeczytania, bo to kawał dobrej prozy :)

      Usuń
  6. Cudna książka, a i serial też w niczym nie ustępuje. Można go znaleźć w internecie ; )

    OdpowiedzUsuń