Header Image

Znaki szczególne - Paulina Wilk

Od razu wiedziałam, że Paulina Wilk przeniesie mnie w lata 80-te Znakami szczególnymi. Książka opisywana jako biografia pokolenia jest bodaj pierwszą próbą opisania dzieciństwa i dorastania dzisiejszych trzydziestokilkulatków. Wilk, rocznik 1980, córka wojskowego i bibliotekarki (później urzędniczki) wzrastała w niewielkiej miejscowości pod Warszawą, wszyscy mieli „po równo”, a na meble czekało się miesiącami.

Gliwice, rynek, czerwiec 1987 rok. Za czym kolejka ta stoi???
Smak kisielu z tartym jabłkiem, zapach szkolnych ławek, tych zielonych, wyprofilowanych z miejscem na pióro i dziurką na kałamarz, zabawy patykami, pomarańcze pod choinkę, raczki w papierowej torebce rozdawane w dniu urodzin w szkole… Paulina Wilk Znakami szczególnymi obudziła we mnie wiele wspomnień. Czułam je, pachniały mi, smakowały. Guma do żucia z kowbojem kupowana w sklepiku na dole, sklepy samoobsługowe, w których kupowało się musztardę w fikuśnych kufelkach, „prześwietlało” jajka z pieczątką. W telewizji mówili o kolejnym plenum, o tym, że dochodzimy do Europy (zawsze wtedy byłam skonsternowana, bo wiedziałam, że przecież Polska leży w Europie). 5-10-15, Domowe przedszkole, ukochane piosenki Piccolo Coro Dell Antoniano, teatr O pięknej Pulcheryi i szpetnej bestyi… Pochody, festyny, oglądanie ekspozycji meblowej na Żwirki i Wigury.
Lata dziewięćdziesiąte zapamiętałam chyba tak samo, jak Wilk: kolorowe długopisy, pachnące zielonym jabłuszkiem okładki na zeszyty, pierwszy walkman, kolorowe teledyski, kasety magnetofonowe kupione za kieszonkowe, „popiwek” i „kuroniówka”, naklejki 3d, tureckie swetry.
A potem wejście do Unii; dogoniła nas nowoczesność, każdy ma „mądrą” komórkę, która – jak pisze Wilk – pamięta za nas wszystko. Autorka pisze również o samotności XXI-go wieku, samotności w wielkim mieście, gdzie zamiast relacji jest jednorazowość i spełnianie marzeń napędzanych kolorowymi billboardami. Zastanawia się, gdzie podziały się te serdeczne relacje z podwórka, ze szkoły? Jest zniesmaczona sferą publiczną: polityką, służbą zdrowia… Nasi rodzice powtarzali do znudzenia, że jeżeli będziemy się uczyć, dojdziemy do czegoś. Po studiach nagle „to coś” przestało istnieć, bo zmieniły się reguły gry i wygrywali ci najagresywniejsi, nie ci najlepiej wykształceni, a już z pewnością nie humaniści, którzy są raczej obiektami kpin, jakoby nie potrafili do trzech zliczyć.
Jestem sentymentalna, przyznaję się. Miałam wspaniałe dzieciństwo, z którego mam milion zdjęć – czarno-białych, niewyraźnych, robionych „ruskim” aparatem, wywoływanych po nocach przez tatę. Na zdjęciach jestem uśmiechnięta, mam na sobie spodenki, które wydziergała mi mama, jestem otoczona książeczkami, lalkami o ładnych buziach, albo pozuję na dworze, w czasie spaceru do lasku miejskiego, gdzie można było pooddychać czystym powietrzem, rozłożyć kocyk.
Paulina Wilk opisuje nasze, stojące w rozkroku pokolenie. Urodziliśmy się, kiedy wszystko było proste, nie było portali społecznościowych, papierosy nie były ładowane prądem, książki miały szare okładki, komórka kojarzyła się z węglem, nikt nie przejmował się glutenem, a coca-cola była napojem bogów. Od tamtych czasów minęło ładnych parę dekad, wszystko odwróciło się o 180 stopni i – mam wrażenie, że Wilk to ciąży, że Znaki szczególne wyrosły z tęsknoty, ze znudzenia nawałem rzeczy, rozczarowania obrotem spraw.
Gliwice, Żwirki i Wigury, Festyn dożynkowy (?). Czerwiec 1987 rok

Ta mała po lewej w sukience w kratkę - to ja:)

8 komentarzy:

  1. "Nasi rodzice powtarzali do znudzenia, że jeżeli będziemy się uczyć, dojdziemy do czegoś". Teraz to brzmi jak gorzki żart.

    Zdjęcia wspaniałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tak jest. Jak w Dniu Świra.
      Dziękuję. Mam takich wiele, całe albumy.

      Usuń
  2. Fajnie jest wracać za pomocą innych w tamten czas, gdyż nie wszystko się zapamiętało...a tak po prostu "wyłazi" z pamięci i cieszy ......

    OdpowiedzUsuń
  3. Może zdjęcia z tamtych czasów są czarno-białe, ale to nie znaczy że nasze życie też takie było. Też jestem sentymentalna :) Wymieniłaś tyle fajnych rzeczy, które towarzyszyły naszemu dzieciństwu ( nawet mój ulubiony spektakl w Teatrze Młodego Widza ) - aż coś w środku mnie się uśmiecha, a jednocześnie i ściska z żalu.

    OdpowiedzUsuń
  4. też mam dużo zdjęć wywoływanych w domu, ale nie lubię do nich wracać - bo mi smutno, na nich byłam radosnym dzieciakiem, a teraz jestem smutnym dorosłym na kolorowych cyfrowych zdjęciach, żałuję, że mamy dostęp do wszystkiego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, więc nie tylko ja tak mam, ze "internet to zło", "komórka to zło", itp...

      Usuń
    2. Hm, niekoniecznie internet i komorka to "zlo". Zlo wynika z przedawkowania. Kiedys niczego nie bylo, nie musielismy sobie narzucac zadnych ograniczen. Teraz tak, niemal w kazdej dziedzinie zycia. A nie wychodzi nam to i przedawkowujemy niemal wszystko - tylko w relacjach miedzyludzkich deficyt rosnie. Na wszystko rzucamy sie zachlannie, wszystko musi byc na maksa, zdrowy rozsadek i samokrytycyzm przepadly.
      Ale jest nadzieja - ostatnio minimalizm staje sie modny, moze przyjdzie czas na asceze elektoniczna.
      Pozdrawiam serdecznie,
      Motylek

      Usuń
    3. Złodziej czasu.

      Wiesz, w weekend jestem w ogóle poza zasięgiem, lubię odpocząć od internetowego zgiełku. Ale w tygodniu z racji pracy jestem przez osiem godzin on-line.

      Najbardziej niepokoi mnie, co z ludzi wychodzi w komentarzach. Np. kiedyś pisałam o ciekawostkach turystycznych, no i na stronie z żydowskimi przepisami kulinarnymi zaczęło się od komentarzy "a ile tego cukru", a skończyło, na "bo wyście zabili Pana Jezusa". Autentycznie mi się cofnęło. Niestety tak też jest na wielu grupach fb.

      Usuń