Header Image

W krainie czarów - Sylwia Chutnik

O tej książce usłyszałam w audycji "Z najwyższej półki". Prowadzący, Michał Nogaś, tak potrafi zachęcać, że mam ochotę pędzić na złamanie karku do księgarni i kupować, kupować, kupować. Ostatnio coś tam mieliśmy załatwić w mieście i przy okazji wstąpiliśmy do Orbity "tak tylko pooglądać". No, nie będę się chwaliła stosikiem (pochwaliłam się na facebooku), grunt, że jedną ze zgarniętych pozycji była najnowsza książka Sylwii Chutnik, W krainie czarów.
Opowiadania, antybajka, rozliczanie z 25 latami wolności. Nawet słyszałam, że to miał być taki rodzaj polemiki ze Znakami szczególnymi Pauliny Wilk (przyznam się bez bicia, że jeszcze nie czytałam). 
Nie będę streszczała wszystkich opowiadań, są nierówne i skompletowane raczej przypadkowo: kilka opowiadań o Śląsku (a raczej o Zagłębiu), Powstanie warszawskie, pocztówki z dzisiejszej warszawy. Kraina rozczarowania, w której wiecznie utyskująca na wszystko Anna musi się opiekować zdziecinniałą matką (jedno z najlepszych opowiadań w zbiorze), ponadpięćdziesięcioletnia prostytutka barwnym językiem (nie mylić z "wulgarnym") opowiada o całym swoim życiu, rodzeństwo nafaszerowane historiami z czasów Powstania, które opowiada im babcia gubi się w nawiedzonej piwnicy. Te opowiadania z pewnością zapadną w pamięć, jak również opowieść o dziewczynie, która po rozmowie kwalifikacyjnej próbuje "wziąć się za siebie", wylaszczyć, ale "nic z tego, proszę pana w budce z warzywami. Jak sobie człowiek ułoży choćby zarys scenariusza, to mu nogę urywa, walec go przejeżdża, samolot bombarduje. To mu kradną w biały dzień głowę z dupą i jeszcze spuszczą w toalecie*". Zapada w pamięć, odrobinę przewrotne Przeszkadzały o niedoszłym księdzu, oraz lekko erotyczne Niewinne czarodziejki, czy smutne opowiadanie Dancing.
Bohaterowie Chutnik są samotni, zgorzkniali, rozczarowali, prawdziwi. Autorka dostrzega detale, których się na ogół nie zauważa. Ubiera je potem w niemal poetycką a otoczkę: metro mieli tłum, zgrzytają tramwaje**.  Wynotowałabym więcej takich smaczków, ale nie miałam ołówka pod ręką. Jedno opowiadanie jest słabe. Jest napisane nie wiadomo po co. Na końcu jest rys słuchowiska. Dobrego słuchowiska, które warto byłoby rozszerzyć i puścić w radio. Nawet jakoś udało mi się podstawić twarze, głosy. Matkę zagrałaby Stenka, Polę, sąsiadkę z góry Ina Benita. Tak, wiem, że anachronicznie i nieprawdopodobnie, ale to moja wersja napisanego przez Chutnik tekstu. Chyba taki mały komplement na koniec wyszedł, że coś się dzieje dalej z tekstem w głowie czytelnika, że pobudza.

* s. 98
** s. 106
Follow on Bloglovin

Julian Ochorowicz - naukowiec od duchów i... telewizora

J. Ochorowicz. fot. J. Mieczkowski
Udoskonalił telefon, niemal wynalazł telewizor, był prekursorem użycia hipnozy w leczeniu chorób, a zjawiska paranormalne chciał badać w sposób naukowy. Julian Ochorowicz był prawdziwym człowiekiem renesansu, który na skutek złej prasy rodzimych środowisk naukowych został napiętnowany jako szarlatan. 

 POZYTYWISTA-MESMERYSTA 

Urodził się 23 lutego 1850 roku w Radzyminie. Wychowywany był od piątego roku życia przez charyzmatyczną matkę, w Warszawie będącej wówczas pod zaborem rosyjskim. Młoda wdowa, Jadwiga z Sumińskich była jedną z pierwszych polskich emancypantek. Po 1863 w skutek zaostrzonych represji ze strony władz Ochorowiczowie wyjechali do dalekiego Lublina, gdzie Julian kontynuował naukę w gimnazjum. To właśnie tam poznał Aleksandra Świętochłowskiego, oraz Aleksandra Głowackiego, późniejszego Bolesława Prusa, który w powieści Lalka odmalował szkolnego kolegę w osobie naukowca Ochockiego. Od najmłodszych lat Ochorowicz zafascynowany był nauką Franza Antona Mesmera o magnetyzmie zwierzęcym, z Warszawy „wyniósł” rzekome zdolności mediumiczne. Także przyjaciele z gimnazjum mieli na niego niebagatelny wpływ jako przyszli prekursorzy nowego prądu jakim był pozytywizm. Ambitny młody człowiek o imponującej inteligencji mając w zanadrzu metody naukowe chciał stworzyć podstawy nowoczesnej psychologii. Zaczął studia na Wydziale Filologiczno-Historycznym, który wkrótce porzuciła na rzecz Wydziału Przyrodniczego, gdzie studiował psychologię. Wiele wówczas publikował, głównie pod nazwiskiem Julian Mohort. 

NASTĘPCA BELLA 

W latach 70-tych XIX-go wieku głośno było o wynalazku traktowanym początkowo z przymrużeniem oka. Ten wynalazek służy nam do dziś; mowa oczywiście o telefonie wynalezionym między innymi przez Alexandra Grahama Bella. Celowo używam zwrotu „między innymi”, ponieważ jak to wielki sukces – miała kilku ojców: Antonia Meucci’ego, Philippa Reisa, Elishę Greya, Bella, a także… Juliana Ochorowicza. Ochorowicz dodał do wynalazku Bella drugą membranę, dzięki czemu dźwięk był ostrzejszy i można go było przenosić na większą odległość. Dodał także niewielki generator własnej konstrukcji, który miał wytwarzać silne pole elektromagnetyczne. Badając zjawiska elektryczne i elektromagnetyczne wpadł na trop przenoszenia na odległość obrazów. Pomysł polegać miał na zmianie światła na impuls elektryczny, który przesłany na żądaną odległość zostałby ponownie zamieniony na obraz. Niestety, z przyczyn natury technicznej, oraz z powodu braku funduszy, Ochorowicz poprzestał na samej teorii; w praktyce obraz był niewyraźny, a urządzenia nie zawsze działały zgodnie z zamierzeniem. 

 HIPNOTYZER 

Jako młodzieniec Ochorowicz chwalił się umiejętnościami telepatycznymi. Ponoć miał hipnotyzować swoich znajomych podczas spotkań towarzyskich. Jako dorosły człowiek stał się prekursorem psychologii empirycznej. W Paryżu dokąd wyjechał nie znalazłszy sobie miejsca w kraju stał się wziętym i cenionym specjalistą, a także autorytetem w sprawach hipnozy, która leczył z powodzeniem między innymi depresję, nerwice i migreny. Jeszcze w latach 70-tych została opublikowana praca Ochorowicza pod tytułem Duch i mózg na temat dychotomii materii i myślenia/czucia/woli; w pracy przeczytać można szereg fascynujących spostrzeżeń na temat ludzkiego (oraz zwierzęcego) mózgu oraz psychiki ludzkiej. Wspomina tam Ochorowicz o podwójnej świadomości magnetyzowanych (ludzi), co może być zalążkiem późniejszej naukowej fascynacji zjawiskami mediumicznymi. Wkrótce został honorowym członkiem Towarzystw Badań Psychologicznych w Wielkiej Brytanii, Niemczech, na Węgrzech oraz w Stanach Zjednoczonych. W kraju jednak przylgnęła do niego etykietka dziwaka; skostniałe kręgi naukowe nie potrafiły przyjąć tak radykalnych nowinek.


WIRUJĄCE STOLIKI

Segard, Ochorowicz i Palladino, 1894r
Mając doświadczenie zarówno jako konstruktor, oraz doskonały psycholog Ochorowicz zajął się badaniem popularnych na całym tak zwanym cywilizowanym świecie mediów. Do prekursorów nowoczesnego spirytyzmu zalicza się Swedenborga, ale wówczas największy rozgłos zyskały siostry Margaretta i Kate Fox z amerykańskiego miasteczka Hydesville. W piątek 31 marca 1948 roku Kate nawiązała kontakt z duchem nawiedzającym dom jej rodziców. Wkrótce obu siostrom tak sprawnie wychodziło porozumiewanie się z duchami, że zaczęły występować na scenie ze spirytystycznymi pokazami. Jednym z teoretyków spirytyzmu był Alan Kardek. Ułożył listę 1018 pytań do duchów, które miały wyjaśnić ich naturę, świat duchowy i jego związek ze światem materialnym. Odpowiedzi duchów na te pytania umożliwiły mu napisanie i wydanie Księgi duchów, która okazała się ogromnym sukcesem. W tym dziele przedstawił doktrynę spirytyzmu: Człowiek nie składa się jedynie z materii; jest w nim składnik myślący połączony z ciałem fizycznym, które porzuca, tak jak porzuca się zniszczone ubranie, kiedy jego aktualna inkarnacja dobiega końca. Po tej dezinkarnacji, zmarli mogą porozumiewać się z żywymi bądź bezpośrednio, bądź za pośrednictwem medium w sposób widzialny i niewidzialny. Ochorowicz jako naukowiec próbował znaleźć wytłumaczenie, które zadowalałoby jego ścisły umysł. W 1893 w Tygodniku Ilustrowanym pisał mając w pamięci badanie nad niezwykłością ludzkiego mózgu: w zjawiskach tych [paranormalnych] nie ma nic nadnaturalnego, są tylko nadnormalne objawy fizjologiczne, które prędzej czy później zostaną sprowadzone do praw psychofizycznych. Wkrótce buduje urządzenie nazwane hipsoskopem badające podatność pacjenta na hipnozę, a także maszynę badającą opór elektryczny wytwarzany przez medium. Również teoria ideoplastii, która powstała pod wpływem międzynarodowej sławy medium, Eusapii Palladino, ma podstawy naukowe. Ideoplastia, - jak pisze Jerzy Prokopiuk w książce Nieba i piekła - to działanie niezbadanej energii psychicznej żywego organizmu, w obrębie którego działa prawo asocjacji ideo-organicznej, czyli prawo skojarzenia między wyobrażeniem pewnego stanu organicznego, a samym stanem organicznym. Medium jest istotą, u której w transie jedno wyobrażenie może wystąpić z wyjątkową siłą, a tracąc swoje asocjacje organiczne, odzyskuje swoje asocjacje kosmiczne. Najprościej mówiąc - medium na skutek niezwykłego oddziaływania siłą umysłu, a więc siłą niezbadanych (jeszcze) obszarów mózgu potrafi wytworzyć fizyczny skutek, np. pukającą rękę, ruch wirowy stolika, etc.
Od lat 90-tych związany był z Wisłą, gdzie kupił domki letniskowe. Nie porzucił jednak teorii naukowych, wręcz przeciwnie; na początku ubiegłego wieku odkrył niezwykle silne medium – Stanisławę Tomczykównę, której alter ego, czy też przewodnikiem była „mała Stasia”. Ochorowicz zaobserwował wówczas „personifikację fluidyczną” (nitki „fluidu” wyłaniające się z medium pod wpływem seansu), które objawiają się w głębokim śnie hipnotycznym. Jak na naukowca i wynalazcę przystało skonstruował kilkanaście przyrządów do badania promieni Xx (promieniowanie mediumiczne), aparaty fotograficzne mające utrwalić ów fluid, itp. Rzekome zdjęcie „małej Stasi” obiegło cały świat jako dowód na istnienie duchów. Ochorowicz prowadził również badania nad fotografowaniem wyobrażeń i myśli. Być może o sto lat wyprzedzał swoje czasy, ponieważ dziś prowadzi się „na poważnie” podobne badania w amerykańskich ośrodkach naukowych.
Julian Ochorowicz zmarł na atak serca w Warszawie w 1917 roku i został pochowany w rodzinnym grobie na Cmentarzu Powązkowskim. 

Źródłem zdjęć jest Wikipedia, zdjęcia objęte są prawem autorskim na licencji CC
1.http://pl.wikipedia.org/wiki/Julian_Ochorowicz
2.http://en.wikipedia.org/wiki/Eusapia_Palladino

Pisma Juliana Ochorowicza dostępne na stronie http://www.polona.pl/search/ab918fa0-10a1-11e4-a56b-b1c108e4af06/#
Follow on Bloglovin

Panama - Janosch

W małej chacince niedaleko rzeki żyli sobie powolutku Miś z Tygryskiem. Ale nam się dobrze powodzi - mawiał Tygrysek - mamy przecież wszystko, czego dusza zapragnie, i możemy się niczego nie bać. Zbierali grzyby, łowili ryby, a jak się któremu nie chciało wychodzić, jedli kalafior z kartofelkami prosto z ogródka. Któregoś dnia Miś znalazł w rzece skrzynkę po bananach, na której widniał napis PANAMA. Powąchał i stwierdził, że Panama, jak długa i szeroka pachnie bananami. Panama to kraj naszych marzeń. Nazajutrz obaj przyjaciele wyruszyli na wielką wędrówkę w poszukiwaniu Panamy.
Tak się zaczyna pierwsza z kilkunastu historyjek o dwu niezmiernie sympatycznych szaławiłach. 
Opowiadanka są mądre, z morałem (nie mylić z moralizatorstwem), oraz dużą dawką pociesznego humoru. 
Misia i Tygryska poznaliśmy jakieś dwa lata temu, i od tamtej pory zaprzyjaźniliśmy się z tą dwójką. Mówię my, bo to ważne przy wspólnym czytaniu, żeby rodzic też miał satysfakcje z lektury; kiedy dorosły czyta od niechcenia, dziecko od razu to wyczuje. Czcionka jest duża, wiec starsze (niż moje) dziecko może czytać sobie samo (chociaż mój synek już zaczyna fajnie składać literki i potrafi przeczytać proste wyrazy).
Tomik Panama zawiera sześć historyjek ilustrowanych przez autora. Niestety, nie są to wszystkie opowiadania jak to zapowiada tytuł, ale mamy nadzieję, na kolejne tomy. W zbiorze znajdują się - oczywiście tytułowa Panama, czyli Ach, jak cudowna jest Panama, Idziemy po skarb, Poczta dla Tygryska, Ja ciebie wyleczę, powiedział Miś, Dzień dobry, Świnko oraz Wielki bal dla Tygryska
Autorem niniejszych opowiadanek jest Janosch, urodzony w Zabrzu pisarz niemieckojęzyczny. Janosch, właściwie Horst Eckert, w marcu skończył 83 lata. Mieszka na Teneryfie, i mimo iż wielokrotnie wracał do ukochanego Zabrza, dziś nie pozwala mu na to stan zdrowia. W 2011 roku miasto przyznało mu tytuł honorowego obywatela. Część z Was z pewnością kojarzy Janoscha jako autora Cholonka - na poły autobiograficznej powieści przełożonej na język teatru. Młodszym czytelnikom polecamy Panamę.

Follow on Bloglovin

Roger Fenton - ojciec fotografii dokumentalnej

Rogera Fentona urodzonego w 1819 roku, śmiało można nazwać prekursorem fotografii dokumentalnej, czy wręcz reportażu wojennego. Kto wie, może gdyby żył w dzisiejszych czasach uwieczniałby Irak, Afganistan, czy... Krym. Błyskotliwa kariera pierwszego fotoreportera Zjednoczonego Królestwa trwała zaledwie dekadę, ale jako wszechstronny twórca wywarł Fenton niebagatelny wpływ na swoich następców.

 
Roger Fenton, 1852r.

PASJA PEJZAŻYSTY

Roger Fenton pochodził z zamożnej przemysłowej rodziny. Urodzony na przednówku rewolucji przemysłowej  w Manchesterze, studiował prawo, które porzucił  tuż po otrzymaniu dyplomu, by oddać się swojemu największemu marzeniu, jakim było malarstwo. Na swojej drodze spotkał uznanego pejzażystę, Gustave'a Le Graya, który okazał się piewcą nowej sztuki wymyślonej przez pana Daguerre'a. Le Gray wkrótce stał się mentorem Fentona, który również zaczął eksperymentować z nową techniką. Tworzył od końca lat 40-tych XIX-go wieku, między innymi tworząc pejzaże sielskiej Anglii oraz, co warto podkreślić, dokumentował liczne podróże. Zasłynął między innymi tym, że jako pierwszy sfotografował Egipt. Był Fenton także członkiem komisji rządowej i jako wysłannik Mission Heliographique uwiecznił dla potomnych zabytki Francji. 

ROSJA, 1852r

We wrześniu 1852 roku w swych licznych peregrynacjach dotarł do Kijowa by udokumentować otwarcie mostu nad Dnieprem. Most jak na owe czasy był nowatorskim dziełem, a powstał według planu brytyjskiego inżyniera, Charlesa Blackera Vignolesa (niestety, most został zburzony w czasie działań wojennych w latach 40-tych ubiegłego wieku).Fenton stanął wówczas przed ogromnym wyzwaniem  i podołał temu zadaniu doskonale łącząc pietyzm fotografii naukowej z pięknem fotografii artystycznej.
W 1852 roku powstała seria zdjęć, na których uwiecznione zostały zabytki i krajobrazy Kijowa, Moskwy oraz Sankt Petersburga.

"Wojenny" wóz Fentona,
ZAWÓD: REPORTER

Fama utalentowanego fotografa, którą cieszył się zasłużenie Fenton dotarła na dwór królewski. Na polecenie królowej Wiktorii i jej małżonka Alberta, artysta miał wyruszyć w śmiałą misję - miał za zadanie uwiecznianie na zdjęciach Wojny Krymskiej (1853–1856). Uzbrojony w instrukcje od księcia, Fenton miał dostęp do dowódców alianckiej armii. Dotarł na Krym w lutym 1855 roku, zabierając ze sobą 30 skrzyń materiałów zapakowanych na wóz sprzedawców wina. Na Krymie wykonał około 350 odbitek i jako pierwszy w historii mógł poszczycić się fotorelacją z frontu. Jednak dla dobra odbiorców unikał epatowania przemocą; przedmiotem zdjęć nigdy nie była walka, ani ciała zabitych. Stworzył ponadczasowy dokument, który miał dowieźć, że brytyjscy żołnierze ginęli z godnością i w słusznej sprawie. 
Jednakże ciężkie warunki sprawiły, że fotograf podupadł znacznie na zdrowiu. Po powrocie w czasie audiencji u królowej złamano protokół i ze względu na stan zdrowia, Fenton mógł siedzieć w obecności monarchini.

KATALOGOWANIE

W uznaniu za swoją pracę i poświęcenie, Roger Fenton mógł się poszczycić mianem oficjalnego fotografa rodziny królewskiej. Gościł nawet w Balmoral, skąd pochodzą nieformalne, prywatne zdjęcia rodziny panującej.
Od 1853 roku królowa Wiktoria i książę Albert byli mecenasami Towarzystwa Fotograficznego. W 1854 roku Fenton dostąpił zaszczytu oprowadzania znamienitej pary na pierwszej wystawie Towarzystwa. Wiktoria nabyła wówczas 25 odbitek zdjęć Fentona z czasów wojaży po carskiej Rosji.
Wkrótce potem zlecono fotografowi przygotowanie katalogu dóbr Muzeum Brytyjskiego. Skala przedsięwzięcia była niezwykła, a przed Fentonem piętrzyły się problemy natury technicznej - jak oświetlić przedmioty by wyglądały najkorzystniej i odzwierciedlić ich piękno? Niewielkie artefakty, takie jak tabliczki asyryjskie wynosił do specjalnego, wybudowanego na dachu muzeum atelier. Zbyt ostre światło słoneczne zniwelował chowając do specjalnego pudełka z zasłonkami, pierwowzoru dzisiejszego namiotu bezcieniowego. 

Tintern Abbey
LONDYN

Po 1857 roku wrócił do fotografowania architektury i wiejskich krajobrazów. Skupił się wówczas na nadgryzionych zębem czasu opactwach, romantycznych zakątkach rodem poematów Byrona, czy Shelleya.
Koło roku 1858 w swoim londyńskim atelier wykonał ponad 150 zdjęć w stylu orientalnym - nie tyle wówczas dokumentował rzeczywistość, co tworzył jej romantyczne wizje. Fotografie Rogera Fentona z tego okresu można określić jako dojrzałe i wysublimowane. 
Z dnia na dzień w 1862 ten doskonały twórca porzucił fotografowanie. Być może na jego decyzję miały wpływ śmierć ukochanego syna, oraz kryzys ekonomiczny, który dotknął rodzinę Fentona bezpośrednio - przędzalnia, której był właścicielem nagle zbankrutowała. Nie wytrzymywał również konkurencji z fotografami-amatorami oferującymi tanie kartoniki, zamiast dobrej jakości odbitek. Wreszcie sprzedał cały swój kram i wrócił do praktyki prawniczej. Zmarł po krótkiej chorobie 8 sierpnia 1869 roku w wieku zaledwie 50 lat.

Powyższe zdjęcia pochodzą z Wikipedii i są objęte licencją CC.


Follow on Bloglovin

Podróżować jest bosko!

Z pewnością część z Was pamięta wspaniały podróżniczy cykl Pieprz i wanilia nadawany przez TVP. Nazwiska Tony'ego Halika i Elżbiety Dzikowskiej do dziś przewijają się w mediach. Od kilku lat w radiu i telewizji można śledzić poczynania Wojciecha Cejrowskiego, Beaty Pawlikowskiej oraz Martyny Wojciechowskiej. Ale nie każdy wie, że już blisko sto lat temu mieliśmy swoich podróżników, którzy na kartach książek uwieczniali swoje liczne wojaże. 
W 1926 roku dwaj świeżo upieczeni absolwenci leśnictwa Uniwersytetu Poznańskiego, Tadeusz Perkitny i Leon Mroczkiewicz wybrali się w podróż dookoła świata. Eskapada zajęła im cztery lata, podczas których aby utrzymać się przy życiu imali się różnych zajęć (między innymi pracowali oczywiście w przemyśle drzewnym). Perkitny po powrocie do kraju wydał książkę wspomnieniową z podróży Okrążmy świat raz jeszcze.
Również przed II wojną światową swoją wielką wyprawę polarną na Wyspę Niedźwiedzią  odbył Czesław Centkiewicz. Niestety, większość jego powieści mocno się zdezaktualizowała, bowiem pisarz działał na gruncie świeżo zasianego komunizmu powojennego, co miało niemały wpływ na postawy jego bohaterów. Do dziś jednak w bibliotekach można znaleźć wznowienia Anaruka, chłopca z Grenlandii.
Podróżnikiem, że się tak wyrażę pełna gębą był Arkady Fiedler; ten urodzony w 1894 roku Poznanianin przemierzył świat wzdłuż i wszerz. Szczególnie upodobał sobie Amazonię. Takie jego dzieła jak Kanada pachnąca żywica, czy Ryby śpiewają w Ukajali czytane i cytowane są do dziś. 
Warto również wspomnieć nazwisko polskiego antropologa Bronisława Malinowskiego, który zasłynął publikacją Życie seksualne dzikich. Publikacje oparł na badaniach terenowych przeprowadzonych na  Wyspach Trobriandzkich (Papua-Nowa Gwinea)w czasie I wojny światowej.
Kilka lat temu grupka śmiałków wyruszyła śladem afrykańskich wędrówek Kazimierza Nowaka, którego felietony można przeczytać w książce Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Wędrówki Nowaka, odbyte pieszo, rowerem, na wielbłądzie, pociągiem oraz czółnem, przypadają na lata 1931-1936. Na stronie poświęconej podróżnikowi znajdziecie szereg ciekawostek na temat samej wyprawy, oraz dzisiejszego jej odbioru. A TU można obejrzeć zdjęcia z wyprawy na Czarny Ląd.
Niedawno Dwójka w cyklu gawęd Głosy z przeszłości przypominała wypowiedzi Olgierda Budrewicza, znanego varsavianisty, podróżnika oraz pisarza i autora licznych scenariuszy. Budrewicz opowiadał o swojej miłości do Brazylii, licznych wojażach - odwiedził 160 krajów, z czego większość opisał na kartach swoich licznych książek. 
Z pewnością nie wymieniłam wszystkich, ale tych najbardziej znanych, najpoczytniejszych, najodważniejszych. Dziś świat stał się malutki, nie tylko za sprawą Internetu, ale i biur podroży urządzających wycieczki do najdalszych zakątków globu. Ale wyobraźcie sobie podrózować te sto, no, osiemdziesiąt lat temu, bez klimatyzacji, opcji all inclusive, opiekunów wycieczek. Potrafilibyście tak rzucić wszystko i jechać na, powiedzmy Borneo? Czy lepiej jednak w zaciszu domowych pieleszy, bądź własnym ogródku poczytać, jak inni podróżowali za (dla) nas? 

Follow my blog with Bloglovin