Header Image

Potargowo

Kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu na Targi Książki do Krakowa, nie wahałam się ani chwili. Jechałam zorganizowaną grupą, więc miałam dość ograniczony czas, niemniej jednak udało mi się "odhaczyć" najważniejsze punkty w sobotnim kalendarzu targów.
Przed wejściem była niesamowita kolejka - a ponoć Polacy nie czytają książek! Dwie olbrzymie hale - Wisła i Dunaj, oddzielone są złączką z salami Wiedeń A i Wiedeń B (w W. A o 13-stej odbywało się spotkanie blogerów, do którego "włożyłam głowę" na chwilę dosłownie na chwilkę). Hale robią wrażenie, są przestronne, wysokie, ale przy tej powodzi zwiedzających było i tak tłoczno. 


Wydrukowałam sobie wcześniej plan zaznaczając interesujące mnie stoiska i spotkania autorskie, na których chciałam być. Udało mi się (z fajnymi rabatami) kupić Sens życia (kolejną po Dziwnych zwierzętach i Innej podroży część o Mrówkojadzie i Orzesznicy), zdobyłam upatrzoną Susan Sontag, złapałam Angoli. Nie udało mi się ustrzelić dwu innych książek; jedna prawdopodobnie była wydana zbyt dawno temu, drugiej nie umiałam znaleźć (wydawnictwo Albatros nie miało stoiska?).
Widziałam wiele znanych twarzy: ojca Leona Knabita, Agnieszkę Tyszkę, Wojciecha Cejrowskiego, mignął mi Miłoszewski. Od 12-stej Paulina Wilk podpisywała Znaki szczególne, które bardzo chciałam zdobyć właśnie z autografem. Co prawda z panią Pauliną zamieniłam kilka zdań, ale okazała się miłą, rozmowną osobą. Muszę się pochwalić zdjęciem:
Z lewej Paulina Wilk, po prawej - c'est moi
Niestety, nie udało mi się być na spotkaniu z Dehnelem (promował Matkę Makrynę), nie zdobyłam również tomiku Krzysztofa Siwczyka (a chciałam mu pogratulować nagrody Kościelskich i zdobyć autograf), ominął mnie również Twardoch. 
Za to zrobiłyśmy sobie spacer po jesiennym Krakowie. W Cafe Choco ogrzałyśmy się przy ciepłej kawie, zajadając przepyszny sernik. Na rynku jak zwykle tłum turystów, gołębie i stragany z kwiatami. Może to bliskość czakramu, bo przyjechałam zmęczona, ale niesamowicie pozytywnie naładowana. 
Co do samych targów, to hale były tak ogromne, że nie do ogarnięcia jednego dnia. Żeby tak spędzić na każdym ze stoisk przynajmniej piętnaście minut, to musiał by mieć człowiek dwa tygodnie;) O niektórych wydawnictwach w ogóle nie słyszałam. Z tego co wiem, prawdopodobnie kręciło się po halach wielu moich znajomych, w tym wielu blogerów, ale przyuważyłam tylko jedną blogerkę i jednego znajomego ze studiów. 
Byliście? Jakie macie wrażenia? Duże te Wasze stosy? 






  
Follow on Bloglovin

Bukareszt. Kurz i krew - Małgorzata Rejmer

źródło: LubimyCzytać.pl
Kiedy w 1989 po błyskawicznym procesie stracono Nicolae Ceaușescu i jego żonę, Elenę, miałam siedem lat. Ale pamiętam czarno-białe zdjęcia i rozjuszony, zdesperowany tłum. W książce Bukareszt. Kurz i krew Małgorzata Rejmer wraca do tego momentu, usiłując dociec co sprawiło, że lud "ugryzł rękę, które go karmiła". Ceaușesc, niedouczony syn szewca wyrósł na potęgę dzięki populizmowi i decyzjom władz partyjnych namaszczających go na stanowisko prezydenta. Za jego rządów Rumunia była sterroryzowana, sterowana ręcznie przez osoby, które cierpiały na galopującą megalomanię. I tak oto powstał Dom Ludu, czyli wprost gigantyczny Pałac Parlamentu, dla postawienia którego zrównano z ziemią jedną z najpiękniejszych dzielnic willowych Bukaresztu. Dom Ludu - pisze autorka - zawłaszczył całą południową część Bukaresztu. Zmienił ją nieodwołalnie i zniszczył. Rozerwał tkankę miasta. Gdyby tylko skończyło się na architekturze... Ale nowe społeczeństwo domagało się nowego rozdania i wszystkie dziedziny życia musiały być podporządkowane władzy. Nawet ta najintymniejsza, związana z życiem płciowym. Dekret zabraniający kobietom prawa do antykoncepcji i aborcji zmienił wszystko: stosunki między małżeństwami, sąsiadami, przyjaciółmi, między rodzicami i dziećmi. (…) Do dziś społeczeństwo nie zdążyło wyzdrowieć po tym eksperymencie, który miał budować szczęśliwe, duże rodziny, a okazał się bombą niszczącą więzi między ludźmi (…) setki tysięcy dzieci wzrastały z kompleksem niechcenia. 10 000 kobieta zmarło w wyniku nieudanych aborcji, kobiety były więzione, do więzień trafiali lekarze dokonujący aborcji, a tych dokonywali nie tylko ginekolodzy... Rozdział poświęcony tej tragedii jest jednym z najbardziej wstrząsających, obok innego, poświęconego więzieniom w Rumunii.  
Rumunia oczami Rejmer jawi się jako kraj zniszczony fizycznie, a przede wszystkim psychicznie, kraj okaleczony, który nawet kiedy się śmieje, robi to w sposób posępny; rumuński humor to humor czarny,  komedia rumuńska to wesołe pranie widza po pysku - pisze Rejmer podając przykłady w postaci tytułów takich jak Filantropica, czy Śmierć pana Lazarusa. 
Mimo iż zaczęłam od Ceaușescu, muszę przyznać, że nie on zapoczątkował to, co złe w Rumunii - był tylko nieubłaganą konsekwencją tego, co narastało w narodzie. W 2004 roku komisja Elie Wiesela opublikowała raport, w którym stwierdziła, że Rumunia, spośród wszystkich sojuszników nazistowskich Niemiec, ponosi oprócz samych Niemiec, odpowiedzialność za największy udział w eksterminacji Żydów.
Jaka naprawdę jest Rumunia, jacy są Rumuni, czy mamy prawo ich oceniać? Polecam książkę Bukareszt. Kurz i krew; Rumunia to taki duży kraj, taki nieszczęśliwy, a tak mało o nim wiemy.
Follow on Bloglovin

Śmiejący się policjant - Per Wahlöö, Maj Sjöwall

Od czasu trylogii Milenium popularność kryminałów skandynawskich znacznie wzrosła. Takie nazwiska jak Camilla Läckberg, Jo Nesbø, czy Liza Marklund zna każdy czytelnik. Ale warto wspomnieć o parze autorów piszących w latach 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku. Roman om ett brott, co można przetłumaczyć jako opowieści z życia policji, rozgrywały się w Sztokholmie, a głównymi bohaterami byli Martin Beck i jego podwładni, Lennart Kollberg, Gunvald Larsson, Frederik Melander, i in. Śmiejący się policjant jest czwartą (z dziesięciu) powieścią duetu Per Wahlöö i Maj Sjöwall. Została ona nagrodzona prestiżową Nagrodą im. Edgara Allana Poe. 
Powieść zaczyna się niezwykle intrygująco: słotny listopadowy wieczór, w autobusie komunikacji miejskiej zostaje znalezionych osiem zastrzelonych osób. Wśród ofiar jest młody policjant, Åke Stenström. W pierwszej chwili detektywi nie mają punktu zaczepie. Zaczyna się żmudne policyjne śledztwo. Obserwujemy nie tylko pracę policji, ale ich wzajemne relacje nasycone ironicznym humorem, poznajemy rodziny policjantów, tło - od manifestacji przez sytuację socjalno-ekonomiczną po półświatek sztokholmski. Postacie są żywe, nieprzejaskrawione, ludzkie, których pracę można podsumować zdaniem wypowiedzianym przez Malandera:
"- Istota problemu (...) polega rzecz jasna na tej paradoksalnej sytuacji, że zawód policjanta wymaga w założeniu najwyższej inteligencji, zupełnie niezwykłych kwalifikacji psychicznych i moralnych od tych, którzy się go podejmą, a jednocześnie nie oferuje nic, co mogłoby przyciągnąć osoby o takich właściwościach".
Śmiejącego się policjanta czyta się bardzo dobrze. Zagadka kryminalna jest niebanalna, a praca policji bazuje na intelekcie i ciężkiej pracy, nie na przebłyskach geniuszu jak w przypadku prywatnych detektywów. Czekam na wydanie w czarnej serii, żeby więcej czytelników po tę powieść sięgnęło. 

Książka przeczytana w ramach wyzwania CZYTAMY KSIĄŻKI NIEOCZYWISTE


Follow on Bloglovin

Dama Kameliowa - Aleksander Dumas (syn)

Z klasycznymi powieściami jest ten problem, ze ciężko wnieść coś nowego do dyskusji na ich temat. Z pewnością większość z Was zna fabułę, ale nakreślę ją pokrótce dla tych, którzy z Damą Kameliową się nie spotkali.
Akcja powieści rozgrywa się w połowie XIX-go wieku w Paryżu. Właśnie odbywa się licytacja dóbr zmarłej na gruźlice kurtyzany, Małgorzaty Gautier. Młody narrator z czystej ciekawości postanawia przyjrzeć się jej bliżej i z czystej przekory nabywa tomik należący do zmarłej. W książce znajduje się tajemnicza dedykacja, która frapuje młodzieńca. Okazuje się, że autorem wpisu jest dawny kochanek Małgorzaty, Armand Duval... Tak zaczyna się jeden z najsłynniejszych melodramatów wszech czasów, który służył za kanwę Traviaty Verdiego, był wielokrotnie inscenizowany i ekranizowany (chociaż nie doczekaliśmy się ekranizacji prawdziwie epickiej w hollywoodzkim sensie).

Główna bohaterka, której ukochanymi kwiatami były właśnie kamelie, określana jest mianem kurtyzany. Nie jest to synonim wyrazu prostytutka, co bardzo często się słyszy; w dzisiejszych czasach można by określić tak dziewczyny piłkarzy, celebrytki spotykające się ze sławnymi mężczyznami, utrzymanki, z którymi można się pokazać w teatrze, na premierze filmu, na "ustawce" z paparazzi.  Taka "material girl" nie była w XIX-stym wieku dobrym materiałem na żonę, ale na towarzyszkę - owszem. Wręcz znamienna jest wypowiedź ojca Duvala pochwalającego wybór syna co do kochanki. I w tym znaczeniu Dama kameliowa traci swój łzawy wydźwięk na rzecz obrazu obyczajowości dziewiętnastowiecznej. Znaczący jest również fakt, że mamy do czynienia z powieścią francuską, nie angielską, czy amerykańską, gdzie taka główna bohaterka byłaby nie do przyjęcia. Taką przebrzmiałą dama kameliową jest również Odeta de Crécy ze słynnego cyklu powieściowego Marcela Prousta. 
Przemiana Małgorzaty z utrzymanki w romantyczną heroinę nie jest wcale niczym dziwnym, chociaż czytelnik nie byłby równie o niej przekonany, gdyby bohaterka nie była umierająca; czy na dłuższą metę mogłaby obejść się bez luksusów, z których miała zrezygnować w imię miłości do niezbyt bogatego dżentelmena z prowincji? Oczywiście nie odmawiam Małgorzacie prawa do miłości i nie wątpię w jej istnienie, ale czy Gautier i Duval - gdyby nie śmiertelna choroba - mogliby żyć długo i szczęśliwie?

Na zdjęciu są dwa wydania - na pierwszym planie znajduje się jeden z czterech tomików wydanych w 1924 roku, w tle wydanie z 2005-go.