Header Image

Polscy terroryści - Wojciech Lada

W książce Polscy terroryści Wojciech Lada dowodzi, że lata rozbioru, to nie tylko walka w powstaniach, ani knucie w zaciszu paryskich hoteli. To walka partyzancka, niekiedy "poniżej pasa", a w konspirację byli zaangażowani ludzie, którzy w późniejszych latach wiedli prym w polityce Rzeczypospolitej. W samym tylko 1906 roku "Polacy dokonali 1245 zamachów terrorystycznych, z czego połowa na instytucje rządowe, pozostałe zaś na wybranych przedstawicieli carskiego aparatu władzy. Atakowano również instytucje mające związek z pieniędzmi, by w ten sposób sfinansować grubsze, ważniejsze akcje. Napadano - jak na dzikim zachodzie - na pociągi przewożące gotówkę, zastraszano i wymuszano, a także podkładano ładunki domowej roboty, nie mające czasem nic wspólnego z profesjonalnymi bombami.
Lada opisuje późniejszych oficjeli, i tak o Marszałku Piłsudskim pisze, że był "naiwnym wizjonerem (...) nie miał ducha terrorysty i myślał raczej o przyszłych powstaniach". Dlatego szkolił partyjne (PPS) bojówki pod kątem przyszłej armii, przekazując swoim podopiecznym miedzy innymi podstawy musztry.
Mamy także - zapomniane już dzisiaj - zbrojne akcje z użyciem ówczesnych "komandosów", jak ta w Rogowie z 8 listopada 1906 roku, kiedy to PPSowcy nie ponieśli żadnego uszczerbku w swoich szeregach, a brało wówczas udział w akcji 49 osób. Akcja w Rogowie była jedną z największych, oraz najlepiej zorganizowanych po 1863 roku. Przytacza Lada średnio udany zamach na pociąg w Bezdanach; co prawda uzyskano w ten sposób fundusze na dalszą walkę, ale ledwo pokryła ona wydatki. 
Próbowano również "walczyć" na własną rękę; tysiące proletariuszy pod sztandarem walki z uciskiem zajmowało się wymuszeniami na własne konto. Większość uzbrojona w kradzioną lub kupowaną nielegalnie broń napadała na cywili w oczekiwaniu łatwego zysku. 
Temat książki robi duże wrażenie; jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia o walkach o wolność w kategoriach bohaterstwa, męstwa, poświęcenia i do głów większości z nas nie przyszłoby, że mamy swoich Michaelów Collinsów, bo po prawdzie nie widzę różnicy w postępowaniu PPSowców i IRA. Czytelnik dostaje szereg relacji, tekstów źródłowych, oraz sporo zdjęć i rycin.
P.S. Gratuluję grafikom - książka ma bajeczną okładkę, na która można patrzeć godzinami.

Objazd - Błaga Dimitrowa

Naszym życiem rządzi przypadek. A może jest coś więcej, jakaś dziwna celowość w pozornym bezładzie chwil? Zagapiłam się, wysiadłam przystanek dalej, a do miejsca przesiadki miałam kilka przecznic dalej, niż pierwotnie zakładał plan. Ale gdybym wysiadła tam, gdzie zamierzałam, nie spotkałabym dawno nie widzianej przyjaciółki. Niesamowite, odświeżające spotkanie!
Przypadek, a może chichot losu sprawił, że akurat tego dnia - będąc w podróży - czytałam Objazd Błagi Dimitrowej. Bojan, inżynier po czterdziestce przypadkiem (?) zmuszony jest jechać objazdem do Sofii. W drodze spotyka Nedę, której nie widział siedemnaście lat. Łączyło ich silne uczucie, które w chwili spotkania daje o sobie znać. Powieść Dimitrowej jest pisana pięknym, onirycznym, poetyckim językiem, a całość skonstruowana jest niezwykle misternie: z dziesięciu dni, które spędzili ze sobą Neda i Bojan będąc studentami zwykła sprzeczka "urwała" jeden dzień - na "odpracowanie go" czekali niemal dwie dekady. Jeśli byłabym pisarką, strasznie bym zazdrościła Dimitrowej pomysłu na bohaterów: on, inżynier, buduje nowe miasta, jego strzała czasu wymierzona jest w przyszłość; ona, historyk, archeolog, odkopuje pozostałości starych miast sprzed wieków. 
Narracja prowadzona jest w drugiej osobie. To dość niezwykłe, ponieważ utarło się, że ta pierwszoosobowa i trzecioosobowa są najlepsze. A Objazd tylko na tym zyskuje - Neda jest kimś w rodzaju wszechwiedzącego narratora, zarazem bohaterki; to ona wspomina, ona pokazuje nam owe dziesięć dni jak również ten jeden "rezerwowy". 
Pierwszy raz czytałam powieść pisarki bułgarskiej. Ba! Nawet nie znałam dotychczas tego nazwiska. A okazuje się, że w naszym kraju Dimitrowa nie była tak kompletnie anonimowa. Tłumaczka Pana Tadeusza i wierszy Szymborskiej (mąż Dimitrowej, Jordan Wasilew mówi o przyjaźni obu pań), bojowniczka o wolność w swojej ojczyźnie, w 1991 została wybrana do Zgromadzenia Narodowego, została nawet wiceprezydent! Dimitrowa zaintrygowała mnie swoją postacią, a Objazd pozostawił niedosyt - mam wielką ochotę sięgnąć po wiersze jak i inne powieści autorki. 

Wspomnienia Dimitrowej o Szymborskiej: TU 
Film Objazd na podstawie powieści: TU
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytamy Książki Nieoczywiste.

Bractwo Bang Bang - Greg Marinovich, João Silva

W listopadzie ubiegłego roku natknęłam się na film o południowoafrykańskich fotoreporterach wydarzeniowych Bractwo Bang Bang. Obiecałam sobie wówczas, że kiedy tylko będę miała okazje - sięgnę po wspomnienia Marinovicha i Silvy. Książka została przełożona przez specjalistę od tamtych, trudnych  rejonów świata - Wojciecha Jagielskiego, który swoje przemyślenia dotyczące przemian w RPA zawarł w repotrażu Wypalanie traw
Marinovich pisze*: "nigdy czegoś takiego nie było, nigdy nie było takiego bractwa. I nigdy nie było też tak, że tylko my czterej byliśmy członkami tej swoistej sekty kultu światłoczułych. Było nas kilkunastu, którzy relacjonowaliśmy zamieszki trwające od uwolnienia Nelsona Mandeli z więzienia aż do pierwszych, w pełni wolnych wyborów". Dla przypomnienia - mówimy o okresie pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy kończył się w RPA apartheid. Dalej fotoreporter opowiada o krwawych zamieszkach, które prowokowała głównie Zuluska Inkatha. Zginęło wówczas wielu mieszkańców Soweto niezależnie od wieku, czy płci, głównie z plemion nie-zuluskich, takich jak Nguni, Pondo czy Khosa, z których wywodził się między innymi Mandela, oraz zdobywca Pokojowej Nagrody Nobla, Desmond Tutu. Marinovitch opisuje genezę powstania słynnego zdjęcia z mężczyzną-żywą pochodnią, za które dostał nagrodę Pulitzera. Miał świadomość, że fotografuje coś nieprzeciętnie ważnego, ale i jednocześnie śmiertelnie groźnego. 
Bang Bang to także Ken Oosterbroek, który zginął w zamieszkach w Thokozie w 1994 roku (Marinovich został wtedy ranny), oraz kolejny zdobywca Pulitzera - Kevin Carter. Carter wywołał niesamowite kontrowersje zdjęciem małej Sudanki umierającej z głodu. Za dzieckiem, które nie ma siły ustać na własnych nogach czai się sęp (TU). Carter "nawet nie próbował pomóc dziecku - czy to znaczy, że nie zdał testu na człowieczeństwo?" Jednocześnie w obronie przyjaciela autor wspomina o rozmowie z pracownikiem organizacji dobroczynnej, który "ze swojego doświadczenia wiedział, że [dziecko] mogło zostać tam pozostawione na chwilę przez matkę i że ta mała dziewczynka najprawdopodobniej nadal żyje." Marinovich jednak wspomina (w książce ten wątek przewija się dość często), że kiedy tylko można było komuś pomóc, któreś z fotoreporterów, oraz Heidi, jego ówczesna narzeczona, natychmiast wkraczali do akcji. Przywołuje sytuacje z ogarniętego ostrzałami Kabulu, kiedy Silva z premedytacją poniechał zrobienia zdjęcia, by pomóc umierającemu chłopcu. Myślę, że autorzy doskonale zdają sobie sprawę z etykietki sępów, żywiących się ludzką krwią, a podając takie przykłady człowieczeństwa i zachowania fair play obalają ten niechlubny mit. "W ciągu lat wielokrotnie przerywaliśmy fotografowanie, żeby zawieźć bojowników lub cywili do szpitala - często tylko my dysponowaliśmy samochodem." Ze słów autorów można również wyczytać swoiste poczucie misji - fotoreporterzy wydarzeniowi, czy wojenni nie tylko dokumentują, ale i posyłają obraz dalej. Dzięki nim mamy świadomość co się dzieje w odległych rejonach świata. Przybliża nam to całą złożoność obrazu geopolitycznego naszego rozległego uniwersum. "Nasze fotografie sprawiały być może, że czytelnicy dostrzegali, iż w innych częściach świata inni ludzie walczą o życie. Gdyby nie nasze zdjęcia, być może nigdy by się o tym nie dowiedzieli."
Dużym plusem są dołączone fotografie, niektóre są niezwykle wymowne i szokujące. Autorzy dają nam również pogląd o pracy fotografa w czasach przedcyfrowych. A chcący sobie przypomnieć historię RPA na końcu książki znajdzie kalendarium najważniejszych wydarzeń.

* chociaż książka jest wspólnym dziełem Marinovicha i Silvy, całość jest pisana z perspektywy tego pierwszego.

Dom tęsknot - Piotr Adamczyk

Rzadko sięgam po nową beletrystykę, a jeszcze rzadziej po polską nową beletrystykę. Książkę poleciła mi (i pożyczyła) koleżanka z pracy. -Weź, - powiedziała, - spodoba ci się na sto procent. Nie czytałam innych recenzji, nie czytałam nawet słów z okładki. Poszłam na żywioł.
Dom tęsknot wciągnął mnie od pierwszych stron. Napisana żywym językiem, gładko się toczy. I nim się człowiek spostrzeże - książka przeczytana. Wrocławska kamienica, niczym ta na Złotej w Warszawie, skupia mieszkańców z przeszłością; matka głównego bohatera, Piotrka, jest Niemką, która jakimś cudem nie została wysiedlona, ojciec jest przesiedleńcem ze wschodniej wsi, jest i lwowski profesor, piękna Wieczne Potępienie wodzi mężczyzn na pokuszenie (wyobrażałam ją sobie jako podobną do Kaliny Jędrusik), cieć Smok z rozmiłowaną w świętych obrazach żoną, siostra Immakulata, która choć do zakonu już nie należy, dalej przywdziewa habit... A zmieniające się epoki niczym na fotograficznej kliszy, widać na sztandarach, wielokroć prutych i przehaftowywanych.
Bohater dorasta na naszych oczach, a lokatorzy podążają tropem kielicha Lutra, mitycznego skarbu, który miał posłużyć hitlerowskiej propagandzie. Całość jest sentymentalna (w dobrym tego słowa znaczeniu), zabawna, niekiedy poetycka (kiedy Adamczyk pisze o miłości), mądra i ekscytująca. Może wyświechtanym frazesem będzie, kiedy powiem, że bohaterowie Adamczyka to postacie z krwi i kości, ale tak jest w istocie. 
Niedawno czytałam nową powieść Pawła Huelle, która ma z Domem tęsknot bardzo zbieżne watki: tu Breslauerzy, tam Kaszubi, tu Niemka, która została w Polsce, tam również. Tu i tam tajemnica, tam dom jednorodzinny, do którego w czasach powojennych dokwaterowywano, tu secesyjna kamienica z mieszkaniami dzielonymi przez nowych decydentów. Tyle, że odniosłam wrażenie, że Huelle chce zawrzeć wszystko w jednej powieści (moim zdaniem zupełnie nieudany był wątek sadystycznego Francuza i jego pamiętnik, nie kleiło mi się to z wątkiem Szczurołapa, który uważam za najlepszy). Adamczyk jest konsekwentny, nie uprawia sztuki dla sztuki, a siłą rażenia mogłabym go porównać do... Zafona. Wiem, jestem nudna z tym Zafonem, ale dla mnie to taki papierek lakmusowy współczesnej pop-beletrystyki. 
Jestem bardzo ciekawa poprzedniej powieści Adamczyka. I oczywiście, już nie mogę się doczekać kolejnej.

Witamy w czytelniczym raju

W poniedziałek odwiedziliśmy czytelnicze piekło. Jako czyściec chciałam wskazać wszystkie nieprzeczytane książki... ale pomyślałam, że to chyba część raju. A jak wygląda czytelniczy raj?

1. Ulubiona księgarnia zawsze sprzedaje Ci książki z rabatem, w bibliotece jest mnóstwo nowości jeszcze pachnących drukarnią, a na wyprzedażach udaje Ci się upolować prawdziwe cudeńka. 

PiMBP w Rybniku

2. Twój ulubiony pisarz zapowiada kolejny tom fenomenalnej serii, za którą przepadasz.

Zafon zapowiedział kolejny tom serii!

3. Zawsze masz czas, by czytać.

4. W czytelniczym raju książki są szyte, w twardych okładkach, nierzadko z zakładkami z tasiemki i obwolutami. 

5. Trafiasz na najpiękniejsze okładki, jakie mogły kiedykolwiek powstać.


6. Zawsze pod ręką masz ulubiony notatnik, pióro i ulubioną zakładkę, która nigdy się nie gubi (to samo z okularami, które zawsze okazują się być na miejscu!).

7. Ekranizacja jest tak dobra jak książka, na podstawie której powstała.

8. Trafiasz na tłumacza-geniusza.

9. Klasyka jest pięknie ilustrowana.

10. Udaje Ci się zdobyć komplet klasycznych dzieł ulubionego pisarza/poety.

11. Spotykasz autora, który daje Ci autograf, lub przeprowadzasz z nim wywiad - wszystko w miłej atmosferze.

12. Kupujesz "zremasterowane" książeczki, które uwielbiałeś w dzieciństwie.

13. Jeździsz na książkowe eventy i spotykasz przyjaciół, takich samych książkowych wariatów jak Ty:)
Zdjęcie ze spotkania Śląskich Blogerów Książkowych w Gliwicach

Piekło czytelnika

Drogi Czytelniku, właśnie umarłeś i trafiłeś do piekła. A takie czytelnicze piekło wygląda tak: 

1. Serie wydawane są w różnych wielkościach:

2. Wśród twardych okładek zawsze znajdziesz jedną w miękkiej:





3. Trzeci tom trylogii wydany jest w innej stylistyce niż dwa poprzednie:




4. Albo masz pierwszą i trzecią część, bo drugiej nie można nigdzie kupić!:

5. Przypisy - jeśli w ogóle są, znajdują się na końcu książki:

6. Udaje ci się zdobyć tylko jeden z dwu tomów:

7. Twój ulubiony pisarz(pisarka), w którym pokładałeś/łaś nadzieje przestaje pisać, albo z niewiadomych przyczyn w Twoim kraju nie wydadzą jego/jej nowej powieści:

8. Okładki wyglądają tak:
albo tak:

9. Literki są naprawdę maleńkie:

10. Okładki i strony są klejone, a nie szyte:

11. Ludzie robią to:
albo (o zgrozo!) to: (dla nich jest oddzielny krąg piekielny!)

12. W drukarni zrobią Ci to:

13. Tłumaczenie jest tak złe, że zmienia sens powieści, a ekranizacji nie da się oglądać nie obgryzając ze złości paznokci.
14. Wydawca zmusi Cię do zakupu książki ulubionego autora zmieniając tytuł powieści: TU.

15. Do tego w zasięgu ręki nie znajdziesz żadnej zakładki, ani długopisu/kartki, kiedy chcesz zapisać jakiś cytat.

Ale spokojnie, to tylko sen. We środę zabiorę Cię, Czytelniku do Nieba!

W drodze - Jack Kerouac

Mityczne lata 50-te ze swoimi domkami szeregowymi na bogatych przedmieściach, złote lata amerykańskiej prosperity były odpowiedzią na lata kryzysu lat 30-stych, oraz wojenne zaciskanie pasa. Ten lukrowany torcik, ten obrazek schizofrenicznej szczęśliwości miał jednak wiele rys. nie każdy chciał lub mógł uczestniczyć w celebrowaniu tego nowego, pięknego świata idealnego. Stąd takie teksty, jak pełne bólu studium depresji w Szklanym kloszu (data wydania 1963 r.), oraz wytykające bezcelowość ludzkiej egzystencji W drodze (wydana w 1957 roku).
W pierwszej, rzucającej się w oczy warstwie zawarł Kerouac obserwacje poczynione podczas licznych włóczęg po Stanach. Ważnym składnikiem dzieła jest doskonała muzyka z Milesem Davisem, Theloniousem Monkiem, czy Charlim Parkerem na czele, która leczy pokancerowane dusze bohaterów. Clou powieści jednak nie stanowią - moim zdaniem - benzedrynowe odloty, jak to zapowiada blurb, a miałkość życia niepotrafiących się dostosować do uniformu powszechnej szczęśliwości młodych ludzi. 
Kerouac pisze: "Czyż nie jest tak, że człowiek zaczyna życie jako urocze dziecko, które wierzy święcie we wszystko pod dachem swojego ojca? A potem nastaje dzień laodycejski, kiedy dowiadujesz się, że jesteś marny, nieszczęśliwy, biedny, ślepy, nagi, i z tą wizją upiornego, udręczonego ducha idziesz drżąc cały przez koszmarne życie". Stąd droga, droga będąca alegorią życia, droga bez celu, podróże bez destynacji, podejmowanie chaotycznie, by tylko móc zająć czymś umył i ciało. 
Utarła się etykietka powtarzana jak mantra, że W drodze jest "sztandarowym dziełem ruchu Beat Generaton", pokolenia dziś nierozumianego, zapomnianego, do którego doczepiono łatkę napuszonego ekscentryzmu. Rozszyfrowano bohaterów z imienia i nazwiska, a życie dopisało ciąg dalszy do ich curriculum vitea. W muzeum w San Francisco można obejrzeć zwój, przypominający manuskrypty z Qumran. Jednak ponadczasowość powieści tkwi w jej przesłaniu - droga to życie, a im bardziej świadomy jesteś, tym bardziej nieszczęśliwy. Spostrzeżenia poczynione przez autora w Meksyku, gdzie spotyka "szczęśliwych" Indian nie zaznajomionych z "dobrodziejstwami" cywilizacji jednoznacznie potwierdzają tę tezę. Zmiekczaczami twardej, frustrującej rzeczywistości są muzyka, seks, benzedryna. A zastanówmy się nad naszym pokoleniem - jesteśmy czcicielami mediów, śmiesznych kotów z you tuba, jesteśmy "wydawaczami kasy" na - w gruncie rzeczy - nie przydatne pierdoły. Nikt na poważnie nie podejmuje tematu sensu życia, bo nie chcemy traktować go zbyt serio (być może przeraża nas to, a jak głosi hasło z Joe Monster: "powaga zabija powoli"). Jest ci źle? idź na zakupy, poklikaj ze znajomymi na facebooku, wyrusz w drogę... Jednocześnie Kerouac nie daje odpowiedzi na pytanie "jak żyć?". Sal, alter ego pisarza, narrator powieści, sam tego nie wie, nawet nie próbuje zmienić życia na lepsze, bo tak naprawdę w tej materii nic się nie da zrobić. Zostaną tylko nasze selfie, na których będziemy happy: "Uprzytomniłem sobie, że pewnego dnia nasze dzieci będą oglądać te wszystkie [nasze] zdjęcia ze zdumieniem, przekonane, że ich rodzice wiedli gładkie, uporządkowane, ustabilizowane-tak-jak-na-zdjęciu życie, że wstawali rano, aby kroczyć dumnie chodnikami życia, i nigdy nawet nie będą podejrzewać łachmaniarskiego szaleństwa i burzliwości naszych faktycznych żywiołów, naszej faktycznej nocy, tego piekła, bezsensownej, koszmarnej drogi. Wszystko to w pustce bez końca i bez początku. Żałosne przejawy ignorancji."
*   *   *
W 2012 roku powstała ekranizacja powieści z Samem Riley'em (boski jako Ian Curtis w Control), "Synem Flynna" oraz kochanicą wampirów. Mimo obsady i naprawdę cudownych zdjęć - nie polecam tej płytkiej szmiry. Jeżeli ktoś chce poczuć klimat powieści proponuję sięgnąć po Inside Llewelyn Davis - choć zamiast bopu jest folk, blisko obrazowi do powieści Kerouaca.