Header Image

Listy do przyszłej narzeczonej oraz Listy do cudzej żony z Biblioteki Dzieł Wyborowych (1898r.)

Jedna z moich najstarszych książek, to niepozorna, wydana w 1898 roku broszurka z serii Biblioteki Dzieł Wyborowych. BDW wydawana była w trzech seriach od roku 1897 do 1927 roku, a pozostawiła po sobie ponad tysiąc tytułów.

Pod numerem 16-stym BDW kryją się Listy Listy do przyszłej narzeczonej Juliana Mohorta (Ochorowicza) oraz Listy do cudzej żony Klemensa Junoszy (Szaniawskiego) poprzedzone przedmową Teodora Jeske-Choińskiego, a wydane w 1898 roku.

O Julianie Ochorowiczu napisałam jakiś czas temu osobny artykuł (Julian Ochorowicz - naukowiec od duchów). W dorobku Mohorta Listy są efemerycznym wynikiem mody na poradniki: nadawca listów nie posiadając narzeczonej, ani materiału na nią, zaczyna precyzować, jakie cechy chętnie widziałby u swej wybranki – „Żona moja musi być zdrową. Zanim tedy dalej prowadzić zaczniemy niebezpieczną grę towarzyską, racz mnie pani oświecić, czy nie pijasz czasem octu, czy nie nosisz zbyt ciasnych sznurówek, czy nie wykrzywiasz nóg dwupiętrowymi bucikami, czy nie psujesz twarzy różnemi kremami i pudrami, czy nie czytasz po nocach romansów, wstając o wpół do dwunastej i t. p? W przeciwnym bowiem razie byłbym zmuszony uważać cię raczej za obiekt patologiczny, niż pannę na wydaniu. Powtóre*, radbym wiedzieć, czy nie czujesz pani wrodzonego wstrętu do zimnej wody? Mam bowiem to dziwne uprzedzenie, że kobiety, które dużo używają perfum i olejków (a któraż tego nie robi?), nie mają zwyczaju myć się porządnie. Jest to zapewne grubiańskie uprzedzenie, ale trudno mi się z niego wyleczyć.”

Po napisaniu pierwszego listu bohater znajduje czarującą kobietę, której decyduje się posłać ów epistołę. Adresatka – zamiast odesłać impertynenta w diabły postanawia podjąć wyzwanie dalszej korespondencji. „Moja korespondentka (…) pisze krótko, rąbie aż miło. Co więcej, zauważyłem, że nie używa nad miarę wykrzykników i kresek, a natomiast wierzy w przecinki. Młoda panna, która nie lubi komplementów i wierzy w przecinki. Takiej dotychczas nie znałem”. W takim razie to musi być miłość!

Listy do cudzej żony utrzymane są w nieco innym tonie. Tu subtelny humor zastąpiony jest umoralniającymi obrazkami z życia biedoty miejskiej i wiejskiej. Do narratora, zarazem literata i zatwardziałego kawalera zwraca się listownie o pomoc kuzynka. Kobieta „zrobiła” dobrą partię, jak to się wówczas mawiało, lecz jest znudzona i nieszczęśliwa (nie ma mowy o jakiejkolwiek winie małżonka, który jest czułym, łagodnym mężem przy tym sumiennym i obowiązkowym przedsiębiorcą). Junosza daje w listach prostą receptę na szczęście (nie tylko) małżeńskie: „Jeśli kto chce nie znać, co nudy, co jakieś urojone nieszczęścia, niech wynajdzie sobie zatrudnienie, niech je ukocha, niech mu się odda całą duszą”. A dalej czytamy: „Pewien myśliciel powiada, że matką wszystkiego złego, wszystkich nieszczęść, występków, nawet zbrodni – jest próżniactwo. Człowiek, który nic nie robi i nie jest użyteczny dla drugich, nie zasługuje na miano człowieka – nie jest nim.” Widać tu jak na dłoni ideę pozytywistów, by każdy był społecznie użyteczny. Oczywiście młoda dama pod wpływem napomnień surowego kuzyna zaczyna interesować się gospodarstwem i wychodzi z „otumanienia” - odtąd jest wspaniałą żoną i energiczną gospodynią, a także interesuje się losem biednych i sierot, które „należą” do folwarku.
Zgoda carskiej cenzury

Oczywiście, żeby zrozumieć oba listy należy pamiętać o roli kobiet w końcu XIX-go wieku: prawa wyborcze dla kobiet zostały wywalczone w 1918 roku (w Rosji o rok wcześniej, a Warszawa wówczas była pod zaborem), praca zarobkowa kobiet była koniecznością – pracowały jedynie panny (jako nauczycielki, bony, etc.) lub żony, które zmuszone były dorzucać marne kopiejki do domowej puli uciułane z opierania bogatszych czy handlu. W bogatych domach kobiety najzwyczajniej w świecie się nudziły – pod sobą miały służbę, która była na każde skinienie, do rozrywek należało wówczas malowanie, haftowanie, śpiewanie, jeżdżenie do wód, bale i rauty oraz czytanie francuskich romansów (co zgubiło biedną Emmę Bovary; francuskie romanse są również piętnowane przez Elizę Orzeszkową). Remedium na nudę pozytywiści upatrywali między innymi w angażowaniu się kobiet w cele charytatywne, oraz w gruntownym wykształceniu.

Choć oba zbiory Listów są archaiczne, to jednak nie sposób nie wyciągnąć z nich jakiegoś morału i dla współczesnych (nawet nie tylko żon, czy kobiet, ale chcących tworzyć związek w ogóle): dzielcie zainteresowania, pracujcie dla wspólnego dobra, dobierajcie i poznawajcie, żeby nie było późniejszych rozczarowań i konfliktów. 


Jak widać, wracam do Nieoczywistych, czyli moich wykopalisk z lamusa. Obiecuje przynajmniej raz w miesiącu dzielić się z Wami tym, co mam na regale, a na czym zaległa sepiowa patyna czasu.

* pisownia oryginalna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz